"Gdy widziałam, że wyciąga kuferek, było mi słabo". Córka lekarki o tym, dlaczego popiera protest rezydentów

Post pani Agaty to poruszający gest poparcia dla młodych lekarzy domagających się godziwego wynagrodzenia. Kobieta do dziś pamięta, jak jej mama też wykańczała się na 30-godzinnych dyżurach, by utrzymać rodzinę.

Post pani Agaty publikujemy w całości za jej zgodą. Można go też przeczytać na jej facebookowym profilu.

Facebook mnie spytał, czy popieram protest medyków. Oczywiście, że popieram, bo chociaż nie jestem młodą medyczką, a pacjentką bywam na szczęście rzadko, to już wielu moich znajomych i krewnych tak, ale i to nie jest najważniejsze.

Pamiętam czasy, gdy moja mama pracowała jako młoda lekarka po 30 godzin. Ciągiem. Z przychodni albo z oddziału dziecięcego szła ledwo żywa do pogotowia na noc, a z pogotowia znów do przychodni albo na oddział. Nie wiem, jak po tylu godzinach na nogach była w stanie w ogóle myśleć, pisać, stawiać diagnozy, podejmować decyzje na wagę życia i śmierci, reanimować.

"Szła na dyżur leczyć i ratować dzieci"

Szła na dyżur leczyć i ratować dzieci. Ale też zarobić godziwą pensję, a tego się nie dało pracując po 8 godzin w jednej państwowej przychodni. Gdy widziałam, że wyciąga z szafy znienawidzony przeze mnie granatowy kuferek, w którym zabierała na dyżur kosmetyki i duraleksową szklankę oraz niebieską puszkę z kawą rozpuszczalną, było mi słabo i zaczynał boleć mnie brzuch.

Nie lubiłam, nie znosiłam tych dyżurów. Mojej mamie lata między 25 a 50 rokiem życia upłynęły na dziennych i nocnych dyżurach, a mnie, między 5 a 20 rokiem życia, na spędzaniu wieczorów, sobót, niedziel, Mikołaja, czasem świąt lub sylwestra bez mamy.

Cała nasza rodzina żyła rytmem mamy dyżurów zaznaczonych kółeczkiem w kalendarzu. Bywało, że wigilię obchodziliśmy dzień wcześniej, bo dyżur i wszyscy to jakoś rozumieli. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek poleciała na Teneryfę za pieniądze farma korporacji, pamiętam natomiast, że chodziła do pracy chora, bo nie miał kto wziąć za nią dyżuru, albo lekarzy było w przychodni tylko dwóch.

"Widziałam ją tylko jak biega po korytarzu całą noc"

Kiedyś zatrułam się omletem własnej roboty i wymiotowałam jak kot, ale mama nie mogła odwołać dyżuru, więc przyjęła mnie na swój oddział pod kroplówkę. Widziałam ją tylko jak biega po korytarzu całą noc od dzieciaka do dzieciaka, do mnie zaglądając w przelocie.

Byłam dumna, ale zazdrościłam tym wszystkim chorym dzieciom. Pamiętam długopisy i notesiki z logo leków, ale koleżanka z ławki, której tata pracował w banku, miała fajniejsze.

Po co to mówię? Mama skończyła 60 lat i zobaczyła symulację swojej emerytury, na którą tak ciężko pracowała. Dramat. Wczoraj napisała do protestujących rezydentów, że żałuje, że w ich wieku sama nie protestowała i nie walczyła o godziwe stawki w szpitalach i pogotowiu. Dlatego popieram te dzieciaki w białych fartuchach. Dla nich samych, dla ich pacjentów, dla siebie i dla ich córek i synów.

Dlaczego to też nasza sprawa?

Protest głodowy polskich lekarzy rezydentów trwa od 2 października. Młodzi lekarze domagają się nie tylko podwyżek płac, których wysokość jest taka sama od 2007 roku. Ich postulaty są związane z problemami, które dotyczą wszystkich Polaków - m.in.  kolejkami czy niedofinansowaniem służby zdrowia.

CZYTAJ WIĘCEJ >> Nie tylko wyższe pensje. 5 powodów, dla których protest rezydentów powinien cię obchodzić

Zobacz też:

Od kilku ginekologów usłyszała, że jest za młoda na badania. W końcu zdiagnozowano u niej raka piersi

"Najbliższy termin w przyszłym roku" i "bo dzidziuś usłyszy". Tak w Polsce odmawia się badań ciężarnym

Nocna i świąteczna opieka medyczna. Co się zmieni?

Popierasz protest rezydentów?
Więcej o: