Sugerowali, że to "dziecko listonosza". Postanowiła ukrócić plotki i zrobiła test DNA

Gdy pierwszy raz przynieśli jej dziecko po porodzie, wiedziała, że to nie jest jej córka.

Sophie Serrano urodziła piękną córkę. Nazwała ją Manon. Dziewczynka leżała w inkubatorze i miała żółtaczkę. Gdy po 4 dniach młoda mama zobaczyła pierwszy raz swoje dziecko, od razu wiedziała, że coś jest nie tak.

Jej malutka miała dużo grubsze włosy i ciemniejszą skórę, niż mama. Kobieta zapytała, czy to na pewno jest jej dziecko. Pielęgniarka odparła, że tak i wytłumaczyła, że jej inny kolor skóry, może być skutkiem promieniowania lampy w inkubatorze. Odpowiedź pielęgniarki nie do końca uspokoiła Serrano, ale zabrała małą do domu wierząc, że jest to jej biologiczne dziecko.

 

Mała Manon rosła, jej skóra stawała się jeszcze bardziej oliwkowa, a włosy kręcone. Nie była podobna do żadnego z rodziców. Wiele osób sugerowało, że Sophie zdradziła swojego męża, a ten w pewnym momencie nie wytrzymał napięcia, stracił cierpliwość i poprosił swoją żonę o rozwód. Sophie postanowiła ostatecznie ukrócić plotki na temat jej rzekomej zdrady.

10 lat od narodzin małej Manon, wykonała test DNA, który pokazał, że dziewczynka nie jest ich córką. Serrano założyła sprawę szpitalowi, w którym urodziła. Jak się okazało w trakcie dochodzenia, pielęgniarka w trakcie dyżuru była pod wpływm alkoholu i podmieniła dzieci. Placówka musiała wypłacić dwóm rodzinom po 2 miliony dolarów (ok. 8 milionów złotych) odszkodowania. 

Dziś Manon ma 20 lat. Wraz z drugą podmienioną w szpitalu dziewczyną zdecydowały, że nie chcą zmieniać rodzin. Minęło zbyt wiele lat i chcą zostać z tymi, które je wychowywały. Ale obie rodziny pozostały w ciągłym kontakcie.

Gej siada naprzeciwko heteroseksualisty, katoliczka - feministki [ŁĄCZY NAS POLSKA, ODC. 1]

Więcej o: