"Pacjenci oddziałów całodobowych szpitala na Sobieskiego proszą, żeby Was wszystkich pozdrowić, życzą wspaniałych Świat. Furorę robiło ciasto Julii i pierniczki i śledzie z pomarańczami i barszcz. Bardzo cieszyli się ze skarpetek. Asiu te pięknie zapakowane w zielonym pudełku dałam takiej małej dziewczynie, która leżała w łóżku i nie mogła wstawać" - tak napisała Kasia Szczerbowska (dziennikarka, współpracowała z Gazeta.pl) rok temu, tuż po świątecznej wizycie w szpitalu psychiatrycznym na ul. Sobieskiego w Warszawie.
Zna ten szpital bardzo dobrze. Zdiagnozowano u niej schizofrenię paranoidalną i przez rok była pacjentką ośrodka (swój pobyt opisała w artykule dla naszej redakcji).
Przez ostatnie lata bywa w szpitalu już w innym celu - odwiedza pacjentów, którzy Święta spędzają w szpitalnych salach. Jak sama pisze tych, "którzy są tak chorzy, że nie mogą pójść na przepustkę do domu i tych, którzy nie mają z kim spędzić Świąt, więc o przepustkę nie proszą". I zanosi im... ciepłe skarpetki.
Skarpetki na Sobieskiego
"Idea jest taka, żeby każdy dostał skarpetki plus świąteczną kartkę z życzeniami podpisaną chociaż imieniem osoby, która je napisała. Kartki są ogromnie ważne – chodzi o to, żeby dać tym ludziom znak, że są dla nas ważni, że czekamy na nich tutaj" - tak swoją akcję zbierania skarpetek dla pacjentów na Sobieskiego opisała Kasia na Facebooku. W tym roku skarpetki i kartki z życzeniami będą zbierane już czwarty raz.
Do skarpetek, które Kasia rozda w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia, można dołączać świąteczne kartki z życzeniami. Wszystko to pakujemy w kolorową, papierową torebkę i zostawiamy w klubokawiarni Życie jest Fajne na ul. Grójeckiej 68 w Warszawie. Stamtąd odbierze je Katarzyna i zaniesie pacjentom.
O opisanie tego, jak wygląda Wigilia w szpitalu oraz o początki "akcji skarpetkowej", poprosiliśmy samą Kasię. Odpowiedź, którą otrzymaliśmy tak nas poruszyła, że nie chcieliśmy jej skracać i poniżej prezentujemy w całości.
Na oddziałach zamkniętych całodobowych na Święta zostają pacjenci, których właśnie przyjęto do szpitala, pacjenci, których stan zdrowia nie pozwala im wyjść na przepustkę, żeby spędzić Wigilię z rodziną i pacjenci, którzy o przepustkę nie proszą, bo nie mają bliskich.
Kolacja wigilijna jest tam o 17, kiedy już wszyscy odwiedzający poszli, żeby w domu spędzić Wigilię z rodziną. Robi się wtedy duży jeden stół ze wszystkich stołów w stołówce, żeby wszyscy pacjenci razem mogli usiąść do kolacji. Do szpitala jedzenie dostarcza firma cateringowa. Na wigilię jest ryba po grecku i ciasto drożdżowe. I ta kolacja jest najsmutniejszą kolacją, jaką jadłam.
Po prostu to jest taki moment, kiedy chyba najbardziej myśli się o swojej samotności w chorobie. Dlatego wymyśliłam akcje skarpetkową. Chodzi w niej przede wszystkim o to, żeby zjawił się ktoś spoza szpitala, ktoś, kto będzie radosny, z kim można porozmawiać, taki niespodziewany gość.
No i żeby były prezenty tak jak domu. Dzięki tym prezentom poza mną przychodzą wszyscy, którzy je dali. Każdy dostaje taki sam prezent - skarpetki i kartkę z życzeniami świątecznymi podpisanymi choćby imieniem przez osobę, która je napisała. Chodzi o to, żeby ludzie poczuli, że ktoś o nich pomyślał, że tu na nich czekamy, że jest świat, do którego warto wracać, warto zdrowieć, bo po prostu są tam ludzie, którym na chorujących psychicznie ludziach zależy.
Dlaczego skarpetki? Bo to miły przedmiot, kojarzący się z troską. Miło jest mieć ciepłe skarpetki. Poza tym są czymś, co zawsze się przydaje, każdemu. I przedmiot deficytowy zimą na oddziałach. Nie każdy ma rodzinę, która mu przyniesie wszystko, czego pacjent potrzebuje. Trudno mi pisać o tym, jak reagują pacjenci na to, że dostają te skarpetki. Cieszą się bardzo oczywiście. Jest im miło.
Jest taki film Bartka Konopki „Lęk wysokości” z Marcinem Dorocińskim i Krzysztofem Stroinskim, inspirowany relacją reżysera z jego chorym na schizofrenię tatą. W tym filmu występują skarpetki. Przynosi je syn ojcu do szpitala.
Akcje ze skarpetkami wymyśliłam ja. Organizuję ją w tym roku czwarty raz. Skarpetki zbieram na fb wśród znajomych. W tym roku po raz pierwszy przyłączyła się do mnie kawiarnia Życie jest fajne, która zbiera je razem ze mną. Można w niej zostawić skarpetki. W tej kawiarni pracują dorosłe osoby autystyczne i pomagający im w pracy ludzie. Są tam pyszne domowe ciasta.
Jestem dziennikarką, teraz pracuję jako redaktor. Mam za sobą kryzys psychiczny, byłam przez rok w szpitalu, zdiagnozowano u mnie schizofrenię paranoidalną. Spędziłam tam wigilię i myślałam wtedy, że nigdy już nie wrócę do zwykłego życia. Ale wróciłam, udało mi się wrócić do zdrowia i do pracy, tworzyć nowe przyjaźnie, opiekować się córką. Bardzo chcę wlać wiarę w chorujących, że można wyzdrowieć.
Więcej informacji o akcji znajdziesz TUTAJ.
"Dziadek z Allegro" wreszcie ma godnego rywala. Świąteczny spot z misiami rozczula najtwardszych