Ola Długołęcka, kobieta.gazeta.pl: Dlaczego zainteresowałaś się właśnie rehabilitacją mięśni dna miednicy?
Urszula Herman*: Osiem lat temu byłam na drugim roku studiów - studiowałam rehabilitację i pielęgniarstwo, dostałam zadanie z uczelni i zupełnie przypadkiem w bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego trafiłam na artykuł na temat wysiłkowego nietrzymania moczu u kobiet.
Pamiętam, że jako dwudziestolatka przeżyłam wtedy szok, bo sądziłam, że ta kwestia dotyczy tylko starszych kobiet. Z treści artykułu wynikało, że moczu nie trzymają młode kobiety, młode sportsmenki.
Pomyślałam, że to ciekawy temat i że warto się nim zająć. Tym bardziej że z rozmów z koleżankami docierały do mnie informacje, że one także potrafią popuścić mocz niechcący, np. podczas ataku śmiechu. Jeszcze na studiach robiłam badania, których wyniki publikowałam. Wynikało z nich, że mięśnie dna miednicy mają osłabione np. dziewczyny, które pracują w sklepie i muszą podnosić ciężary.
Później podczas kolejnych badań jeździłam po całej Polsce. Z wypowiedzi, które zebrałam, wynikało, że kobieta potrzebuje średnio 10 lat od wystąpienia pierwszych objawów zdrowotnych na zgłoszenie się z problemem do gabinetu lekarskiego. To mi pokazało, jakie są bariery, że to temat tabu. Że kobiety się wstydzą, nic nie wiedzą.
Jakie są najlżejsze objawy?
- Przede wszystkim jest kilka rodzajów nietrzymania moczu. Jednym z nich jest wysiłkowe nietrzymanie moczu - podczas kaszlu kichania, śmiechu i aktywności fizycznej powodującej wzrost ciśnienia śródbrzusznego przez skakanie, bieganie.
Mam pacjentki, które, zdając sobie sprawę ze swojego problemu, na zajęcia do klubu fitness chodzą w czarnych obcisłych spodenkach i zawsze mają wkładkę higieniczną w majtkach. A jak są ćwiczenia, po których wiedzą, że popuszczą mocz, to kucają i udają, że nie mogą ćwiczyć, bo im się but rozwiązał.
Jakie objawy pojawiają się pierwsze?
- Zaczyna się dość niewinnie - od kilku kropelek podczas kaszlu w czasie przeziębienia, epizodów raz na trzy miesiące. Później to się nasila - mocz pojawia się przy każdym wysiłku, w czasie którego pojawia się wzrost ciśnienia w jamie brzusznej - np. w czasie podnoszenia dziecka.
Kobiety po porodzie chcą jak najszybciej wrócić do sylwetki sprzed ciąży i zaczynają biegać, zapominając o rehabilitacji mięśni dna miednicy po porodzie i najpierw odpowiednim wzmocnieniu ich. A bieganie, zajęcia na trampolinach bardzo obciążają te mięśnie już osłabione porodem. Panie często deklarują, że podczas skakania na trampolinie zdarzają się im epizody nietrzymania moczu i stosują wkładki uważając to za stan normalny.
Sądząc po tym, jak intensywnie reklamuje się producent pewnej marki wkładek, problem nietrzymania moczu jest powszechny. Jak bardzo?
- Mówi się, że dotyczy on czterech milionów kobiet. Są badania, które oceniają skalę problemu, ale dane są bardzo rozbieżne - m.in. ze względu na wstyd i nie zgłaszanie problemu, więc trudno dokładnie określić liczbę. Szacuje się, że po pięćdziesiątym roku życia co druga kobieta ma problem, do pięćdziesiątego - co piąta.
To nie jest tak, że fizjologiczny poród przyczynia się do pojawienia się problemu nietrzymania moczu. Kobiety, które nie rodziły i te, które miały cesarkę, także mogą cierpieć na wysiłkowe nietrzymanie moczu?
- Ciąża i poród naturalny są okresem największej traumy dla mięśni dna miednicy, a dodatkowo działanie hormonów powoduje rozluźnienie więzadeł i mięśni. Cesarski poród jak większość zabiegów ginekologicznych może w tym obszarze wpływać na pojawienie się objawów.
Cesarka nie wpływa aż tak znacznie na pojawienie się objawów, ale sama ciąża już tak, więc tzw. „cesarki z wyboru” nie są rozwiązaniem, które uchroni przed wystąpieniem nietrzymania moczu.
Po porodzie powinna być powszechna rehabilitacja mięśni dna miednicy - we Francji jest ona obowiązkowa i bezpłatna. Niestety, nawet jeżeli kobieta nie rodziła wcześniej, to i tak może u niej pojawić się wysiłkowe nietrzymanie moczu.
Mamy sporo takich pacjentek. Kobiety uprawiające sport ćwiczą mięśnie widoczne, a nie pracują nad tymi niewidocznymi.
Kobiety w ogóle nie mają świadomości mięśni dna miednicy. Nie chodzi o to, żeby te mięśnie spinać - najpierw trzeba nauczyć się je rozluźniać. Problemem często jest wzmożone napięcie mające wpływ również na dyskomfort podczas życia seksualnego. Przez stałe wzmożone napięcie następuje w dłuższym okresie osłabienie mięśni. Chodziłam na różne warsztaty i kursy, ale hasło „napnij mięśnie na 50 procent” nic mi nie mówiło. Nie mamy przecież skali, czy punktu odniesienia. Nie wiemy też, jaki jest stan mięśni na początku.
Sprawdź, czy jesteś w grupie ryzyka dysfunkcji mięśni dna miednicy Rys. Fundacja Force Feminite
A kulki gejszy i ich noszenie poprawia działanie mięśni dna miednicy?
- To zależy od stanu wyjściowego pacjentki. Jak ktoś potrafi z nimi ćwiczyć, to czemu nie. Trzeba by było zrobić badania, żeby ocenić skuteczność.
Przestrzegam wszystkich przed kulkami gejszy - szczególnie na początku przygody z treningiem. Ćwiczenia dna miednicy są bardzo wymagające. Można iść na siłownię ćwiczyć biceps i go przetrenować. Przez kilka dni będzie nas bolał mięsień. Jeżeli niewłaściwie będziemy robić brzuszki to możemy mieć problem z kręgosłupem.
W przypadku mięśni dna miednicy niewiedza o stanie początkowym, a także prawidłowości i sile wykonywanego skurczu może doprowadzić do jeszcze większych negatywnych konsekwencji - bólów kręgosłupa, przetrenowania lub nawet problemów podczas stosunku, czy z oddaniem moczu. Dobry trening musi być przeplatany świadomym rozluźnieniem. Brak tej fazy wzmaga napięcie i psuje efekty ćwiczeń.
Kolejnym aspektem jest efektywność ćwiczeń, a więc jaki chcemy osiągnąć cel. Kulki mogą wzmocnić siłę mięśni i zwiększyć ich masę, ale w przypadku nietrzymania moczu chodzi nam o coś innego. O budowanie ich wytrzymałości, koordynacji mięśniowej. Wytrzymałość buduje się tak jak w biegach długodystansowych trenując na niskiej sile przez długi okres czasu pracując jednocześnie nad oddechem
Wydolne i aktywnie używane mięśnie uatrakcyjniają życie seksualne pozwalając na odbieranie nowych bodźców przez obu partnerów. Ale musimy pamiętać że często najpierw mięśnie trzeba rozluźnić i tego kulki nam nie zapewnią.
Jest kobieta w Australii, która nosi deski, trzymając je mięśniami dna miednicy.
- Widziałam, byłam pod wrażeniem. Pytanie, czy oprócz siły jej mięśnie potrafią inne rzeczy - rozluźniają się, są wytrzymałe. Takie anomalie i ciekawostki zdarzają się w różnych dziedzinach życia.
Jeszcze podczas studiów doktoranckich wspólnie z naukowcami ze Stanford stworzyłaś urządzenie do ćwiczenia i aplikację. Jak to działa?
- Najpierw trzeba się w ogóle zdiagnozować. To jest trudny temat, wstydliwy. W przypadku zdiagnozowania wysiłkowego nietrzymania moczu w większości przypadków w pierwszej kolejności powinno zacząć się od ćwiczeń. Potwierdza to Polskie Towarzystwo Ginekologiczne. W wielu przypadkach objawy mogą ustąpić i nie będzie potrzeby operacji lub zabiegów.
Jeśli mamy problem, idziemy do lekarza. Kobiety najczęściej przychodzą do ginekologów. Ci świadomi specjaliści odeślą je do urologa albo powiedzą o ćwiczeniach. Najbardziej świadomi polecą odpowiednio przeszkolonych fizjoterapeutów. My współpracujemy z czterdziestoma.
Umawiamy pacjentkę na konsultację, ustawiamy plan ćwiczeń. Kobieta ćwiczy z PelviFly - rodzajem elektronicznego tamponu połączonego z aplikacją mobilną. Po włożeniu go do pochwy pacjentka może ćwiczyć mięśnie dna miednicy, które odpowiadają za utrzymanie moczu w pęcherzu.
Przed rozpoczęciem planu treningowego wykonywany jest test w aplikacji, który ma pokazać, jaki jest stan wyjściowy mięśni i, jakie parametry powinny być ustawione w ćwiczeniach. To ważne bo każda kobieta jest inna, ma inną historię leczenia i może mieć inny cel ćwiczeń.
Aplikacja kontroluje, czy kobieta prawidłowo wykonuje ćwiczenia, oraz służy do ustalania indywidualnego programu treningowego. Do tego przesyła ginekologom i fizjoterapeutom informacje o jego przebiegu.
W optymalnym trybie ćwiczy się pięć razy w tygodniu przez pół roku. Po sześciu tygodniach widać już pierwsze efekty. Później zostaje profilaktyka - ćwiczenia trzy razy w tygodniu. Ideał to dojście do fazy automatyzmu - przy kaszlu mięśnie automatycznie reagują - i całkowitego wyeliminowania objawów.
Czy dobrze wyćwiczone mięśnie załatwiają sprawę do końca?
- Nie. Ćwiczenia trzeba wykonywać przez całe życie - tak jak ćwiczymy inne mięśnie. Efekt naszej pracy mogą popsuć źle wykonywane ćwiczenia na siłowni - brzuszki, treningi CrossFitu. Trenerzy powinni wiedzieć, jakie ćwiczenia są dobre dla kobiet.
Zdarzają się kobiety, które mają "150 lat, siedmioro dzieci" i nie mają problemu z popuszczaniem moczu?
- No pewnie, ale to są wyjątki. To wszystko jest bardzo indywidualne. Ma także związek z naszą rasą. Rasa kaukaska ma o 3 mm cieńszą warstwę wewnętrzną mięśni dna miednicy (m.in. dźwigacza odbytu) niż czarnoskóre kobiety. To dużo.
Ile kosztuje wasze urządzenie?
- My nie sprzedajemy urządzenia, tylko pakiety treningowe. Urządzenie samo nie byłoby niczym mądrzejszym niż kulki gejszy o których rozmawialiśmy wcześniej.
Pakiet to odpowiednia diagnostyka, edukacja, aplikacja pozwalająca na wykonanie testu, indywidualny plan treningowy, a także portal telemedyczny pozwalający na współpracę ginekologów i fizjoterapeutów.
Każda kobieta otrzymuje wsparcie opiekuna w całym okresie ćwiczeń. Pakiet podstawowy - profilaktyczny - kosztuje 680 zł. Skierowany jest do kobiet bez objawów nietrzymania moczu i nie odczuwających dyskomfortu podczas życia seksualnego. Pakiet z opieką specjalisty i indywidualnym planem ćwiczeń przez trzy miesiące kosztuje 880 zł.
Dla pacjentek chcących kompleksowo poradzić sobie z problemem nietrzymania moczu i chcących skorzystać z bezpłatnych wizyt u naszych specjalistów: ginekologów i fizjoterapeutów, to wydatek 1380 zł za okres sześciomiesięczny. W przypadku pakietów 3 i 6 miesięcznych istnieje możliwość płatności abonamentowej - ratalnej od 250 zł miesięcznie.
Jakie kobiety się do was zgłaszają?
- Miałam pacjentkę z astmą - dwudziestolatkę, która nie trzymała moczu podczas ataków kaszlu. Opiekowałam się panią, której stosunek seksualny sprawiał ból. Po dwóch tygodniach stosowania się do zaleceń przyszła przeszczęśliwa, mówiąc, że już nie boli. Otworzyła się, nauczyła się rozluźniać mięśnie. Raz trafiła się kobieta, która zrezygnowała, bo mąż nie był zadowolony z jej ćwiczeń.
PelviFly kupują świadome kobiety, dużo pań z zagranicy, a także te które mają problem i chcą się go pozbyć. Duże zainteresowanie widzimy ze strony specjalistów: lekarzy, trenerów sportowych i fizjoterapeutów.
Nietrzymanie moczu można wyleczyć operacyjnie albo laserowo. Wiem, że po zabiegu jest bardzo dużo obostrzeń - dotyczących na przykład limitów wagowych podnoszonych przedmiotów. I wiem, że kobietom ciężko się do nich stosować...
- O to chodzi! Nie powinno się przeciążać. Ale najpierw lekarze powinni wysyłać na rehabilitację. Operacje w niektórych przypadkach są nieuniknione szczególnie jeżeli zajęliśmy się problemem zbyt późno.
Należy pamiętać że to duża ingerencja w organizm i nieodwracalna. Lekarze nie ukrywają, że często będą konieczne reoperacje i poprawki. Tak długo jak tylko da się powstrzymać objawy treningiem lepiej wybrać tę drogę.
Laserowo rewitalizuje się pochwę m.in. w celu poprawy satysfakcji z życia seksualnego. Wielu specjalistów uważa, że twierdzenie, że laser leczy nietrzymanie moczu wydaje się dużym nadużyciem marketingowym, nie potwierdzonym na razie badaniami.
Mamy wiele pań które próbowały leczyć nietrzymanie moczu laserem i objawy wróciły po kilku miesiącach. Wyobrażam sobie efekty zabiegów tylko w sytuacji połączenia ich z treningiem, co obecnie badamy.
Po zabiegu także trzeba ćwiczyć. Bo niećwiczone mięśnie znowu wrócą do stanu sprzed operacji. Trzeba ćwiczyć, dbać o siebie, prawidłowo siedzieć.
Jak siedzieć?
- Na czubkach guzów kulszowych - jakby na szczytach pośladków. Nie zakładać nogi na nogę. Można kaszleć, siedząc na wprost, ale można przechylić głowę i ciało trochę w bok i kaszlnąć inaczej. Mniejszy jest wtedy wzrost ciśnienia śródbrzusznego. Schylać się nie na wyprostowanych nogach. No i aktywować mięśnie dna miednicy na wydechu.
Jak wygląda wasza konkurencja?
- Jest w Wielkiej Brytanii podobne urządzenie, jest w Australii. Za granicą traktowane jest to jednak jak gadżet.
Konkurencja zakładała, że kobiety kupią urządzenie przez Internet i same zaczną używać go w domu poprawnie. Niestety, tak się nie da. Szybko się kobiety zniechęcają, gdy nie ma efektów. Popełnia się błędy takie jak z kulkami.
My od początku stawiamy na indywidualną opiekę i bardzo zaawansowaną aplikację. Zatrudniliśmy fizjoterapeutów i pielęgniarki które edukują i są w każdej chwili dostępne dla użytkowniczek. Nieocenioną rolą jest też motywowanie. Urządzenie pełni rolę tylko przekaźnika informacji. U nas to jest narzędzie do leczenia, mądre urządzenie.
Świat idzie w kierunku telemedycyny, e-zdrowia, czyli aplikacji pomagających w leczeniu. Takie leczenie pomaga w motywowaniu. Panie, które ćwiczyły bez nadzoru - nawet jeśli wydały na sprzęt dużo pieniędzy - przestawały ćwiczyć po tygodniu. Ale są też sytuacje, w których kobiety się przetrenowują. Wtedy musimy im blokować dostęp, bo czasami przesadzają.
Mężczyźni też mają mięśnie dna miednicy. A czy mają także problemy z nietrzymaniem moczu?
- Mają. Jak byłam na studiach i chodziłam na różne zajęcia do szpitali, to uczyłam kobiety, jak mają dbać o mięśnie dna miednicy. I kiedyś mąż jednej z pań podszedł do mnie i powiedział, że mężczyznom także przydałaby się taka wiedza. Mam koleżanki, które rehabilitują panów. Także stosują w rehabilitacji specjalne sondy. Mężczyźni również noszą specjalne wkładki, a często to młodzi mężczyźni - ledwie po pięćdziesiątce.
Z mężczyznami jest tak, że okazuje się, że mają raka prostaty, idą na operację. Wchodzą do szpitala zdrowi, wychodzą, nie trzymając moczu. Ich sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Kobietom nietrzymanie moczu powoli zabiera życie i przyjemności.
Urszula Herman* - naukowiec i przedsiębiorczyni, kończy doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim Collegium Medicum. Laureatka licznych nagród i stypendiów za osiągnięcia naukowe (stypendium dla najlepszych doktorantów UJCM, Grant Adamed, Polskie Towarzystwo Telemedycyny i eZdrowia, Polskie Towarzystwo Ginekologiczne).
Twórczyni i Prezes Zarządu startupu PelviFly - telemedycznego systemu do profilaktyki i terapii dysfunkcji mięśni dna miednicy.
Współzałożycielka Fundacji Force Feminite, której celem jest edukowanie kobiet w obszarze profilaktyki zdrowia intymnego oraz nowoczesnych rozwiązań wspierających w treningu mięśni dna miednicy. Pomaga kobietom, prowadząc warsztaty edukacyjne. Gdy narodził się pomysł wykorzystania nowych technologii w terapii mięśni dna miednicy, nawiązała współpracę z inżynierami ze Stanford University w Dolinie Krzemowej (USA). Dzięki temu udało się jej połączyć najnowocześniejszą technologię z medycyną.