Opisywana jako była prezenterka radiowa i "osobowość medialna", 52-letnia Sammy z Australii przed długi czas zmagała się z nadwagą. Jak sama przyznaje, dodatkowych kilogramów było tyle, że czuła się, jakby nosiła ze sobą jeszcze jedną osobę.
I faktycznie - imponujące 60 kg, które w końcu udało jej się zrzucić, to połowa jej wagi z przeszłości. To właśnie w momencie, kiedy zorientowała się, że ma już 122 kg "na liczniku", postanowiła, że nie chce dłużej "być gruba i nie mieć chłopaka".
Miała więc motywację, ale potrzebny był jej jeszcze sposób na to, jak schudnąć. I tu zaczęły się schody. Sammy bez zająknięcia przyznaje się, że w ciągu pięciu lat wypróbowała "każdą dietę odchudzającą świata":
Płyty Jane Fondy, dietę grapefruitową, dietę Israeli, dietę South Beach, Atkinsa... Próbowałam nawet magii i diety, w której po prostu modlisz się o to, by nie odkładał ci się tłuszcz
Wszystko na nic. Wtedy 52-latka, której zamiłowanie do słodyczy skończyło się poważną nadwagą, postanowiła pójść w inną stronę i skorzystała z rady, którą kiedyś usłyszała. "Ktoś mi kiedyś powiedział, że możesz jeść wszystko, co chcesz, pod warunkiem, że dopasujesz to do siebie", wspomina.
Tak też zrobiła - zaczęła słuchać potrzeb swojego organizmu i przyjrzała się swoim nawykom. Okazało się, że nie zdawała sobie sprawy, ile słodyczy i cukru je codziennie, dopóki nie zaczęła wszystkiego zapisywać.
To otworzyło jej oczy na tyle, że zaczęła bardziej uważać nie tylko na to, co je, ale przede wszystkim w jakich ilościach. Pełnowartościowe jedzenie - w tym, jak wylicza prawdziwe, a nie "odtłuszczone" czy "light" mleko, ser i masło - w odpowiednio dobranych porcjach zadziałało znacznie lepiej niż jakakolwiek "cudowna dieta".
Do tego trzy razy w tygodniu ćwiczy pod okiem trenera personalnego, a w dwa kolejne dni uprawia lżejszą formę jogi. Jak twierdzi, nie forsuje się zbytnio i celuje raczej w umiarkowaną aktywność fizyczną.
Ale, zgodnie z jej słowami, w zrzuceniu zbędnych kilogramów bardzo pomogły jej dwa nowe nawyki - przestała pić alkohol i zaczęła motywować się różnymi frazami, które najchętniej umieszcza tam, gdzie ogląda swoje ciało najczęściej. "Ściany w mojej łazience wyglądają, jak u jakiegoś psychola. Są pokryte cytatami".
Jej ulubione to motto Nike, czyli "Just do it" ("po prostu to zrób") i "Day one or one day - you decide", co jest grą słów odnoszącą się do znanego problemu odkładania zaczynania ćwiczeń czy odchudzania na "od jutra" zamiast zrobić to od razu.
Te dwie rzeczy, razem z racjonalnym żywieniem i regularnym ruchem, "zrobiły robotę" w przypadku Sammy, która po latach zmagań z własną nadwagą znalazła wreszcie na nią swój sposób .
Wiele się przy tym nauczyła i teraz bez oporów dzieli się poradami na temat tego, jak dbać o linię i się przy tym nie zamęczyć.
Według niej odpowiednie porcje posiłków są ważne, ale czasem można sobie pozwolić na odrobinę rozpusty. "Wczoraj wieczorem zjadłam całą paczkę bananowych żelków na kolację - w końcu nie jestem jakąś zakonnicą", mówi bez żalu.
Ale zachęca też do wykorzystywania drobnych okazji, by wspomóc dbanie o linię:
Zacznij od zrezygnowania z cukru do kawy. Rób przysiady w przerwie reklamowej. Znajdź sobie ćwiczenia dopasowane do ciebie i takie, że faktycznie będzie ci się chciało wyjść i je robić
Przede wszystkim jednak zaleca rozsądek. Jej samej pomógł nie tylko schudnąć, ale i być szczęśliwą z samą sobą:
Miałam momenty rozczarowań w miłości i życiu w ogóle, ale teraz mam też dla siebie więcej zrozumienia. Jeśli poniosę porażkę, nie torturuję się już z tego powodu
Zobacz też:
15 kobiet w szalonej nagiej sesji. Powód - nie podobały im się reklamy bielizny [ZDJĘCIA]