Igrzyska Olimpijskie i Paraolimpijskie pełne są inspirujących, silnych i niezłomnych kobiet. Jedna z lepszych historii, pełnych zwrotów akcji, należy do Amerykanki Kristin Armstrong. 10 sierpnia zdobyła olimpijskie złoto, dzień później skończyła 43 lata i wzięła udział w dyskusji „Kobiety w sporcie” w ramach kampanii Always #LikeAGirl (wydarzenie towarzyszące kampanii olimpijskiej Procter&Gamble "Dziękuję Ci, Mamo" w Rio). Prowadząca spotkanie mistrzyni olimpijska w pływaniu Summer Sanders nie mogła się nadziwić: jesteśmy w jednym wieku, a ty wciąż zdobywasz medale...
P&G House Rio 2016 Kristin Armstrong Mike Stobe / Getty Images
Dlaczego historia Kristin Armstrong jest wyjątkowa?
Nie ma nic wspólnego z olimpijczykami, którzy wcześnie znaleźli swoją dyscyplinę i spędzili całe dzieciństwo na ostrych treningach. Jako dziecko trenowała pływanie. Jednak brakowało jej ciągłości. Ojciec wojskowy stacjonował w placówkach na całym świecie, liceum Kristin skończyła w Japonii. Po powrocie do Stanów zaczęła studia, zrobiła sobie przerwę od sportu.
Na uniwersytecie w Idaho czuła się wyobcowana, bo większość jej nowych znajomych nie znała świata poza rodzinnym stanem. Żeby uciec od rutyny, zapisała się do uniwersyteckiej drużyny lekkoatletycznej. To jednak wciąż nie był początek profesjonalnej kariery Armstrong.
Gdy Armstrong skończyła studia, sport nadal pozostawał gdzieś w tle. Pracowała m.in. w reklamie. Namówiona przez znajomego, postanowiła spróbować triathlonu. Armstrong powoli przebijała się wyżej, z lokalnego klubu do coraz poważniejszych drużyn. Jednak na drodze jej sportowej kariery stanęły problemy ze stawami.
W wieku 27 lat Kristin dowiedziała się, że cierpi na chorobę zwyrodnieniową obu bioder i musi natychmiast przestać biegać. Zamiast porzucić sport, Armstrong ograniczyła się do kolarstwa. Dziś mówi, że jej profesjonalna kariera zaczęła się w 29. roku życia...
Kristin Armstrong na trasie, Rio 2016 PAUL HANNA / REUTERS / REUTERS
Na pierwsze mistrzostwo świata Armstrong czekała do 2006 r., na złoto olimpijskie - do 2008 r. Po czym... postanowiła przejść na emeryturę. Cyklistka marzyła o dziecku i dla rodziny była gotowa zrezygnować z kariery. - Myślałam, że łączyć rodzinę i sport to szaleństwo, że to samolubne z mojej strony kontynuować karierę - wspomina Amerykanka. Jednak nawet macierzyństwo nie stanęło jej na drodze do mistrzostwa.
W 2009 r. zdobyła kolejne mistrzostwo świata, po czym rzuciła sport. W 2010 r. urodziła syna, ale długo nie wytrzymała w domu. Już rok później wróciła do treningów i zdążyła wrócić do formy na Igrzyska w Londynie (2012 r.). Niespodziewanie 39-letnia Kristin została najstarszą zawodniczką, która zwyciężyła w olimpijskim wyścigu na czas.
Kolejny złoty medal, kolejna pokusa, żeby odejść w chwale i kolejne ogłoszenie "emerytury". Ci, którzy myśleli, że Kristin powiedziała ostatnie słowo, musieli być zaskoczeni, gdy w 2015 r. wróciła do gry. Znów na rok przed igrzyskami, znów wystarczająco wcześnie, by odzyskać olimpijską formę i sięgnąć po Złoto. Ta kobieta jest niezniszczalna!
Kristin Armstrong i Thomas Bach, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego D&<]I / Getty Images
Armstrong jest też bohaterką jednej z najbardziej wzruszających scen Igrzysk w Rio. Na podium nie mógł jej towarzyszyć 6-letni syn Lucas, ale mali chłopcy rzadko przejmują się regułami. Tuż po odśpiewaniu hymnu chłopiec wyrwał się i podbiegł do mamy. Kristin uważa ten moment za najbardziej poruszający w karierze:
Kiedy dorastałam, zdobywałam przyjaciół przez sport. Dla mnie uprawianie sportu było rzeczą naturalną, musiałam tylko wybrać dyscyplinę...Ten medal odzwierciedla drogę, którą przebyłam. Zmagania, wzloty i upadki są prawdziwe. Najlepszą chwilę po wyścigu przeżyłam, gdy podbiegł do mnie mój syn i zapytał: - Mamo, dlaczego płaczesz? Przecież wygrałaś wyścig! - tłumaczyła podczas spotkania w P&G Family Home w Rio.
Pomyślcie o Kristin za każdym razem, gdy mówicie, że nie macie czasu na jogging między domowymi obowiązkami albo gdy wydaje wam się, że sport jest tylko dla szczupłych nastolatek.