Zasłabnąć na ulicy, wśród obcych ludzi, może każdy. Zwłaszcza latem, kiedy są upały.
Bohaterka zdarzenia opisanego na Facebooku przez panią Lidię cierpi na cukrzycę i to spadek cukru we krwi wywołał u niej osłabienie. Morał tej historii jest jednak uniwersalny: nie odwracajmy głowy, kiedy widzimy coś niepokojącego. Każda pomoc się liczy i czasem nawet mały gest może uratować komuś życie.
Post autorki republikujemy w całości za jej zgodą. Oryginalna wersja wciąż jest dostępna na Facebooku:
Wracam sobie z pracy, widzę dziewczynę opartą o płot budowy. Wyglądała, jakby rozmawiała przez telefon. Coś mnie tknęło, spojrzałam za siebie. Ręce jej luźno zwisały, wzrok lekko nieprzytomny.
Podchodzę, pytam czy dobrze się czuje. Kręci głową i zaczyna mnie przepraszać. Powoli i wyraźnie, bo widzę że kontakt z bazą lekko zakłócony, pytam czy jej duszno, czy potrzebuje wody. Kręci głową, znowu mnie przeprasza. Szukam wzrokiem bransoletki - nic nie ma.
Uprzedzam ją, że dzwonię na 112. Baza odpowiada, że nie, że do siostry. Siostra nie odbiera. Już wybieram 112, kiedy dziewczyna z trudem wybiera numer siostry na swoim telefonie i od razu zaczyna, że wcale nie spadł jej cukier.
Ach, nie wpadłam, by zapytać o choroby. Kiedy tylko się rozłącza, pytam o cukrzycę. Tak, ma, ale ona jadła, to nie cukier. Kiedy już wiem, że to cukrzyca, wszystko się zgadza. Oddzwania do mnie jej siostra, mówi żeby nie wierzyć w to, że to nie cukier.
Czyli tu się zgadzamy. Poleca kolę. Sklepu blisko nie ma, pytam czy ma coś słodkiego. Połowa małej koli zostaje wypita natychmiast. Pani odzyskuje lekko kolory, zgrabność mowy, koordynację kopytkową niekoniecznie, więc pod rękę maszerujemy na przystanek. Leje, siostra jedzie, siedzimy, nawet gawędzimy bo kola zadziałała cuda.
Pani mnie przeprasza jakieś osiemset razy, ja mówię, że nic się nie stało, dziękuje mi. Odruchowo mówię, że nie ma za co. Ona na to "jest, bo ja dzięki pani żyję".
Zatkało mnie, w kto mnie zna, wie że to niełatwe.
Przyjeżdża siostra, tonem nie znoszącym sprzeciwu zagania siostrę do samochodu i również mi dziękuje. Mówi, że karma wraca.
Ja w karmę nie wierzę, ale od dziewczyny dostałam lizaka. Przyjęłam, bo widziałam, że czuje potrzebę odwdzięczenia się. Zresztą to taki lizak mojego dzieciństwa. Kij z dietą.
Drodzy, nie mijajcie ludzi. W tym upale nawet najzdrowszy koń może zasłabnąć. Ja się dziś nauczyłam, że życie może uratować wrócenie się o dwa kroki i pół butelki Coca Coli. A karma może i nie istnieje, ale lizak wygląda na pyszny.
Postawa autorki posta jest godna naśladowania. Wyrazów wdzięczności nie szczędzili jej nie tylko uratowana kobieta i jej siostra, lecz też komentujący jej post na Facebooku:
Serdeczne dzięki za postawę, która ratuje komuś życie
Oby więcej takich ludzi, teraz trudno o dobro w tym świecie
W naszym codziennym pędzie mało jest ludzi zwracających uwagę na potrzebującego... Jako mama cukrzyka gratuluję postawy i bardzo dziękuję
My też gratulujemy autorce - trzeźwości umysłu i empatii!
Zobacz też:
Pierwsza pomoc: pozycja boczna bezpieczna - kiedy ratuje życie?