Jest jedna cecha mojego sposobu ubierania się, którą jednogłośnie podkreślają wszyscy - stosowność. Jak już coś na siebie zakładam, to jest to adekwatne do okazji - raczej formalne, stonowane, niewzbudzające większych kontrowersji.
Ostatnio mój modowy kompas zaczął się psuć, a ja coraz częściej sięgam po rzeczy, których kiedyś bym raczej nie założyła. Nie wiem: pewność siebie, odwaga, większa samoakceptacja. Coś w każdym razie pcha mnie w kierunkach, których jako młodsza kobieta raczej unikałam.
Na urodziny? Bardzo krótka czarna sukienka, ściągnięta w talii paskiem. Do pracy? Bardzo krótkie szorty zestawione z zabudowaną koszulą.
Od lat stosuję zasadę stopniowania napięcia - krótka sukienka musi mieć zabudowaną górę, a jak rozgogolona góra, to do długich spodni. Tym razem zgotowałam sobie kumulację.
W piątek - natchniona przez znajomą, która kupiła sobie śliczny letni kombinezon (szorty z gorsetową górą) - na głębokiej wyprzedaży wykopałam przepiękne czarne spodnium z ładnego, nieco usztywnionego materiału.
Gorsetowa góra i krótkie szorty - w trzech wersjach Fot. Archiwum prywatne
Zachwycona swoim zakupem, zaprezentowałam go wieczorem mężowi. Przyznam szczerze, że kiedy szłam mu się w pokazać w nowym ciuchu, nie oczekiwałam opinii. Po szczerą opinię zwracam się, kiedy mam wątpliwości co do stroju.
Spodziewałam się zachwytu i aprobaty.
A gdzie ty masz zamiar w tym chodzić?
- tymi słowami i poważną miną przywitał mnie mąż.
Doczep sobie z tyłu pomponik i będziesz wyglądała jak króliczek Playboya
- dodał jeszcze.
- No ale Julia miała bardzo podobny kombinezon i podobał ci się - sięgnęłam po materiał porównawczy.
Tak, ale ona miała ten kombinezon w kolorowe ciapki, a ty masz cały czarny
- tłumaczył, a ja dalej nic nie rozumiałam.
Upewniłam się, że wcale nie chodzi o to, że źle wyglądam. Zresztą nie musiałam, bo jak coś nie sprzyja mojej sylwetce, to mąż zazwyczaj używa innych argumentów:
Wyglądasz jak w ciąży.
Za dużo się dzieje.
Sukienka jak od ciotki-klotki.
Wyglądasz jakbyś miała pełną pieluchę w spodniach...
Źle nie wyglądałam, najmilejszy powiedział, że ładnie. Po dłuższym dochodzeniu, do którego dołączyła irytacja męża (oglądaliśmy właśnie mecz Belgia - Walia) i trochę odciągałam uwagę od Garetha Bale’a (nie strojem, tylko marudzeniem), ostatecznie wyciągnęłam, o co biegało.
Chodziło o to, że praktycznie jestem goła. Jakbym miała ubranie w ciapki, to nie byłabym goła. Taki paradoks. Nie byłabym także goła, gdybym była niższa i grubsza.
Na pytanie męża, gdzie tak ubrana mam się zamiar pokazywać, powiedziałam, że jest cała masa możliwości. Opcję z marynarką rozważam do pracy, z płaskimi sandałkami na co dzień, z sandałkami na obcasie na wieczorne wyjście.
Mąż prychnął, uznając brak zrozumienia między nami za fakt oraz porzucając dalsze próby nawiązania nici porozumienia.
A ja, jak zapowiedziałam, tak się ubrałam. Krążąc po Warszawie rozgrzanej latem do czerwoności, spotkałam wiele kobiet w o wiele większym stopniu rozebrania niż ja. W różnym wieku, o różnych figurach i w różnych sytuacjach.
Była pani na rowerze - po pięćdziesiątce, w różowym topie-tubie i białych, bardzo krótkich szortach. Widziałam młode kobiety w krótkich sukienkach tak wyciętych po bokach, że mogłam stwierdzić, czy mają dobrze dopasowane fiszbiny w biustonoszach.
Nie zabrakło także moich ulubionych panów po pięćdziesiątce z brzuszkami w wersji topless. I to nie na balkonach prywatnych mieszkań, ale w publicznych parkach.
Jak już wspomniałam wcześniej, wydaje mi się, że mój wewnętrzny cenzor raczej mnie nie zawodzi. Nie wyszłabym na przykład poza dom bez biustonosza (co ostatnio uczyniły Jennifer Aniston i Kendall Jenner).
Aniston została właśnie sfotografowana przez paparazzi, gdy wychodziła z nowojorskiej restauracji. Jeżeli jej strój miał odwrócić uwagę od okolic talii, to się udało. Sukienka co prawda luźna, ale bardzo dokładnie podkreśliła piersi.... Bulls
Kendall Jenner BULLS
Staram się także nie sugerować zastrzeżeniami dotyczącymi tego, co wypada, a czego nie wypada w pewnym wieku. Owszem, wolałabym nie wyglądać jak dzidzia-piernik, ale mam nadzieję, że nie dryfuję w tym kierunku (na zdjęciu poniżej Demi Moore w szortach. Ta stylizacja rozpętała burzę na temat tego, czy kobietom W PEWNYM wieku wypada nosić krótkie spodnie).
Dodam, że moje postrzeganie może być nieco upośledzone - pracuję w miejscu, w którym nie obowiązują zasady dress code'u.
Mam koleżankę, której zdarza się eksponować ramiona i brzuch (nosi bluzki bez ramiączek albo wysoko podcięte topy), inna wystąpiła ostatnio w bardzo obcisłej długiej sukni, która okazała się na wpół przezroczysta i prześwitywała spod niej bielizna. Biedna posiadaczka kreacji, kiedy zdała sobie sprawę z widoczności stringów, siedziała do końca dnia jak przyspawana do krzesła.
Mężczyźni także pokazują wiele u mnie "na zakładzie". Są koszulki na ramiączkach, krótkie szorty i japonki - nikomu to nie przeszkadza, nikogo nie peszy.
Zapytałam o opinię znajomych - czy to mąż się w konserwę zamienił, czy moje poczucie przyzwoitości się popsuło. I - jak zwykle w takich wypadkach - opinie były podzielone.
Nie jest goło, wypada, do pracy bym tak poszła.
Z marynarką fajnie, bez marynarki, goło...
Do pracy nie za bardzo, ale na deptak w Saint-Tropez jak najbardziej.
Za krótko!
Z marynarką wszędzie, bez - tylko wieczorowo.
Czarny kolor i odkryte ramiona kojarzą się z wieczorem i imprezą, krótkie nogawki z latem, słońcem i gorącem na wolnym powietrzu.
- czyli pomieszanie bytów i nie da się tego wszystkiego połączyć.
Wszystkich nie uszczęśliwię, każdy będzie miał swoje zdanie. Także mój - jak się okazało - konserwatywny mąż. Zmiany wymagają od niego oswojenia, niech ta terapia będzie szokowa - postanowiłam, że całą sobotę będę chodziła w nowym ciuchu.
Nic nie mówił, ale też nie krytykował, widać "opatrzyło się". A na wieczorne spotkanie do przyjaciół przebrał się, żeby "bardziej do mnie pasować". Generalnie jednak przy swoim zdaniu pozostał, ostatecznie argumentując, że woli mnie w... spódnicach i sukienkach. A ja wzięłam pod uwagę jego zdanie i do pracy tak się nigdy nie ubiorę.