Dzisiaj rano do mojej skrzynki mailowej wpadła wiadomość ze zdjęciami metamorfoz uczestniczek polsatowskiego programu '#Supermodelka Plus Size'. Formatu nie widziałam, ale widziałam częściowo (nie wszystkie) jego uczestniczki. Reklama XXL przykrywała wieżowiec akademika, który mijam codziennie w drodze do i z pracy. Za każdym razem, kiedy się reklamie przyglądałam, myślałam sobie, że sfotografowane dziewczyny są przepiękne, ultrakobiece, seksowne i pełne energii.
#Supermodelka Plus Size reklama Fot. Materiały prasowe
Nie muszę oglądać programu, żeby po przejrzeniu zdjęć podesłanych przez firmę, która odpowiadała za zmianę uczesania modelek dwie rzeczy rzuciły się w oczy. Po pierwsze kobiety nieumalowane wyglądają zachwycająco. O wiele bardziej podobają mi się niż 'po obróbce' kosmetycznej. Na każdym zdjęciu 'przed' widzę autentyczne piękno, osobowość. Mogę sobie dopowiedzieć, jaki sfotografowane dziewczyny mają charakter, jakie być może są. Wszystkie są 'jakieś', ale każda w swoim stylu. Mają piękne oczy, świetne cery, ładne, zadbane włosy.
Po umalowaniu i uczesaniu - owszem - obiektywnie patrząc wszystkie są ładne, ale pod kolejnymi warstwami kosmetyków gdzieś się gubi to coś, co sprawia, że je pamiętam.
No i druga sprawa. Dyskusyjna kwestia bycia plus size. Jak dla mnie dziewczyny na zdjęciach (podkreślam - na zdjęciach) nie są plus size. Są normalne, a ich ciała wyglądają na silne, sprawne, witalne. Przyjmijmy jednak optymistycznie, że etykietka plus size miała służyć afirmacji bardziej krągłego ciała. I chcę wierzyć, że takie naginanie skali przysłuży się samoakceptacji kobiet. Zresztą sami oceńcie, jak piękne są nieumalowane modelki i czy w waszym odczuciu zaliczyć je można do plus size.
PS Nie umniejszam pracy ekipy, która pracowała nad metamorfozami (zmianę fryzur przeprowadził Klaudiusz Iciek). Spisaliście się na medal. Po prostu natura była od Was lepsza.