Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!
Jako pierwsza do aborcji w mediach społecznościowych przyznała się Amelia Bonow. Była to jej odpowiedź na debatę dotyczącą funduszy na Planned Parenthood. Kongresmani zdecydowali o zaprzestaniu dofinansowywania organizacji, która pomaga kobietom w trudnych sytuacjach.
O aborcji mówi się szeptem
Amelia Bonow nie zgadza się z decyzją rządu. Kobieta trafiła do Planned Parenthood w 2014 roku. Tam dokonała aborcji. Jest wdzięczna za pomocą jaką uzyskała. Doświadczyła wsparcia i profesjonalnej opieki medycznej. Uważa, że musi podzielić się swoim przeżyciem, aby ludzie oraz przede wszystkim urzędnicy zrozumieli, że o aborcji nie można mówić szeptem. Sprawa ta dotyczy kobiet, które mają prawo decydować o swoim życiu.
Wykrzycz swoją aborcję
Ta śmiała deklaracja oburzonej kobiety została zauważona przez pisarkę Lindę West. Udostępniła ona jej wpis i opatrzyła go hashtagiem - #ShoutYourAbortion (Wykrzycz swoją aborcję). Wywołała tym lawinę podobnych oświadczeń.
140 znaków trudnych wyznań
Na Twitterze pojawiło się mnóstwo wpisów, w których kobiety dzielą się swoimi przeżyciami. Wpisy są bardzo dosadne, nie ma w nich cierpienia czy użalania się nad sobą. W dużej mierze wynika to z faktu, że kobiety, które pragną podzielić się swoją historią, mają do dyspozycji jedynie 140 znaków. Tyle miejsca przewidują wpisy na tym portalu społecznościowym.
Wygrał zdrowy rozsądek
Innym powodem, dla którego wyznania są oddarte z emocji, jest to, że Amerykanki nie żałują swoich decyzji, nie wstydzą się ich i nie uważają, że zniszczyło im to życie. Wręcz przeciwnie, większość pań zauważa, że w momencie, kiedy decydowały się na zabieg nie były gotowe na macierzyństwo. Nie miały warunków finansowych, były za młode, samotne. Uważają, że dziecko zrujnowałoby ich życie, a przede wszystkim nie miałoby godnych warunków.
Czym tu się chwalić?
Przyznanie się do aborcji w krótkich, żołnierskich słowach, bez odczuwania wstydu czy psychicznego cierpienia wywołuje sprzeczne emocje.
Nic dziwnego, że takie wyznania: - Miałam dwie aborcje. Nie mam komu tego wyjaśnić czy wytłumaczyć. Moje życie jest cenniejsze od potencjalnego życia, - 18 lat i spłukana + ciąża = zło. Aborcja + 3 lata później + małżeństwo + stabilna praca = świetne życie dla mojego dziecka wywołały społeczną dyskusję.
Nie zaangażowani emocjonalnie Internauci twierdzą, że to ohydne, barbarzyńskie. - Powinnaś się wstydzić. Jesteś oczywiście straszną osobą, - Nie jestem naiwny, rozumiem aborcję. To, czego nie rozumiem to to, dlaczego bierzesz udział w #ShoutYourAbortion. Czym tu się chwalić? - to jedne z najłagodniejszych wpisów.
Nikt nie żałuje?
Przeciwwagą dla rozprzestrzeniającej się w mediach społecznościowych akcji #ShoutYourAbortion może być wyznanie anonimowej Polki. Kilka lat temu przeprowadziła ona aborcję, która odcisnęła piętno na całym jej późniejszym życiu: - Nie pomogły mi rozmowy z bliskimi, wyznanie prawdy mężowi, spowiedź, zrozumienie i rozgrzeszenie u księdza - powiedziała w rozmowie z kobieta.gazeta.pl.
Jej doświadczenia są zgoła inne niż przeżycia, którymi dzielą się Amerykanki na Twitterze: - On mnie nie namawiał na przemyślenie sytuacji, zaakceptował moją decyzję. Zajął się całą stroną organizacyjną i finansową aborcji. Wydarzenia układają mi się w jeden ciąg... Wizyta u lekarza, nielegalny zabieg, dochodzenie do siebie. Ta ostatnia faza to proces otwarty
Całą rozmowę można przeczytać tutaj .