"Dziękuję ci, chłopie, że byłeś!" współpracownicy o księdzu Janie Kaczkowskim

Rok temu zmarł po długiej chorobie ksiądz Jan Kaczkowski. Od urodzenia miał lewostronny niedowład i dużą wadę wzroku. Zdiagnozowano u niego nowotwór nerki i glejaka mózgu. Zmarł 28 marca 2016 w rodzinnym domu w Sopocie.

'Jasiek', 'Jaś', 'Janek' - rzadziej 'ksiądz Jan'. Wspomnieniom wolontariuszy i pracowników Puckiego Hospicjum Domowego towarzyszą szerokie uśmiechy, ciepłe słowa i... łzy w oczach.

Mówią, że za nim tęsknią, że im go brakuje, że powinien wrócić, bo za długo go już nie ma. Chociaż zmarł rok temu, wciąż jest obecny w życiu pacjentów i współpracowników. 'Nauczył mnie poszanowania dla ludzi', 'Dzięki niemu duperele nie sprawiają mi już przyjemności, zakupy, kosmetyczka - te rzeczy nie mają głębi'.

Dziewczynki, które także są wolontariuszkami mówią, że 'cieszą się, że mogą spełniać ostatnie marzenia innych'. 'Poczucie humoru, dowcipy, wspólne rozmowy' - tego brakuje im najbardziej. Chociaż ksiądz odszedł, osoby, które go znały tak, jak Jasiek chciał, nie przestają 'żyć na pełnej petardzie'.

W 2016 roku narodził się projekt Petardy Księdza Kaczkowskiego. W ramach tego odbył, się charytatywny koncert. Po śmierci księdza Kaczkowskiego projekt zyskał nowy wymiar. Organizatorzy kultywują jego pamięć, promują filozofię jego życia oraz kontynuują dzieło hospicyjne.