"Jestem towarzyszem pary, nie fotografem. Chcę, żeby tak mnie traktowali ludzie, kiedy będę im robił zdjęcia" [ROZMOWA]

Urodził się w Polsce, w Żorach, ale jako czterolatek wyjechał z mamą do Niemiec. Jest samoukiem, który trafił do prestiżowego zestawienia topowych fotografów ślubnych.

Ola Długołęcka, kobieta.gazeta.pl: Znalazłeś się w zestawieniu prestiżowego magazynu „Rf” w zaszczytnym gronie „Topowych trzydziestu wschodzących gwiazd fotografii 2016 roku”.

Lukas Piatek*: - Tak, to wyróżnienie sprawiło mi ogromną radość. Tym bardziej że zawsze chciałem do niego trafić. Dwa moje zdjęcia zostały wybrane przez założycieli znanego amerykańskiego bloga fotografiami ślubnymi roku 2016.

Mówisz, że nie jesteś fotografem pary, tylko ich towarzyszem, narratorem historii. Kimś, kto dokumentuje, nie kreuje. Jak wyglądają sesje z tobą?

- Dystansuję się od bycia fotografem, także na mojej stronie internetowej. Nie chodzi o bycie fotografem, tylko o to, jaką jestem osobą i jaką mam osobowość. Jeśli do tego, jak chcę być postrzegany, dodamy zdjęcia, które robię, z parami, które będą chciały ze mną pracować, od razu zaskoczy.

Chciałbym, żeby znajdowały mnie osoby takie jak ja, ludzie, którzy lubią podobne klimaty, którym podoba się mój sposób pokazywania świata na zdjęciach.

Każdą wiadomość, którą piszę, zaczynam od zwykłego „Cześć”. Nie zaczynam maili od "Szanowni Państwo". Jestem bardzo otwarty, skracam dystans. Kiedy po wymianie maili się spotykamy, to witamy się uściskiem, a nie podaniem sobie rąk. Po przyjacielsku, bo właśnie tak chcę, żeby mnie traktowali ludzie, kiedy będę im towarzyszył podczas zdjęć.

 

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

Jeździsz na śluby w naprawdę odległe rejony świata - na Islandię, Barbados. Koszty podróży ponosi para?

- Tak, pary muszą się liczyć z pokryciem kosztów mojej podróży i zakwaterowania. Czasami jest pole na negocjacje - jeśli wydarzenie jest w miejscu, które bardzo chciałbym sfotografować. Jeśli lecę gdzieś daleko, ogłaszam w mediach społecznościowych, że będę tu i tu, i jestem otwarty na propozycje od mieszkających tam par.

Pozowanie do zdjęć jest trudne, nie każdy czuje się przed aparatem swobodnie. Jak udaje ci się fotografowanych otworzyć, dotrzeć do ich emocji?

- Owszem, pozowanie jest trudne i wygląda nienaturalnie. Dlatego ja nie ustawiam par w pozy. Interesują mnie naturalne emocje. Daję tylko kilka wytycznych i pozostawiam im wolność. Korzystam także z małych zadań, które daję moim bohaterom. One w dużej mierze sprawiają, że tworzą się naturalne reakcje i ludzie pokazują prawdziwe uczucia.

Czy wycofałeś się ze zlecenia w jego trakcie?

- Nie, nigdy.

Na zdjęcia przychodzisz z gotową wizją efektu, który chcesz uzyskać?

- Mam w głowie część pomysłów, bo wcześniej robię dokumentację scenerii, ale improwizowanie jest równie inspirujące. Staram się wykorzystać daną chwilę, żeby stworzyć nieoczekiwany efekt.

Jak duży wpływ na efekt końcowy ma fotografowana para?

- To zależy od pary. Z niektórymi łatwiej się pracuje, bo mają naturalny talent i dobrze wyczuwają aparat. I w tym przypadku to bardziej oni tworzą efekt. Inaczej jest z osobami niepewnymi, które wstydzą się być w kadrze.

 

Jak bardzo ingerujesz w zdjęcia w postprodukcji?

- Sam zajmuję się „obróbką” zdjęć. Powiedziałbym, że 50 procent efektu to działanie w komputerze. Pracuję na Lightroomie, poprawiając jedynie kolory, kontrast i tony.

Współpracujesz z makijażystami i fryzjerami?

- Nie mam swojego zespołu. To pary korzystają z pomocy profesjonalistów, ja najbardziej lubię naturalność.

Fotografowanie par wiąże się z ryzykiem powtarzalności - podobnych ujęć, kadrów, póz. Co robisz, żeby uniknąć tej pułapki?

- Nowa sceneria i nowa para to połączenie, które daje wystarczająco dużo możliwości do uchwycenia świeżych pomysłów.

W Polsce jeden z najlepszych duetów fotografujących śluby wycenia swoje usługi na około 8000 złotych. Z jakim kosztem muszą się liczyć twoi klienci?

- Mam ustalony cennik, chociaż jest w nim pole do negocjacji. Nie wiem, czy jestem drogi, bo nie porównywałem się z innymi fotografami. Sesja ze mną zaczyna się od 3200 euro, ale zdecydowanie nie jest ona ustalona pod polski rynek. Moi klienci pochodzą zazwyczaj z Azji i Stanów Zjednoczonych, a ich stać na zapłacenie takiej kwoty za zdjęcia.

W jakim kierunku chciałbyś się rozwijać? Jakie masz zawodowe cele?

- Etap, na którym się teraz znajduję, uszczęśliwia mnie. Chciałbym robić dokładnie to samo, co przez ostatnie cztery lata, tylko być w tym coraz lepszy.

 

ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

Jaką fotografię ślubną uznajesz za złą?

- To trudne pytanie i nie wiem, czy istnieje na nie dobra odpowiedź. Tutaj kluczową rolę odgrywa gust. Dla mnie im bardziej naturalne zdjęcie, tym lepsze.

Jak ważny jest dla ciebie sprzęt, którym fotografujesz? Byłbyś w stanie pracować na czymkolwiek?

- Sprzęt jest ważny, ale pewnie wystarczyłby jakikolwiek przy idealnych warunkach pogodowych. Jestem bardzo przywiązany do mojego aparatu i obiektywów. Dzięki nim mam stuprocentową pewność efektu, nie chciałbym więc pracować na innych. Na początku robiłem zdjęcia aparatami na kliszę, teraz pracuję na aparatach cyfrowych.

Skończyłeś studia fotograficzne?

- Nie, jestem samoukiem, i cieszy mnie to, bo daje mi większą swobodę. Nie muszę trzymać się zasad, których nauczyliby mnie inni.

Masz swoje ulubione zdjęcie?

- Każde zdjęcie jest równie ważne. Nie byłoby sprawiedliwe, gdybym wybrał jedno.

Jak masz zamiar udokumentować swój własny ślub? Zgodnie z zasadą, że szewc bez butów chodzi?

- Biorę ślub w tym roku na Islandii. To będzie mała ceremonia w plenerze wśród najbliższej rodziny i przyjaciół. Zdjęcia będzie robił mój pochodzący z Hiszpanii przyjaciel i fotograf - Pablo Beglez.

Mieszkasz w niewielkim Bottrop. Nie myślałeś nigdy o przeprowadzce do większego miasta?

- Nie. Kocham Bottrop. Jest nie za duże i nie za małe. Tu się wychowałem i tu się czuję jak w domu. A od lotniska dzieli mnie 30 minut samochodem. Przeprowadzka nie jest mi do niczego potrzebna.

Czy jest coś, co ci w fotografowaniu szczególnie nie leży?

- Nie pracuję w studio przy sztucznym oświetleniu.

 

Utrzymujesz więzy z Polską?

- Część mojej rodziny wciąż tu mieszka. Wyjechałem z mamą jako czterolatek. Przyjeżdżam do Polski, ale nieregularnie. Następnym razem będę 27 kwietnia w Warszawie na warsztatach z fotografii ślubnej. 

Co jest w twojej pracy najtrudniejsze, a co najfajniejsze?

- Najmniej przyjemne są podróże. Nie jestem fanem latania i długich lotów. A już loty z wieloma przesiadkami potrafią być wyjątkowo wykańczające. Źle także znoszę rozłąkę z narzeczoną. Najprzyjemniejszy moment to powrót do domu i reakcje par, kiedy widzą gotowy efekt naszej współpracy.

Jest wielu fotografów ślubnych, co ciebie spośród nich wyróżnia?

- Owszem, jest nas wielu, i każdy jest niepowtarzalny. Moglibyśmy wszyscy dostać do rąk ten sam sprzęt i parę do sfotografowania, ale każdy zrobiłby inne zdjęcie. Ja wyróżniam się tym, że jestem sobą.

*urodzony w Polsce, a mieszkający na stałe w Niemczech fotograf. Został okrzyknięty jednym z trzydziestu topowych wschodzących gwiazd fotografii ślubnej. 

Lukas PiatekLukas Piatek .

Więcej o: