"Rozumiem, że twój lekarz jest na urlopie - ale nie rozumiem dlaczego oczekujesz, że teraz ja stanę się twoim lekarzem i to przez internet?", napisała na Facebooku Nicole Sochacki-Wójcicka, znana w sieci jako "Mama ginekolog".
To nie pierwszy raz, kiedy blogerka czuje się w obowiązku upomnieć Polki. Okazuje się, że - zamiast iść do specjalisty - nagminnie próbują uzyskać profesjonalną poradę bez wychodzenia z domu.
Jak? Opisując ze szczegółami w mailach i publicznych komentarzach swoje dolegliwości i wątpliwości dotyczące własnego zdrowia. "Dostaję zdjęcia zawartości pieluch dziecka, podpasek itp.", przyznaje Nicole, której jako lekarki to nie gorszy, ale dziwi. Bo dla niej samej wrzucanie do sieci tak intymnych informacji jest nie do przyjęcia.
Takie zapytania, zwłaszcza od młodych mam i kobiet w ciąży, to w polskim internecie nagminna praktyka i niekoniecznie są one kierowane do ekspertów. Matki korzystają z for i grup na portalach społecznościowych, gdzie same radzą sobie nawzajem w kwestiach, które są domeną specjalistów.
Kobiety - Nicole z racji swojej specjalizacji ma do czynienia tylko z nimi, więc wypowiada się na ich temat - zachowując się w ten sposób narażają swoje zdrowie, a nawet życie. Nie mając wszystkich potrzebnych danych ani możliwości zbadania pacjentki, ryzyko wystawienia błędnej diagnozy czy interpretacji wyników badań jest duże i grozi konsekwencjami zdrowotnymi osobom, które liczą na "wyleczenie się przez internet".
Żaden rozsądny lekarz nie weźmie jednak odpowiedzialności za takie porady ani się na nie nie zgodzi. Dlatego blogerka-ginekolog regularnie przypomina, że owszem, podejmuje tematy medyczne i dyskutuje o nich, ale nie dotyczy to kwestii, które powinny być przedstawione specjaliście na wizycie "twarzą w twarz".
Nie wszyscy zgadzają się z jej podejściem. Wiele komentujących zauważa, że skoro "decyduje się na internetowe dywagowania o medycynie", powinna się spodziewać, że pojawią się chętni na darmową konsultację medyczną.
Są też tacy, którzy uważają, że Nicole przesadza:
Ktoś prosi o interpretację wyniku i myślę, że nie musi Pani stawiać diagnozy, tylko może doradzić i uspokoić kobietę, która napisała z prośbą o pomoc. To tylko kwestia dobrej woli
Pojawiły się również zarzuty, że podejście "Mamy ginekolog" to nie kwestia wierności etyce zawodowej, tylko pieniędzy:
Technologia poszła tak do przodu, że chyba nie ma problemu, żeby zweryfikować wyniki badań przez internet i dać poradę - aaaa nie, jest problem, bo pani lekarka nie skasuje 100 zł za to samo
Na szczęście nie brakuje też głosów rozsądku:
Porad lekarskich nie udziela się przez internet, bo można pacjentowi zrobić krzywdę. Wszyscy się tego nigdy niestety nie nauczą i nie można utożsamiać złej woli z ochroną pacjenta
Również tych bardziej uszczypliwych:
Teraz sporo specjalistów w internecie pomaga, położne, fizjoterapeuci itd. I mamusie pewnie myślą, że każdy w internecie będzie je diagnozował...
Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny już apel blogerki-ginekologa o chodzenie z problemami zdrowotnymi do lekarza zamiast szukania porad w sieci trafi w końcu do tych, którzy uważają, że to wiarygodne zastępstwo.
Zobacz też: