Iwona Ludwinek-Zarzeka: Jesteś prekursorem jogi śmiechu w Polsce. Początki były trudne?
Piotr Bielski: - Tak. Na pierwsze zajęcia przyszło mnóstwo znajomych - z ciekawości. Po fajnej sesji zapytałem, czy spotykamy się jutro. Odpowiedzieli: super by było, ale jutro nie, może za tydzień, puść mi SMS-a. I następnym razem już nikt nie przyszedł. Nie zniechęciłem się. Wiedziałam, że chcę to robić i po co.
Kiedy się ruszyło?
- Dalej ogłaszałem zajęcia. Przyszły dwie osoby, pięć, osiem. Niespodziewanie przybyła redakcja Polsatu, TVN-u, Telewizja Polska, Wysokie Obcasy. Miałem telefon z Moskwy, od dziennikarki z rosyjskiego Kanału Pierwszego. Specjalnie przysłali swoją ekipę. Pani znała tylko rosyjski i czeski (z których ja umiem po kilkanaście słów), ale było bardzo wesoło. Stopniowo zaczęło się rozkręcać.
Kto przychodzi na Twoje zajęcia?
- Potrzeba radości jest uniwersalna. Ludzie chcą się śmiać, ale też zostać instruktorami jogi śmiechu. W tej chwili prowadzę szkolenia dla nauczycieli i zajęcia dla uczniów. Chętnie robię sesje z seniorami i osobami niepełnosprawnymi, w tym intelektualnie. Zapraszają mnie poważne i znane firmy, wielkie korporacje.
I ci ludzie w garniturach tak się z Tobą śmieją?
- Tak. Wczoraj prowadziłem zajęcia w banku, niedługo w bardzo dużej firmie tłumaczeniowej. Joga śmiechu to nowoczesny know-how radości. W społeczeństwie opartym na wiedzy, gdzie źródłem wartości jest informacja, wiedza i technologia, potrzebujemy również "technologii" do odstresowania się. Po to, żeby normalnie funkcjonować i osiągać równowagę między życiem zawodowym i osobistym. Coraz większa liczba menedżerów zdaje sobie z tego sprawę.
W niedzielę 18 września 2016 roku, będzie można osobiście przekonać się, jak działa joga śmiechu. W godzinach 11-15 na Skwerze AK Granat w ramach Targów Śniadaniowych warsztaty poprowadzą joginki śmiechu - Paulina Kawa i Magda Nowaczyk.
Wiem, że prowadziłeś zajęcia również dla więźniów.
- Tak i to po dwóch miesiącach od startu mojej działalności. Ucieszyłem się na to zaproszenie, bo ufam, że świat nam daje wyzwania, na jakie jesteśmy gotowi. Samo wejście do zakładu było dla mnie dość traumatyczne. Musiałem wszystko zostawić - telefon, zegarek. Więzienie było półotwarte, więc na korytarzach mijałem skazanych. Musiałem opanować własne lęki.
Na zajęcia przyszli tylko ci, którzy faktycznie chcieli, nikt nikogo nie zmuszał. Na pół godziny przed sesją czterdziestu facetów już czekało w sali. Pewnie niewiele się tam dzieje, więc w dużej mierze oczekiwali rozrywki.
Miałem dwie grupy. Z drugą - już po terapii - było o wiele łatwiej, bo przywykli chociażby do siedzenia w kręgu. Pierwsi byli bardziej nerwowi i trudniejsi do skoordynowania. Szczerze powiedziałem, że chcę im pokazać coś nowego, co pomoże im doświadczać więcej radości i mniej stresu. Weszli w to na tyle, że mogłem sobie pozwolić nawet na bardziej zaawansowane ćwiczenia.
Joga śmiechu w Poznaniu fot. Oliwia Gondor
Sama nazwa: "joga śmiechu" nie brzmi zbyt poważnie. Jednak w swojej książce przekonujesz, że ma sporo pozytywnych właściwości.
- Zgadzamy się, że stres jest poważnym problemem w naszym społeczeństwie, odpowiada za 70-80 proc. chorób. Bardzo poważnie traktujemy życie, wszelkie drobnostki, mamy problemy w relacjach.
Śmiech jest uważany za coś mało poważnego, co gości głównie w kabaretach i na ostatnich stronach gazet. W mojej książce "Joga śmiechu. Droga do radości" pokazuję, że to właśnie śmiech pomaga w walce ze stresem i w budowaniu wspaniałego, radosnego życia. Nie wszystko, co ważne, musi być poważne.
Na czym dokładnie polega joga śmiechu w Twoim wykonaniu?
- Metodę rozwijam tak, by jak najlepiej służyła Polakom. Sformułowałem teorię czterech poziomów jogi śmiechu. Pierwszy poziom to działania prozdrowotne. Drugi poziom - społeczny. Nic tak nie zbliża ludzi jak wspólny śmiech, wspólne doświadczenie przeżywania radości.
Kolejne poziomy są dostępne dopiero przy regularnej praktyce jogi śmiechu. Trzeci to poziom rozwoju osobistego. Wraz z dłuższą praktyką odczuwamy, że się zmieniamy. Hasło jogi śmiechu na całym świecie to: "gdy się śmiejesz, zmieniasz siebie. A gdy zmieniasz siebie, cały świat się zmienia". Jest w tym dużo prawdy.
A nie jest tak, że śmiechem trochę zamiatamy problemy pod dywan?
- Faktycznie, może się tak zdarzyć. Śmiech może być rodzajem maski, drogą ucieczki. Jednak joga śmiechu jest czymś więcej. Zaobserwowałem, że osoby, które uchodzą za luzaków i nierzadko też mają problem z uzależnieniami, nie potrafią się na moich zajęciach odnaleźć. Tutaj nie ma miejsca na zakładanie maski, ucieczki. Śmiech wiąże się z patrzeniem w oczy, medytacją, drogą do odczuwania i współodczuwania. Kto nie jest na etapie, by się spotkać ze sobą i swoimi emocjami, szybko z tych zajęć zrezygnuje, o ile w ogóle na nie trafi.
Zdarzały mi się jednak piękne momenty wyzwoleń przez śmiech, w których zdajemy sobie sprawę, że już nie musimy niczego udawać i pozwalamy sobie na bycie takimi, jakimi jesteśmy. Jeśli uda się poszerzyć tę sferę wolności na zajęciach, potem też łatwiej jest takiej osobie w pracy, sytuacjach towarzyskich czy związkach. Znając swoją wartość, przestajemy się bać oceny innych.
I tu przechodzimy do czwartego poziomu: spokoju, zaufania.
Czy zdarzało Ci się, że uczestnicy nie chcieli wykonać jakiegoś zadania?
- Patrzę na jogę śmiechu tak, jak konstruktor patrzy na maszynę. Ona ma być sprawna i działać optymalnie, w zależności od potrzeb i warunków. Dostosowuję zajęcia do poszczególnych grup. Wyeliminowałem ćwiczenia, które wzbudzały kontrowersje lub opór. Wiem, które elementy się nadają na pierwsze, a które na piąte zajęcia w cyklu. Zajęcia wciąż udoskonalam, żeby nikt na nich nie czuł się nieswojo.
Czy Twoje zajęcia bardzo różnią się od jogi śmiechu w Indiach?
- W Indiach czas płynie wolno. Hindusi mają swoje mantry, asany jogi, te same od wielu lat. Nie mają takiej potrzeby innowacji, jak my. Wychodzą z założenia, że jak coś działa, to mogą robić to w kółko. My jesteśmy spragnieni ciekawostek, nowości.
Ostrzegano mnie, że Polaków uznaje się za naród smutasów. To jest już trochę nieaktualne, w Polsce joga śmiechu się przyjęła, coraz więcej osób ją praktykuje. 400 osób skończyło u mnie kursy instruktorskie, przynajmniej połowa z nich zaczęła aktywnie działać. To już jest kwestia setek tysięcy osób, które zetknęły się z zajęciami jogi śmiechu. Może to też trochę moda, ale nie ma się co na to krzywić. Dzięki temu część osób wejdzie w jogę śmiechu głębiej.
A może przekonanie o Polakach smutasach wcale nie jest mitem, tylko po prostu mamy już dość bycia takimi? Może potrzebujemy zmiany?
- W Londynie czy w Nowym Jorku ludzie rzeczywiście częściej się uśmiechają. W Polsce tej radości trochę jeszcze brakuje. Czuję jednak, że popularność jogi śmiechu, liczne zaproszenia na festiwale, imprezy, do firm, szkół, przyczyniają się do tego, by życzliwości i radości było więcej.
Widzę oczywiście objawy nietolerancji, rasizmu. Zdaję sobie sprawę, że tak się zachowują osoby bardzo cierpiące. Ktoś, komu przychodzi do głowy dorysować celownik przy namalowanej przez dzieci na murze postaci afrykańskiego dziecka, musi mieć duży problem ze sobą. Musi być człowiekiem, który absolutnie nienawidzi samego siebie.Tym bardziej chce mi się zmieniać energię w Polsce na pozytywną i robić swoje. Liczę też, że gdy zacznę docierać do młodego pokolenia, efekt będzie jeszcze lepszy.
Joga śmiechu Piotr Bielski
Piotr Bielski: "Joga śmiechu. Droga do Radości" to pierwsza w Polsce książka poświęcona jodze śmiechu. W książce prezentuję metodę w sposób kompleksowy, opowiadam ku inspiracji moją osobistą historię życiowej przemiany, historię 14 z 300 osób, które poszły moim śladem oraz prezentuję naukową podbudowę metody i daję ćwiczenia, które pozwalają uruchomić radość".
Więcej o książce i jodze śmiechu na stronie joginsmiechu.pl