Impreza z horroru
Bractwa i korporacje studenckie to temat często ogrywany w filmach - głupkowatych komediach i średniej klasy thrillerach. W tych pierwszych widać podlewane hektolitrami wódy niekończące się imprezy w nieroztropnie opuszczonych przez rodziców na weekend domach, w drugich tajne organizacje ocierające się o zorganizowaną przestępczość knujące wśród bezwzględnych przedstawicieli wyższych sfer.
Zapewne obydwie te wizje pokazują ziarno prawdy - studenci za kołnierz nie wylewają, a przynajmniej dwa z bractw rzeczywiście owiane są tajemnicą: działające na uniwersytecie Yale Skull&Bones, które ma siedzibę na prywatnej wyspie, a wśród członków m.in. polityków George'a Busha oraz Johna Kerry'ego, i zrzeszające wybranych studentów uniwersytetu w Oxfordzie Bullingdon Club (Bullingdon Club słynie z szalonych imprez - podczas jednej z nich obecny premier Wielkiej Brytanii James Cameron miał wejść w bliższą znajomość ze świńską głową).
Braterstwa i siostrzeństwa są różne - ale mają wiele punktów wspólnych - pochodzące od liter alfabetu greckiego nazwy, określoną kolorystykę oraz fakt, że zrzeszają osoby o podobnych zainteresowaniach. Idealnie pokazuje to ten krótki fragment filmu "Uniwersytet potworny".
Wstąp w szeregi
Do bractwa lub siostrzeństwa nie można zostać, ot tak, przyjętym. Można złożyć podanie o przyjęcie, ale ostatecznie to jej członkowie decydują, kogo chcą widzieć w swoich szeregach. Im na szerszą skalę przeprowadzą akcję rekrutacyjną, tym z większej liczby ciekawych kandydatur mogą wybierać. Osoby zakwalifikowane decydują się na jeden klub i w nim działają. W założeniach ich członkinie mają poświęcać się doskonaleniu, działać społecznie, angażować się w życie uczelni i wzajemnie wspierać.
Dziewczyny z Alabamy
Dawniej kręcono filmiki agitujące do wstąpienia w szeregi konkretnych bractw. Puszczano je z kaset VHS podczas spotkań otwartych w siedzibach stowarzyszeń. Utrzymane w dość statycznej konwencji przedstawiały życie bractwa, jej członków, dużo w nich mówiono stawiając na słowną perswazję podpartą obrazem. W 2015 roku nastąpiła ogromna zmiana w sposobie reklamowania siostrzeństw studenckich.
W zeszłym roku opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych mocno podzieliło wideo nakręcone na potrzeby klubu Alpha Phi z uniwersytetu w Alabamie. Czegoż w nim nie ma?! Na pewno charakterystycznej dla systemów edukacji amerykańskiej różnorodności rasowej. Są za to: długowłose blondynki w bikini, blondynki w bikini na plaży, nad jeziorem, w basenie, te same dziewczyny opalające się, jedzące lody na patyku, posyłające buziaczki, udające walkę na poduszki, przytulające się, tańczące, poprawiające makijaż i włosy...
Fot. Alabama Aplha Phi Instagram Fot. Alabama Aplha Phi Instagram Harem? Salon SPA? Szkoła kosmetyczna? Fot. Alabama Aplha Phi Instagram
Przedstawiony przez nie obraz członkostwa w stowarzyszeniu to wizja lakierem do włosów, brokatem i kremem do opalania płynąca.
Bardziej przypomina zresztą skrzyżowanie prezentacji kandydatek na miss świata z teledyskiem i reklamą programu typu "Kawaler do wzięcia" niż starą dobrą reklamę życia na uniwersyteckim campusie. Dodajmy, że w reklamówce nie pada ani jedno słowo!
Wersja reżyserska
Wiele słów padło za to po premierze klipu. Rasizm, seksizm, idiotyzm! - krzyczały media nie tylko w USA ale także na Starym Kontynencie. Kobiety przedstawiono w reklamówce jak stereotypowe idiotki - grzmiały autorytety. Reklamę szybko usunięto, a profil na Facebooku zamknięto. Internet jednak nie zapomina.
W obronie swojego dzieła i 72 kobiet, które się w nim pojawiają stanęli twórcy reklamówki - Mitch Malecki i Griffin Meyer. Panowie z przymrużeniem oka skomentowali kadry filmu, czym wywołali jeszcze większe niezadowolenie. - Same blondynki? Ej, widzę tu: 1, 2, 3, 4, 5 brunetek - mówił Malecki. - Otwarcie drzwi to jak symboliczne wpuszczenie widzów do umysłów i dusz sióstr Alpha Phi - dodawał Meyer.
Fot. Screen You Tube Fot. Screen You Tube Autorzy filmu o stowarzyszeniu studenckim z Alabamy - wyluzowani za i przed kamerami. Fot. Screen YouTube
Trudno brać ich słowa na poważnie, kiedy mówią, że kobiety "najlepiej wyglądają filmowane w slow motion" , a za "lody, brokat i bańki mydlane zrobią wszystko" . Twierdzą, że ich film pokazuje piękne wolne, wykształcone i oczytane kobiety. A że są w bikini? - A w czym mają skakać do wody? - pytają.
Welcome to Miami
Jak się okazuje zeszłoroczne zgorszenie posłużyło oswojeniu obyczajowości. W tym roku dziewczyny z Miami nakręciły przy pomocy dronów i z użyciem motorówek, żaglówek, samochodów oraz psa reklamówkę siostrzeństwa Delta Gamma z uniwersytetu w Miami.
Fot. Screen YouTube Delta Gamma University Fot. Screen YouTube Delta Gamma University Wspaniały widok z tarasu. Fot. Screen YouTube Delta Gamma University.
I znowu: mamy dużo opalonych ciał w bikini, walka z rujnującym uczesanie wiatrem, wspólne pląsy oraz igraszki w wodzie. - To ma zachęcić siostry, czy braci? - pytają ludzie w komentarzach pod filmem.
Fot. Screen YouTube Delta Gamma University Życie studenckie w Miami. Fot. Screen YouTube Delta Gamma University Życie studenckie w Miami. Fot. Screen YouTube Delta Gamma University
Forma jest dobra, kierunek także - dlaczego tylko nie można pokazać więcej samorozwoju - zamiast machać nogami na skraju pokładu i wystawiać buźki do słońca, można wspólnie żeglować i nawigować. Dziewczyny z Miami w przeciwieństwie do tych z Alabamy dotarły chociaż na teren uniwerka, założyły plecaki na ramiona i wzięły książki w ręce. Mamy więc swego rodzaju... postęp.
Kobieca strona Gazeta.pl - Polub nas!