Gazeta.pl: Jak trafiłaś do branży mody? W Polsce projektowanie ubrań uchodzi za mało opłacalne zajęcie.
Sylwia Romaniuk: Myślę, że to było przeznaczenie. Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że chcę to robić i po prostu zaczęłam to robić, zupełnie spontanicznie. Mieszkałam wtedy w Szczecinie i zauważyłam brak pewnego stylu w ofercie sklepów. Najpierw szyłam dla siebie, później dla przyjaciół i znajomych, w końcu dla klientek, które zaczęły się zgłaszać. To był zupełnie naturalny proces.
O świat mody ocierałam się zawsze, bo w wieku 15 lat zaczęłam pracować jako modelka. Bardzo szybko stwierdziłam, że to nie dla mnie, miałam chyba 19 lat, gdy zrezygnowałam. Zawsze czułam, że wolę być po tej drugiej stronie. Wiedziałam, że chcę tworzyć piękne rzeczy. Nie chodzi tylko o odzież, ale o całą przestrzeń, która mnie otacza.
Czyli twój biznes zaczął się w mikroskali?
- Tak, ale bardzo szybko zaczęły się pojawiać możliwości rozwoju i zauważyłam, że świat mody mnie chce. Miałam na przykład taką sytuację: byłam na weselu w sukience, którą sama sobie uszyłam. Podeszła do mnie pewna pani i zapytała skąd mam tę sukienkę i czy może ją kupić. Odpowiedziałam, że przecież jesteśmy na weselu, nie mogę jej teraz sprzedać. Ale ona nie odpuściła, kupiła tę suknię. Takie sytuacje utwierdzały mnie w przekonaniu, że powinnam to robić.
Projektujesz rzeczy bardzo wyrafinowane, strojne i, nie oszukujmy się, bardzo drogie. Twoja poprzednia kolekcja mieściła się w przedziale 700-3800 euro, kreacje z Arab Fashion Week są jeszcze droższe.
- Jeśli porównać je z ofertą projektantów na świecie, to moje kreacje nie są drogie. Na międzynarodowych portalach, jak Luisaviaroma czy Net-a-porter, suknia za 3000 euro to jest model średniej klasy. My w Polsce nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich cen, bo nikt nie wyznaczał takich standardów.
Nie boję powiedzieć, że ja mam drogie rzeczy, bo one po prostu nie mogą być tanie. Za tym idzie jakość, pasja, wielki kunszt. Bardzo bym chciała, żeby na moje kreacje było stać każdego, ale jakość kosztuje.
Kim są twoje klientki w Polsce? To są bizneswomen, arystokratki?
- To są normalne kobiety! Klientki, które trafiają do mnie po raz pierwszy, najczęściej potrzebują wyjątkowej kreacji na wyjątkowe wydarzenie. To są zwykle śluby, chrzciny, sylwester – momenty, kiedy wiedzą, że muszą dobrze wyglądać i chcą zainwestować w swój wizerunek. Później same szukają okazji, żeby się u mnie pojawić i zamówić kolejną rzecz.
Sylwia Romaniuk, sesja zdjęciowa w Zjednoczonych Emiratach Arabskich OleanderStudio A.Michalak www.oleanderstudio.pl
Skąd te klientki wiedzą o marce Sylwia Romaniuk?
- Nigdy nie inwestowałam w kampanie reklamowe. Nawet, kiedy robiłam pokazy w Cannes, a jeździłam na festiwal 3 lata z rzędu, do kultowego hotelu Carlton, nigdy nie zabierałam ze sobą telewizji, prasy. Samodzielnie, krok po krok, wyrabiałam własną markę. Teraz moja świadomość wizerunku i PR-u jest zupełnie inna. Już umiem lepiej zorganizować promocję i stać mnie na to, żeby mieć mądrych ludzi wokół siebie, którzy pomagają mi w tych sprawach.
Mam wrażenie, że nie rozgłaszałaś swoich sukcesów. Sylwia Romaniuk ubrała Steczkowską – nikt o tym nie słyszał. Sylwia Romaniuk ubrała Edytę Górniak i Anję Rubik – nikt o tym nie mówił.
- Nie jestem osobą, która żyje w środowisku medialnym. Nie pokazuję się na ściankach, nie bryluję w towarzystwie. Nie czuję takiej potrzeby. Zawsze chciałam, żeby ludzie postrzegali mnie przez pryzmat mojej pracy, mojej pasji i zaangażowania, ale wiem, że jeśli funkcjonuję w taki sposób, to wszystko trwa dłużej. Nie przeszkadza mi to, w środku czuję się z tym dobrze i to jest najważniejsze.
Projekty Sylwii Romaniuk na łamach magazynów mat. prasowe Sylwia Romaniuk
Czyli nie kusiła cię wydeptana w polskiej modzie ścieżka? Bankiety, ścianki, pokazy ze sponsorami w Warszawie...
- Nie. Chciałam po prostu móc robić to, co robię, mieć możliwość tworzenia. Nie myślę tylko przez pryzmat kariery. Mam przede wszystkim potrzebę bycia kobietą rodzinną - kocham moje dzieci, kocham dom i lubię życie, jakie mam. Dlatego nie jestem takim szablonowym przykładem postaci z branży mody.
Pokazywałaś kolekcje w Cannes, teraz na Arab Fashion Week. Dlaczego wybrałaś akurat Dubaj?
- Na Dubaj zdecydowaliśmy się dlatego, że tworzę w duchu haute couture. Mam świadomość tego, gdzie taka moda jest pożądana. Na pewno jest to Bliski Wschód, Rosja, Los Angeles, południe Francji, również Londyn. Wiem, że będę cyklicznie pojawiać się w tych miejscach, bo tam mam możliwości rozwoju.
Twoje kreacje są bardzo seksowne – jest dużo przejrzystości, dekoltów, długości mini. Przed wyjazdem do Dubaju nie obawiałaś się, że kwestii obyczajowych? Musiałaś dostosować się do lokalnych wymagań?
- Ja tak czuję i tak pokazuję kobietę. Oczywiście mogłabym stworzyć kolekcję dedykowaną bardziej konserwatywnemu klientowi, ale nie chciałam tego robić. Chciałam pokazać taką modę, jaką czuję. I dobrze, że tak zrobiłam, bo wszystko się bardzo podobało. Kolekcja została świetnie odebrana, nawet nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia.
Sami organizatorzy absolutnie nie ingerowali w to, co robię i jak to robię. Wiedzieli, w jakim duchu tworzę, wiedzieli o przezroczystościach, koronkach, zmysłowości, o tym całym seksapilu i mówili: tak, chcemy to! Już w pierwszej wiadomości odpisali mi: jesteś wspaniała, chcemy cię gościć na fashion weeku.
Sylwia Romaniuk - pokaz w Dubaju mat. prasowe Sylwia Romaniuk
Czyli to nasze wyobrażenie, że moda na Bliskim Wschodzie jest bardziej skromna jest błędne?
- Oczywiście kobiety się zakrywają, ale pod abajami mają naprawdę spektakularne stroje. Ich na to stać, żyją w luksusie. Kiedy kobieta odsłania się przed mężem, wygląda zjawiskowo. Kobieta się zakrywa na ulicy, ale w domu chce czuć się piękna.
Warto przypomnieć, jak żyją Saudyjki, to jest uczta dla zmysłów każdego dnia. To są kobiety, które nie pracują, one codziennie mają rauty, przyjęcia, śluby, chrzciny. To nie jest tak, że czeka się do weekendu, tam wielkie wyjście jest codziennie i one codziennie wyglądają spektakularnie.
Spodobałaś się w Emiratach, w Arabii Saudyjskiej masz już klientki. Jak planujesz rozwój biznesowy w tym regionie?
- Ale ja się nie skupiam się na jednym rejonie! Świat jest ogromny, jest tyle możliwości. Na pewno mój następny fashion week będzie w Londynie albo w Moskwie, czyli tam, gdzie mój design jest pożądany. Otwieramy się mocno na świat, odezwała się do nas agencja z Los Angeles, która zajmuje się promowaniem najlepszych marek modowych i pośredniczy w ubieraniu gwiazd światowego formatu. Jestem tym bardzo podekscytowana.
Jesteś w stanie powiedzieć, jakie są różnice w poczucie estetyki między Polską, Bliskim Wschodem i Zachodem?
- Myślę, że tu nie ma dużej różnicy w guście, są za to różne możliwości. Każda kobieta chce wyglądać pięknie i efektownie. Ale umówmy się, w Polsce nie ma wielu okazji, żeby pokazać się w sukni z trenem.
Moje kreacje zawsze zachwycały klientki, ale jeszcze w Szczecinie zauważyłam pewną blokadę: „Jakie to piękne, tak bardzo chciałabym to włożyć, ale gdzie ja to włożę?”. To dało mi świadomość, że nie mogę tam zostać. Mnie i tak wydaje się, że moje kreacje są dość skromne. Myślę, że gdybym stworzyła kolekcję haute couture na rynek Arabii Saudyjskiej, to byłoby to dużo bardziej spektakularne...
Sylwia Romaniuk - pokaz w Dubaju mat. prasowe Sylwia Romaniuk
Jak dotąd sprzedawałaś suknie z gwarancją unikalności, w jednym egzemplarzu. Czy rozbudowując markę chcesz przy tym zostać?
- W tym momencie świadomy klient szuka unikatowości, personalizacji, wyjątkowości i należy to utrzymać. Chcąc oferować towar luksusowy, nie mogę sobie pozwolić, że klientka pojedzie w świat w mojej kreacji i spotka drugą w podobnej sukience. Najwięksi kreatorzy mody wiedzą o tym i mają tak limitowane edycje, że jeśli w Polsce ktoś kupi suknię, druga osoba w Polsce mieć jej nie może.
Ja z każdą klientką pracuję indywidualnie. Jeśli ona mi powie, że pragnie się czuć elegancka albo zmysłowa i seksowna, to wyznacza mi kierunek, podpowiada, jak ją ograć. Uważnie słucham. Czasami jest tak, że kobieta wkłada moją sukienkę i mówi, że jest super. A ja mówię: „nie jest super, to nie tak!”. Klientki często tego nie widzą, ale ja się upieram: „nie pasuje, źle leży, zrobimy to inaczej”. A później przyznają - rzeczywiście. Kobiety to takie moje wizytówki, więc muszę o nie dbać.
Sporo już osiągnęłaś i otwierają się przed tobą zupełnie nowe perspektywy. Co dalej, jakie by było twoje największe marzenie zawodowe?
- Na pewno wyrobić sobie bardzo stabilną pozycję, również biznesową, w międzynarodowej branży mody. Ale nie chciałabym ograniczać się tylko do tworzenia kreacji, chciałabym robić także wnętrza, akcesoria, dodatki, myślę nawet o architekturze. Gdy wyobrażam sobie daleką przyszłość, za 20 czy 30 lat, to na pewno widzę hotele SR. Chciałabym, żeby mój design przekładał się na wiele rzeczy, nie tylko na odzież.
Sylwia Romaniuk z modelkami za kulisami pokazu na Arab Fashion Week w Dubaju mat. prasowe Sylwia Romaniuk
Znasz już receptę na międzynarodowy sukces w branży mody?
- W Polsce jest przekonanie, że to trudne, że to nie działa. Żeby zadziałało, nie wystarczy tylko projektować, nie wystarczy być tylko artystą. Trzeba jeszcze umieć nadać temu formę biznesową, to niezbędne. Jeśli będą te dwa składniki - wielka pasja i świadomość biznesu, to dopiero może się udać. Ja się doskonale uzupełniam z Viktorem [Wanli – mężem projektantki, biznesmenem i inwestorem marki, przyp. red.]. My te nasze doświadczenia scalamy i umiemy przełożyć to na biznes. Viktor bardzo mnie wspiera - ja jestem tą osobą która unosi się nad ziemią, a on nadaje wszystkiemu realne formy.
Myślę, że sukces to też kwestia szczęścia i przeznaczenia, wierzę w siłę marzeń. Pozytywne myślenie ma ogromne znaczenie. Gdy wokół nas jest cisza, zaczynamy słyszeć głos swojego serca. Jeżeli go słuchamy, z czasem wszystko nabiera realnych form.
Nie boisz się, że moda coraz bardziej idzie w stronę unifikacji, sportowego stylu, uniseksu? Twój hiperkobiecy styl idzie pod prąd.
- Nie chcę rezygnować z siebie i z tego, jak ja czuję piękno. Mogłabym dać sobie 10 lat, zostać w Warszawie, próbować zadowolić klientów z ulicy i tworzyć podkoszulki... To sprowadza się do pytania, czy się poddam i zadowolę kogoś, czy będę wierna swojemu wyczuciu i intuicji. Wolę upierać się przy tym, co robię i walczyć o klientów z całego świata. Wiem już na pewno, że chcę realizować siebie i zrobię to, nieważne, czy w Polsce, czy w Londynie. Chcę tworzyć kobietę piękną, błyszczącą, a nie ubraną w podkoszulki.
Pamiętam, jak trzy lata temu, kiedy jeszcze miałam atelier na Mokotowskiej, pierwsza taka koronkowa, przejrzysta suknia wisiała na manekinie. Przychodzi klientka i pyta: „Boże, ale jak to założyć? Czy to ma jakąś halkę?”. Mówię: „Tak, halka może zakryć wszystko, może zakryć tylko troszeczkę”, ale nie czuła się przekonana. Nie minęły dwa lata i zobaczcie, co się zaczęło dziać na czerwonym dywanie – Beyonce, Jennifer Lopez, wszyscy chodzą w przezroczystościach...
Zobacz także:
Pokaz Polki na Arab Fashion Week. Czym Sylwia Romaniuk zachwyciła Dubaj?