Llia Apostolou dokładnie trzy lata temu opublikowała na Twitterze krótki, utrzymany w niepoważnym tonie anons:
"Jesteś mężczyzną? Mogę wypożyczyć cię na wesele w następny weekend? Bonusowe punkty za zapewnienie dziecka, żebym mogła udawać, że jest moje
To wystarczyło by szybko, bo w ciągu zaledwie 15 minut, znalazła chętnego - w osobie Phila Gibsona. "Ja to zrobię! Mam garnitur i wszystko" - odpisał.
Mimo że wcześniej się nie znali, uzgodnili, że Phil będzie osobą towarzyszącą autorki posta na ślubie i weselu jej siostry. Kończąc rozmowę Llia rzuciła na pożegnanie dwuznaczny żart "widzimy się przy ołtarzu!", który okazał się bardziej proroczy, niż mogła przypuszczać.
Bo ostatecznie, z przyczyn, które żadne z nich nie zdradza, nie poszli razem na tę imprezę. To jednak nie przeszkodziło się im spotkać. A później kolejny raz i kolejny... i tak aż do ich własnego ślubu, który wzięli na początku lipca.
Wszystko zostało oczywiście zrelacjonowane tam, gdzie się poznali - czyli na Twitterze. "Love story" na miarę naszych czasów?
Zobacz też:
Polskie wesela? Specjalistka: "Dużo klasy, demokratyzacja i selekcja gości"