"Och, jak bardzo chciałabym rzucić w cholerę pracę w korpo i zająć się własnym gospodarstwem agroturystycznym". Albo "rzucić etat i hodować eko-wszystko". "Zwolnić się i tylko szyć pledy dla niemowlaków". Brzmi znajomo?
Żeby zmienić życie, sama chęć nie wystarczy. Potrzebny jest jeszcze dobry pomysł i konsekwencja w jego realizacji. Marzena Zimnicka-Żepielska pracuje w korporacji, ale i tak udało jej się wspólnie z dwoma koleżankami stworzyć w Warszawie miejsce wyjątkowe: Pompona, czyli pierwszą klubo-kawiarnię dla dzieci i rodziców. Taką, w której rodzice mogą zjeść smaczny obiad, a dzieci kreatywnie bawić się.
Teraz rozkręca kolejny biznes i być może znowu ma nosa. A że przy tym jest bardzo rozsądna, uporządkowana i działa racjonalnie, byliśmy ciekawi, jaki ma pomysł na biznes na rynku, na którym jest już chyba wszystko. Acha, i do tego wszystkiego wciąż pracuje w korpo.
Ola Długołęcka, Kobieta.gazeta.pl: Twoją pierwszą samodzielną inwestycją był Pompon - kultowe miejsce na mapie Warszawy. Pierwsza klubo-kawiarnia dla rodziców i dzieci. Z salą zabaw, dobrym jedzeniem dla dzieci i rodziców, warsztatami, spa.
Marzena Zimnicka-Żepielska: - Pompon powstał z potrzeby chwili. Urodziłam dwoje dzieci i zupełnie nie miałam z nimi dokąd chodzić.
Pięć lat temu nie było nawet w Warszawie miejsc, w których dzieci mogłyby się bawić, a rodzice coś zjeść. Wspólnie z dwoma koleżankami, zainspirowane nieistniejącą już Momą w Nowym Jorku, zaczęłyśmy szukać lokalu.
Na macierzyńskim wiele kobiet postanawia zerwać ze swoim korporacyjnym życiem. Wiele niestety powiela nierentowne pomysły, działa spontanicznie, bez planu marketingowego. Pompon był oryginalnym pomysłem. Czy okazał się także komercyjnym sukcesem?
- Owszem, ale od razu mówię, dlaczego. Nie miałyśmy zaplecza finansowego, które pozwoliłoby nam na testowanie pomysłu przez kilka lat. Nie stać nas było na przyglądanie się i eksperymentowanie.
W Pompona zainwestowałyśmy oszczędności, ale tak je wyliczyłyśmy, że po uruchomieniu lokalu nie miałyśmy środków na ewentualne dokładanie do interesu. I tak się niesamowicie złożyło, że od pierwszego dnia Pompon na siebie zarabiał.
Codziennie otwierają się nowe miejsca. Dlaczego wasze do razu miało klientów?
- Od momentu wynajęcia lokalu, do chwili kiedy Pompon ruszył, minął rok - tyle zajęło nam załatwienie wszystkich pozwoleń i formalności - przez ten czas musiałyśmy płacić czynsz, co przyznaję - dobiło nas finansowo.
W tym czasie jednak nie próżnowałyśmy, tylko mozolnie budowałyśmy świadomość marki. Zbierałyśmy kontakty do ludzi z naszej grupy docelowej, czyli rodziców z małymi dziećmi. Brałyśmy udział we wszystkich targach rodzinnych i kobiecych. Robiłyśmy animacje na kiermaszach i festiwalach.
Tak stworzona baza kontaktów przydała się tuż przed otwarciem Pompona, kiedy miałyśmy konkretną grupę osób, którą mogłyśmy poinformować o uruchomieniu klubokawiarni.
Sama jestem klientką Pompona i wiem, że to co wyróżnia go na tle innych miejsc, to dobre jedzenie. Nie naleśniki z mikrofalówki i tosty z serem, ale prawdziwe i smaczne dania dla dorosłych. No i smaczne, i akceptowalne dla niejadków, propozycje dla dzieci.
- Dokładnie. Taki był nasz pomysł na biznes - "mądra" sala zabaw dla dzieci - inna niż kolorowe i ogłupiające kulki. No i naprawdę dobre, domowe jedzenie. Trzecim celem były warsztaty dla dzieci, a czwartym stworzenie przestrzeni, w której mamy mogą zadbać o siebie - stąd idea spa. Trafiłyśmy w potrzeby, o czym świadczy fakt, że od pierwszego dnia zarabiałyśmy pieniądze. I to nie tylko na koszty.
Już nie jesteś związana z Pomponem? Dlaczego?
- Mimo że był to sukces komercyjny, to przy jednym takim miejscu i podziale zysków na trzy osoby, nie były to pieniądze pozwalające żyć tylko z klubu. Tym bardziej, że działka, którą zajmowałam się w klubokawiarni była czasochłonna.
Dodatkowo, po trzech latach pojawił się pomysł na nowy interes i sprzedałam moje udziały. Potrzebowałam funduszy na jego rozkręcenie.
Jaką lekcję wyciągnęłaś z Pompona?
- To była moja pierwsza lekcja przedsiębiorczości, z której nauczyłam się, że nie wszystko jest takie kolorowe, jak się wydaje. Że bycie na swoim to nie jest tak od razu pełna niezależność, wielkie pieniądze i prosta sprawa.
Zobaczyłam, że praca w korporacji, w przeciwieństwie do bycia na własnym garnuszku, jest dużo łatwiejsza. We własnej działalności nie ma na początku poczucia stabilizacji, ale są inne benefity. Niezależność - rozumiana jako autonomia, natychmiastowy efekt, satysfakcja.
Restauracja Pompon Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl Warszawska klubo-kawiarnia Pompon. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Pojawiło się słowo "korporacja". Z tego co wiem, zajmujesz w strukturze międzynarodowego koncernu, dla którego pracujesz wysokie stanowisko?
- Tak. Zarządzam projektami telekomunikacyjnymi. Realizuję superciekawe projekty i zarządzam bardzo kreatywnymi ludźmi. W mojej korporacji pracuję od bardzo dawna - przeszłam przez wiele działów, wiele się nauczyłam, a zaczynałam jeszcze na studiach.
Z tego, co mówisz wynika, że masz świetną pracę, stabilizację, dobrą sytuację finansową, wyzwania, które nie pozwalają ci się nudzić. Po co ci coś jeszcze?
- Żeby być niezależną - to pierwsza sprawa. W korporacji z definicji musisz się dostosować do odgórnych zaleceń,które nie zawsze są zgodne z twoją wizją rozwoju biznesu. A ja lubię niezależność. W perspektywie 10 lat widzę siebie na swoim.
Po drugie własny biznes to niesamowita satysfakcja. Natychmiast widać przełożenie i wpływ własnych decyzji na interes.
Jak słyszę o niezależności na własnym, to mnie wzdryga. Jestem żoną przedsiębiorcy i widzę tę "niezależność" na co dzień. W moim odczuciu jest to pełna zależność i na dodatek od czynników, które są od nas niezależne. Ale to moje zdanie, osoby uwikłanej, dodatkowo pozbawionej własnej niezależności, bo muszącej się dostosować do godzin jego pracy, faktu, że nie za bardzo może wyjeżdżać. Jak to u ciebie wygląda?
- Faktycznie, to zależy od branży. Każdego własnego biznesu trzeba bardzo doglądać. Niemniej jednak są biznesy ujednolicone, mające pewne standardy, w których jesteśmy w stanie scedować część obowiązków na pracowników.
Branża, w której teraz działam, czyli wybielanie zębów, do takich właśnie należy. Każdy zabieg w Perli Smile Spa wygląda tak samo, trwa tyle samo, używa się jednorazowych przyrządów i jednorazowych produktów.
Ryzyko pomyłki jest zminimalizowane. Jeśli przeszkolone konsultantki postępują zgodnie z procedurami, nic nieoczekiwanego nie powinno się wydarzyć. Klienci są zadowoleni i większość z nich wraca do nas na kolejne zabiegi.
Spokojnie mogę pracować zdalnie. I tak robię - zajmując się marketingiem, pr-em, kontaktem z klientami.
W swojej głównej pracy masz elastyczne godziny pracy? Jak zajmujesz się dwoma rzeczami na raz?
- Dużo pracuję w korporacji i nie mam elastycznych godzin pracy, co więcej często zostaję po godzinach. Po pracy w korporacji - koło 19 jadę do mojego salonu, tam jestem przez godzinę i sprawdzam, czy wszystko dobrze działa. Potem wracam do domu i wspólnie z mężem ogarniamy dzieci, koło 22-23 siadam ponownie do pracy nad Perli i czasami także projektami z korporacji.
Chodzisz spać o...
- Pierwszej-drugiej.
A budzisz się o...
- O siódmej. Ale w weekendy odsypiam. Jest to wyczerpujące, wiem. Ale jestem osobą odpowiedzialną, która wchodziła w ten biznes z wcześniejszymi doświadczeniami, i wiedziała, że doba ma 24 godziny.
Docelowo chciałabym być tylko na swoim, a nie stać mnie na to, żeby zajmować się na razie tylko własnym biznesem, dlatego muszę godzić wszystkie obowiązki.
Pracodawcy nie przeszkadza, że rozkręcasz własne biznesy?
- Nie. W pracy daję z siebie 100 procent. Poza tym moje firmy nie są konkurencją.
Kiedy osiągniesz etap, w którym własny biznes będzie na tyle rozkręcony, że zrezygnujesz z etatu?
- Musiałabym otworzyć jeszcze trzy-cztery takie dobrze prosperujące punkty i wtedy mogłabym zajmować się spokojnie tylko tym. Miałabym porównywalne zarobki co dotychczasowe, a oprócz tego niezależność i poczucie satysfakcji.
Zanim weszłaś w Perli, czyli salony kosmetycznego wybielania zębów, jakie miałaś pomysły na nowy biznes?
- Przede wszystkim patrzyłam na to, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych. W ogóle uważam, że to najlepsze źródło inspiracji i przy okazji miejsce, które świetnie weryfikuje inicjatywy.
Patrzyłam na pomysły związane z oprogramowaniem, na gastronomię - ale to strasznie kapryśna i nieprzewidywalna działka.
Dziesięć lat temu moja znajoma, mieszkająca wtedy w Filadelfii mówiła, że food trucki to najlepszy pomysł na biznes. I jak się okazało po czasie, miała rację.
- Ja dwadzieścia lat temu zafascynowana kawą na wynos z sieciowych kawiarni wystartowałam z propozycją współpracy do Starbucksa. Byłam jednak zbyt młoda i zbyt niedoświadczona, żeby chcieli ze mną wejść we współpracę. A inwestora, który by mnie wsparł nie znalazłam.
Perli Smile Spa Fot. Archiwum prywatne Fot. Archiwum prywatne
Jak zweryfikować, czy pomysł na biznes, który mamy jest dobry? Kolejna burgerownia, barber shop - dobre pomysły? Czy już jest po trendach, a rynek się nasycił?
- Jestem fanką pomysłów innowacyjnych, niepowielania już już istniejących i płynięcia na fali ich popularności.
Jak będziesz pierwsza, najlepsza i będziesz trzymać wysoki poziom, to konkurencja cię nie zniszczy. Jestem za wdrażaniem pomysłów, które sprawdziły się na innych rynkach i przenoszeniem ich do Polski. Jesteśmy mocno europejscy i otwarci na nowe trendy.
Jak trafiłaś na pomysł z salonami wybielania zębów ?
- Podsunęła mi go mieszkająca od lat w Paryżu przyjaciółka. Tam takie usługi kosmetycznego wybielania zębów są niezwykle popularne. Równolegle przyleciała ze Stanów Zjednoczonych moja druga przyjaciółka, która opowiadała mi, że w USA takie salony już od dekady są bardzo popularne. Tam ludzie chodzą do punktów w centrach handlowych i traktują to jak kolejny kosmetyczny zabieg, który wykonują regularnie co dwa miesiące.
Sprawdziłam, jak wygląda kwestia konkurencji - nie było. Przekopałam się przez literaturę poświęconą tej usłudze i zdecydowałam, że wspólnie z paryską przyjaciółką wchodzę w to. Niestety tak się złożyło, że po czterech miesiącach od otwarcia salonów zostałam zupełnie sama. I się przestraszyłam! Bałam się odpowiedzialności, która spadła całkowicie i wyłącznie na mnie.
Miałam poważny kryzys, tym bardziej, że przez nasze początkowe zaniedbanie na polu komunikacyjnym, nie miałyśmy sukcesu od pierwszego dnia. Odpaliłyśmy profil na Facebooku i stronę www i wydawało nam się, że klienci będą walić drzwiami i oknami.
Tak się niestety nie stało. Przez cztery miesiące nic się nie ruszało. Chciałam już rezygnować, ale się nie poddałam. Zaczęłam szukać rad, rozwiązań, rozmawiać z ludźmi.
Polacy interesują się wybielaniem zębów? Bo do dentystów to chyba niechętnie chodzimy?
- Zainteresowanie jest duże. Jeśli widzimy poważne problemy stomatologiczne, odsyłamy do dentysty. Zaletą kosmetycznego wybielania, oprócz efektu i niskiej ceny - od 119 do 209 zł, jest fakt, że takie wybielanie nie boli i nie uwrażliwia zębów. Nie ma także żadnych skutków ubocznych dla zdrowia. Można spędzić 45 minut w komfortowych warunkach, oglądając w wygodnym fotelu telewizję. A dentysta wiadomo - boruje, rwie, a to boli.
Jaki miałaś budżet i skąd wzięłaś pieniądze?
- Budżet inwestycyjny to było 200 tysięcy. Te pieniądze to były oszczędności.
W przypadku Perli Smile Spa 100 tysięcy poszło na wykończenie salonów i zakup sprzętu, 15 tysięcy wydałam na reklamę, 15 tysięcy na zatowarowanie, czyli zakup kosmetyków niezbędnych do wykonywania zabiegów. Reszta to rezerwa, która poszła na doinwestowanie salonów do czasu osiągnięcia rentowności.
Mówisz, że chcesz zacząć porządnie zarabiać, to jak wygląda to teraz, a jak ma być docelowo?
- Teraz w Perli Smile Spa 20 dni pracuję na koszty, sześć zarabiam. Docelowo chciałabym, żeby było pół na pół. Żeby osiągnąć wyższe obroty muszę mieć więcej klientów i lokalizacji. Teraz zaczyna się sezon ślubów, komunii - uroczystości, na których chcemy wyglądać dobrze. Moi klienci to klienci powracający - ta zmienna więc rośnie.
Czy znajomość branży ma twoim zdaniem znaczenie przy wyborze inwestycji?
- W wypadku wybielania zębów - nie, ale to zależy od branży. Zanim zainwestowałam dokładnie się z branżą zapoznałam: od składów chemicznych, przez procedury.
Ważne, żeby produkt był bardzo dobrej jakości, usługa wykonana na najwyższym poziomie, miejsce musi być przyjazne. To jest baza. Reszta to już marketing. Moim marzeniem jest otworzenie punktów w centrach handlowych.
Powiedziałaś, że gastronomia jest kapryśna. Rynkiem rządzą mody. Wybielanie zębów to także moda, która może się niedługo skończyć?
- Popatrzmy na Stany Zjednoczone, w których mamy naszego bardzo dużego dostawcę profesjonalnych kosmetyków do wybielania zębów. Od dwunastu lat istnienia tylko rośnie i rozwija się. Otworzył przedstawicielstwo w Unii Europejskiej, żeby mieć wszystkie certyfikaty i móc handlować w Europie.
Osoby, dla których nie jest niczym niezwykłym regularne chodzenie do fryzjera, na manicure i do siłowni, do dbania o siebie dołączą regularne wybielanie zębów. Moim zdaniem branża jest bardzo przyszłościowa. Ja w każdym razie patrzę w przyszłość Perli Smile Spa z optymizmem.
Rozmawiałam ostatnio z założycielkami marki obuwniczej Loft 37, które traktują swoją markę jak własne dziecko i bez pracy absolutnie nie wyobrażają sobie życia. A co jest twoim celem?
- Nie będę ukrywać - chcę stworzyć sieć salonów i ją sprzedać. A później pracować, ale już nie dla zysku. Albo tylko cieszyć się życiem. Chociaż nie wiem, jak długo bym tak wytrzymała. Bo zawsze pracowałam i zawsze łączyłam obowiązki - od kiedy zdałam maturę.
14 wybitnych Polaków, których powinieneś znać [QUIZ]
Stefan Banach był wybitnym: Sprawdź! Rozwiąż QUIZ