Jest wiele mitów dotyczących biegania. Że nudne, męczące, a na dodatek niekorzystnie wpływa na zdrowie. Jednak na świecie biegają miliony ludzi. Oni nie mogą się mylić. Spróbowałam i ja. I chociaż nie mam obecnie czasu na spontaniczne wyjście na kawę z koleżankami oraz kompletnie nie wiem co się dzieje "Na Wspólnej", to ani razu nie pożałowałam podjętej decyzji.
Wcześniej przez lata stosowałam liczne diety odchudzające. Myślałam o tym, jak „zgubić brzuch”, „zmniejszyć biodra”, obserwowałam swój podbródek, czy aby nie jest nadmiernie obrzmiały. Ciało stanowiło źródło codziennej frustracji, chociaż nie miałam znaczącej nadwagi. Ot, po prostu przydałoby się zrzucić 5 kg. Frazesy typu: uwierz w siebie, pokochaj siebie nie działały. Były po prostu puste.
Nadszedł dzień, w którym poczułam, że jestem gotowa na zmiany. Bo bieganie zwykle wiąże się z chęcią zmian: chce się schudnąć, coś sobie udowodnić, osiągnąć szczęście, zwyczajnie „coś” ze sobą zrobić, wziąć życie w swoje ręce i w końcu mieć nad nim jako taką kontrolę. Początki były całkiem niezłe. Miałam w sobie na tyle dużo determinacji, żeby 3 razy w tygodniu pokonywać kolejne kilometry. Po miesiącu wystartowałam w zawodach na 10 km, po pół roku w półmaratonie, po dwóch latach w maratonie. W tym czasie zerwałam z narzeczonym, z którym nigdy nie byłam w pełni szczęśliwa. Zamieszkałam sama. Zmieniłam pracę na bardziej satysfakcjonującą. Poznałam mojego obecnego, cudownego męża. Bo po raz pierwszy poczułam (tak, poczułam, a nie jedynie uwierzyłam), że jestem silna i wartościowa.
Biegnąc nie myślę o tym jak wyglądam, czy mam rozstępy, czy powinnam kupić sobie nowy ciuch. Znasz to uczucie, gdy wracasz do domu podczas ulewy i doszczętnie przemoknięta wiesz, że uszczęśliwią cię po prostu suche skarpetki? Biegacze czują to na co dzień. Podczas długiego treningu liczą się jedynie proste i przyziemne potrzeby. Jedyne, czego pragnie się w biegu, to zaspokoić głód i pragnienie. Chce się przysiąść na trawie i schłodzić wodą ze źródła. I nic nie jest w stanie ci tego zastąpić. To uczy, jak cieszyć się drobnostkami. Pomaga też smakować życie i czerpać z niego pełnymi garściami.
Wiele kobiet traktuje bieganie jako oderwanie od codzienności, stresu. To ich czas. Z kolei panowie realizują się w zawodach, chociaż (na szczęście) na imprezach biegowych coraz częściej widuje się panie.
Jako biegaczka nauczyłam się stawiać sobie cele i wytrwale do nich dążyć. Nie boję się wyzwań. Zamiast ograniczeń, szukam możliwości, własnych dróg. Nie zawsze w życiu wygrywam, ale wiem, że najważniejsze jest, aby się nie poddawać.
Zmieniło się też moje ciało. Jest silne, mocne, wytrzymałe. Nie rozmyślam o tym, czy mam idealną talię, czy płaski brzuch. To przestało być ważne. Zamiast ozdobą, ciało jest dla mnie narzędziem do spełniania marzeń. Przed "zdobywaniem szczytów" i czerpania radości z doświadczania codziennych rzeczy nie ogranicza mnie cellulit czy przesuszone końcówki włosów. To nasze wygórowane oczekiwania względem siebie i świata hamują nas w rozwoju. Oczekiwania, które zastępują realne działania i uważne widzenie tego, co nas otacza.
Za szybko, za mocno
Obserwuję moich bliższych i dalszych znajomych, którzy zaczynają biegać. Z jakiegoś powodu są przekonani, że jak już biegają, to musi być krew, poty i łzy. Tak, trudne treningi się zdarzają, ale nie codziennie! W sporcie (amatorskim i zawodowym) to spokój i wytrwałość robią robotę, a nie wyimaginowane „życiówki” na każdym treningu.
Nie dam rady...
Nie każdy jest w stanie pokonać od razu 1 km biegiem, ale prawie każdy jest w stanie zrobić to marszem. Po kilku (lub kilkunastu) treningach można zacząć powoli truchtać, a z czasem - wydłużać biegowe odcinki.
Za nudno
Zapytaj kogokolwiek, kto właśnie biegnie w maratonie, czy się nudzi. Każdy ci odpowie, że tutaj na nudę miejsca nie ma. Jak to możliwe?
Ludzie spodziewają się od sportu zalewu endorfin i ekstremalnych doznań. To tak nie działa, a przynajmniej nie na dłuższą metę. Bieganie nie dostarcza „mocnego uderzenia”. Nie można go porównać do skoku na bungee (o ile można to w ogóle nazwać sportem), czy jazdy na snowboardzie. Jednak biegając, jest możliwość zostania ze sobą sam na sam, wyciszenia, poukładania sobie wielu spraw, które do tej pory były zaniedbywane.
Współczesny człowiek na co dzień nie daje sobie czasu na bezczynność. W kolejce na poczcie przegląda internet, w autobusie czyta książkę, a w wolnej chwili w domu włącza się komputer lub telewizor. Bieganie „skazuje” na usłyszenie własnych myśli. To na początku może być trudne, jednak praktykowane na co dzień, przynosi ogromne korzyści.
To nie dla mnie
Może tak być. Nie twierdzę, że bieganie TRZEBA pokochać. Warto jednak próbować. Gdy coś nie wychodzi (a tak się zazwyczaj dzieje na początku każdej, nowej aktywności), to ma się poczucie, że to nie dla nas, że się do tego nie nadajemy. Jeśli jednak uda się przetrwać ten trudny okres może się okazać, że już wpadliśmy po uszy.
To za trudne
Nie znając możliwości swojego ciała, początkujący bardzo często panikują przy pierwszej zadyszce. W rzeczywistości zazwyczaj stać nas na dużo, dużo więcej, niż myślimy. Warto w spokoju przetrwać kryzysy i robić dalej swoje. Z czasem ciało nie tylko przestanie się buntować, ale wręcz zacznie dawać ci sygnały, że podążamy w dobrą stronę.
Miało być inaczej
Inaczej, czyli jak? Lżej, przyjemniej? Niestety lata zaniedbań zbierają żniwa. Brakuje tchu, pojawiają się "zakwasy". To jednak mija, a w zamian za to pojawia się lepsze samopoczucie i satysfakcja z wykonanej pracy.
To nic nie daje
Znów wkraczamy w strefę oczekiwań. Bieganie to nie magiczna różdżka. Naiwnością jest wierzyć, że po wielu latach zaniedbań, kilka treningów jest w stanie odmienić twoje życie. Zmiany muszą nastąpić kompleksowo. Bez solidnej dawki wytrwałości oraz wdrożenia odpowiedniej diety nie ma co marzyć o rewolucji. Bieganie może być wyłącznie zapalnikiem, intensywnym wstępem. Reszta należy do nas.
Wiele zależy od naszej dotychczasowej formy. Jeśli niewiele robiliśmy, mamy pracę siedzącą, to trzeba się przygotować na bardzo powolny proces. Na początek warto wdrożyć marsze (najlepiej 3-4 razy w tygodniu po 1 godzinę), z czasem przeplatać je ze spokojnym truchtem. Gdy już czujemy, że nasza forma rośnie, mniej maszerujmy, a więcej chodźmy.
Jednak nie tylko bieganiem biegacz żyje. Każdy, kto chce uniknąć kontuzji, musi wdrożyć ćwiczenia wzmacniające. Tutaj znajdziesz przykładowy zestaw ćwiczeń.