Pewien taksówkarz w trakcie kursu opowiedział Witoldowi Szabłowskiemu, dziennikarzowi i reportażyście, historię swojej znajomości z samotną staruszką, która jest jego klientką. Opowieść zachwyciła dziennikarza na tyle, że opisał ją w poście, który opublikował na swoim facebookowym profilu.
Wpis dla niejednego scenarzysty mógłby być inspiracją do stworzenia wzruszającego scenariusza filmu o niezwykłej przyjaźni i poświęceniu.
Post Witolda Szabłowskiego publikujemy za jego zgodą.
Jedna z piękniejszych historii, jakie usłyszałem od taksówkarza. Właściwie to najpiękniejsza.
Bayer taxi, kilka dni temu. Pan w okolicach pięćdziesiątki, ogolony na łyso, wielki, z wyblakłym już nieco tatuażem na przedramieniu.
„Panie, wożę czasami taką babcię. 94 lata. Samotna, mieszka na Woli, cała rodzina zginęła w Powstaniu. Raz przyjechałem do niej na wezwanie, jakoś mnie polubiła, powiedziała, że zawsze już po mnie będzie dzwonić.
Dzwoni raz - Panie Irku, na zakupy jedziemy. Jadę, babcia wychodzi, a tu sernik upieczony. Dla córki. Zapamiętała, że mam córkę i upiekła, specjalnie dla niej.
Myślę sobie: jak ona w ten sposób, to ja też. I następnym razem, jak zadzwoniła, że jedziemy do przychodni, to przyjechałem z szarlotką.
Woziłem ją potem nie raz i nie dwa. W domu u mnie była. Ja u niej. Kilka razy jej pomagałem zakupy wnieść. Zaprosiła na herbatę. Albumy pokazała „Wszyscy oni już nie żyją” - popłakała się. No sama babcia. Jak palec. Fajnie się z nią rozmawia, dużo opowiada. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo.
Zeszłego lata wybieraliśmy się z rodziną nad morze. Urlop zaklepany, zadatek zapłacony. I dwa dni przed wyjazdem dzwoni babcia. Że ma operację. I żeby ją zawieźć. I płacze. Że się boi.
Pytam żonę, co robić. A żona: przecież dobrze wiesz, co.
No wiem.
Panie, zawiozłem rodzinę do Ustki. Przenocowałem i następnej nocy, o północku, ruszyłem do babci. Podjechałem pod kamienicę, zdążyłem się jeszcze chwilę zdrzemnąć, i 7:30 dzwonię, że jestem.
Słowa jej nie powiedziałem, że przyjechałem z Ustki. Myślała, że jestem normalnie w pracy. Kurs wyszedł 32,40. Mam w domu paragon na pamiątkę, bo przecież to szaleństwo było, no sam pan powiedz. Za darmo bym ją zawiózł, ale babcia by się nie zgodziła. Ona zawsze płaci więcej, niż się należy. Taka jest.
Zaprowadziłem babcię na oddział, przytuliłem. No jakbym kogoś z rodziny odprowadzał, mówię panu. I jak już ją wzięli, to w auto - i z powrotem do Ustki.
Babcia wyszła po tygodniu, cała i zdrowa. Urlop mi się skończył, więc ją odebrałem już normalnie. Do dzisiaj nie wie, że wtedy specjalnie dla niej z Ustki leciałem”.
Post Witolda Szabłowskiego publikujemy za jego zgodą.
Reakcje internautów
Pod postem dziennikarza ludzie pisali, że nie byli w stanie przeczytać postu, nie wzruszając się:
- Spłakałam się...
- Uff, nie jestem sama.
- No weźcie, ja też.
Komentujący docenili też sposób, w jaki Szabłowski opisał historię:
- To piękna historia, ale trzeba ja jeszcze umieć opowiedzieć, przekazać dalej żeby ta historia również dotknęła serca tego i tamtego i jeszcze owego. Czytasz te kilka zdań i już widzisz tego taksówkarza i jego oczy labradora, widzisz te parę w taksówce i to jak on jedzie nocą z tej Ustki, żeby rano zawieźć ją do szpitala.
Jego mama choruje na Alzheimera, ale wystarczy, że da jej gitarę i jest dawną sobą