Większość z nas (nawet, jeśli o tym nie wie) ma w pracy kogoś, kto nie poprzestaje na błędnym kole praca-dom i po godzinach robi niesamowite rzeczy. W naszej redakcji taką osobą na pewno jest Kamila. Kama w Gazeta.pl zajmuje się mediami społecznościowymi, a po godzinach jest instruktorką pole dance - na metalowej rurze, na wysokości kilku metrów nad podłogą, wyrabia rzeczy, które przeczą grawitacji. Potrafi zrobić np. fonji - trzyma rurę jak łopatę wyprostowanymi rękami, po czym zarzuca pupę i resztę ciała do góry, na ułamki sekund puszcza rurę (nadal utrzymując się w powietrzu do góry nogami) i zmienia chwyt. Kama fruwa, przykleja się do rurki kawałkiem uda albo barku, jakby była z plasteliny i jest silniejsza od większości znanych mi facetów.
Ale któregoś dnia Kama wrzuciła na swojego Facebooka bombę:
Jeśli myślicie, że jestem kozakiem, bo robię kozackie rzeczy na rurze, to mało wiecie. Poznajcie prawdziwego kozaka - moją mamę. Pewnego dnia, jakieś pięć lat temu, wymyśliła sobie, że będzie jeździła na łyżwach. Nothing is impossible.
Pod postem Kama zamieściła filmik, na którym jej mama, pani Agnieszka, tańczy flamenco. Z czerwoną różą we włosach. Na lodzie.
Jak ja kocham takie historie
Jest BOSKA!
Ale czad
- pisali ci, których nie całkiem zatkało.
Szybko ustaliliśmy podstawowe fakty: mama ma 47 lat, dwie córki, pracuje w agencji reklamowej, a łyżwiarstwo figurowe - od pięciu lat - jest jednym z kilku jej hobby. Poza tym zajmuje się też ceramiką, oddaje Kamie wszystkie zrobione przez siebie nieudane kubki (- Dla mamy one są nieudane, dla mnie idealne - mówi córka. - Nieudane kubki to już nasze hasło rodzinne - doda mama). Szyje, sama uszyła sobie sukienkę na zawody. (- Z koła, nie ma nic łatwiejszego - powie potem skromnie). Startuje w amatorskich zawodach łyżwiarskich.
Ponieważ Kama nie chciała powiedzieć więcej, zaprosiliśmy panią Agnieszkę na rozmowę. I oczywiście wyciągnęliśmy ją na lodowisko - warszawski Torwar, gdzie trenuje przez większość roku. To akurat nie było trudne.
Na spotkanie przyjeżdża filigranowa, roześmiana od ucha do ucha kobieta, a właściwie - dziewczyna. Długie, rozpuszczone włosy, luźny sweter, jeansy i bajecznie kolorowe martensy. Kiedy mama i córka stają obok siebie i zaczynają plotkować, trudno je rozróżnić i... im przerwać. - Mamy jeszcze trzeciego klona, moją młodszą córkę. A Kamę mam rzadko dla siebie. - Tak, ostatnio widziałyśmy się z mamą na zawodach - potwierdza Kamila. Pani Agnieszka dużo się śmieje i brzmi wtedy tak, jakby kręciła się szczęśliwa na karuzeli.
Łyżwiarstwo figurowe w życiu pani Agnieszki pojawiło się - jak twierdzi - przez przypadek: - Młodsza córka chciała, żeby zapisać ją na takie zajęcia, więc postanowiłam je znaleźć. Bardzo często tak się zdarza, że rodzice zapisują na zajęcia dzieci, po czym dzieci szybko się nudzą, a rodzice zostają. No i to był właśnie mój przypadek.
Agnieszka Pucuła: Zapisałam na łyżwiarstwo figurowe córkę. Ona zrezygnowała, a ja zostałam Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Pierwsze wejście na lód: - To była chemia, przepadłam. Niesamowity zastrzyk adrenaliny, endorfin. Sama byłam zaskoczona reakcją swojego organizmu. Instruktorka powiedziała mi wtedy, że bardzo dawno nie spotkała osoby, która by się tak bardzo cieszyła z zajęć.
Zakochanie - zdaniem naukowców - trwa zwykle do dwóch lat, a tymczasem: - Moje wrażenia po pięciu latach na lodzie w ogóle się nie zmieniły. Wchodzę na lodowisko, jedna wywrotka, druga, wstaję, trzecia, wstaję, jadę dalej. Uśmiech od ucha do ucha. Gdy schodzę, marzę tylko o tym, żeby znowu wjechać na lód.
Jak na nietypowe hobby żony i mamy zareagowała rodzina? - Mąż chyba nie wiedział na początku (ja sama nie wiedziałam), że to będzie tak poważne, z czasem się przyzwyczaił. Do dziś nie wie, co to toe loop (jeden z rodzajów skoków łyżwiarskich - przyp. red.), ale po co ma wiedzieć? A na córkach chyba nie zrobiło to większego wrażenia, same trenują inne dyscypliny.
Zastanawiam się, czy posiadanie pasji pomaga w utrzymaniu dobrego związku, ale pani Agnieszka czyta mi w myślach: - Trzeba mieć swoje hobby, żeby mieć o czym rozmawiać z partnerem.
Czy nie myślała choćby przez chwilę, że w życiu ponadczterdziestoletniej kobiety na łyżwiarstwo może być za późno? - Nie uważam, że w życiu kobiety w ogóle jest na coś za późno, jeśli nie ma fizycznych ograniczeń. Według mnie tylko one mogą nas zatrzymać. W życiu trzeba próbować wielu rzeczy, bo żeby wiedzieć, co jest moją pasją, to muszę spróbować. Bez tego trudno ocenić. Młody człowiek nie bardzo wie, co chce w życiu robić, np. jakie powinien wybrać studia. Moje pierwsze studia były pomyłką. Dopiero na drugich poczułam: Jezu, ale to fajne, chcę to robić!
Czy miewała w życiu plany B? - Ja zawsze mam jakiś plan B. Zawsze biorę pod uwagę, że coś może się nie udać, pójść nie tak. Nie lubię być nieprzygotowana na sytuację, w której nagle naprawdę nie wiedziałabym, co zrobić. Lubię polegać na sobie samej. Albo przynajmniej wierzyć w to, że w trudnej sytuacji wpadnę na nowy trop i sobie poradzę.
Łyżwiarstwo figurowe wydaje mi się ekstremalnie trudną dyscypliną. Pani Agnieszka to potwierdza: - Gdy zaczynałam jeździć, moje umiejętności były żadne. Nie wiedziałam, czy będę w stanie robić jakieś postępy, ani nawet na czym one miałyby polegać. Z zajęć na zajęcia wciągałam się coraz bardziej. Łyżwiarstwo figurowe jest bardzo technicznym i wszechstronnym sportem. Ważne jest wszystko: technika, kondycja, ogólna sprawność fizyczna, umiejętności baletowe, poczucie rytmu. Do tego każda pojedyncza ewolucja składa się z wielu rzeczy, które należy kontrolować: nachylenie stopy, ułożenie jej w prawo, w lewo, jak się trzyma ręce, ramiona, biodra, głowę. Każdy centymetr ciała ma znaczenie. I to wszystko dzieje się masakrycznie szybko. Szybkiej jazdy do przodu jest niewiele, ale chociażby skok, wprowadzenie ciała w rotację - obrót jest błyskawiczny.
Agnieszka Pucuła: Łyżwy mam zawsze w bagażniku Fot. Adam Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Na ile w łyżwiarstwie ważne są gracja i pewien rodzaj aktorstwa? Pokazanie kobiecości? - Łyżwiarstwo faktycznie wymaga pokazania się w ładny sposób. Myślę, że nawet jeśli ktoś nie ma mocno zaawansowanych umiejętności technicznych, to czasem może ‘dowyglądać’ to, czego nie umie. To ‘dowyglądanie’ w ogóle bardzo przydaje się w życiu. Uprawianie sportu bardzo pomaga w pracy. Zachęcam wszystkich do zapisania dzieci na zajęcia sportowe lub realizowania przez nie jakiegoś hobby, oczywiście takiego, które będzie im się podobać. Żeby to był wybór dziecka, a nie rodzica. Dzięki temu w przyszłości będzie mu w życiu dużo łatwiej.
Z jakiej łyżwiarskiej ewolucji sama jest najbardziej dumna? - Bardzo długo nie potrafiłam robić piruetów. Musiałam naprawdę skupić się tylko na tej jednej rzeczy, żeby zaczęła mi wychodzić. Moim osiągnięciem z ostatnich tygodni jest piruet w pozycji wagi, z nogą do tyłu. Nie jest specjalnie trudny, za to dosyć ładny. Osiągnięciem nie jest zrobienie czegoś po raz pierwszy, tylko powtarzanie. Jak zacznę powtarzać wagę, będę zadowolona.
Pytam panią Agnieszkę, czy czuje się inspiracją dla swoich znajomych, ale nie udaje mi się zrobić z niej superbohaterki: - Obracam się w środowisku, w którym jest bardzo dużo inspirujących osób, pasjonatów. Pewnie między innymi dlatego lubię pracę w reklamie. Jeśli mogę być inspiracją, to może nie tyle w kwestii moich hobby, co bardziej czerpania z nich wielkiej radości. Gdybym inspirowała takim podejściem, byłabym bardzo szczęśliwa. Życie jest ciekawsze i bardziej kolorowe, kiedy otaczamy się inspirującymi ludźmi. Wtedy też możemy wymieniać się swoimi pasjami.
Pytam o inne hobby: - Od około 10 lat zajmuję się jeszcze ceramiką. Gdy człowiek jest zabiegany, w stresie, potrzebuje skupić się na jednej rzeczy. W ceramice fajne jest to, że to praca rąk. Po tygodniu w biurze mam wrażenie, że cały stres wychodzi palcami, wgniatam go w glinę i on tam w piecu kończy swój żywot. Mam w domu dużo rzeczy, które sama zrobiłam. Dzięki temu to jest mój dom, nabiera mojego charakteru.
Co będzie robić, jak skończą się łyżwy? - Mam nadzieję, że się nie skończą. Widziałam ostatnio nagranie z panią, która jeździła, mając 90 lat. Na zawodach mamy dwóch panów po siedemdziesiątce. Nie wiem dzisiaj z góry, co będę robić w przyszłości. To nawet nie jest kwestia odwagi do czegoś, tylko życiowej ciekawości.
Agnieszka Pucuła: Każde wyjście na lód to ogromna radość $Fot. Adam Stpie / Agencja Wyborcza.pl
Nie wytrzymuję i pytam panią Agnieszkę, czy ona się w ogóle kiedykolwiek nudzi: - Tak, nudzę się! - wykrzykuje uradowana. - Uważam, że nuda też jest bardzo potrzebna. Nie byłabym w stanie cały czas żyć w pełnym biegu i się czymś nakręcać. Lubię też usiąść i nic nie robić. Bo w ogóle czym jest nuda? Nudą jest np. siedzenie i głaskanie kota. A to jest też ogromna przyjemność, rozluźnianie się. Trzeba mieć na to czas. Więc jeśli to jest forma nudy, to tak, ja się bardzo chętnie nudzę.
Pani Agnieszka wydaje się mieć odpowiedź na wszystko. W dodatku mądrą. Czasem tak jest, że najgłębsza, najlepsza filozofia życiowa pada nie z ust wielkich etyków i filozofów, tylko posiadaczką wielkiej tajemnicy życia okazuje się mama koleżanki. Ta sama, którą mija się pospiesznie w odwiedzinach, rzucając dzień dobry. Ta, która potem puka do pokoju i przynosi herbatę i wafelki, po czym szybko zamyka za sobą drzwi.
Na koniec zdradzam pani Agnieszce, że chwilę przed naszą rozmową Kama przyznała mi się wzruszona, że jest z mamy dumna. Nie chciała takich pytań, ale ją podpuściłam. Teraz podpuszczam mamę. To ważne, żeby córka była dumna z mamy? - O Jezu, teraz ja się rozpłaczę. To jest niesamowite. To moje odkrycie po zawodach łyżwiarskich. Że to jest największa nagroda dla mamy, jeśli córka powie, że jest dumna. Cały ten trud matczyny jest tego wart.
Teraz już płaczemy obie.
Ostatnie pytanie: jest zima, dużo ludzi chodzi na ślizgawki, jak szybko wstać z lodowiska po upadku?
- Szybko! Otrzepać się i jechać dalej. Bo ktoś może wjechać na palce. Bo szkoda czasu na leżenie. Poza tym, ruszanie ciałem sprawia, że nie czuje się bólu
Jeśli znacie kogoś, kto Was inspiruje - bo odmienił swoje życie na lepsze, wyszedł z kłopotów albo po prostu robi fantastyczne rzeczy, jest zwyczajnym-niezwyczajnym, promyczkiem słońca w oceanie smutasów - piszcie! Najciekawsze historie opublikujemy.
***
"Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz" - ten znany cytat Forresta Gumpa, dla wielu z nas brzmi aż nazbyt znajomo. Zdarzył ci się niespodziewany zwrot w życiu? Masz za sobą albo planujesz nieoczekiwaną, wielką zmianę? A może zwykły, mały przypadek sprawił, że musiałaś obmyślić życiowy "Plan Be"? Podziel się z nami swoją historią i napisz na kobieta@agora.pl, najciekawsze historie opublikujemy i nagrodzimy.
Akcja #mojplanb jest połączona z premierą filmu "Plan B" Kingi Dębskiej, reżyserki hitu "Moje córki krowy". Plan B zapowiadany jest jako "historia o niełatwym poszukiwaniu miłości, o znajdowaniu sensu w relacjach z innymi i o tym, że zawsze jest nadzieja". Bohaterów poznajemy tuż przed walentynkami, w chwili, gdy w ich życiu wydarza się coś całkiem nieoczekiwanego. Sytuacje, z którymi się konfrontują, prowadzą do zaskakujących rozwiązań. Natalia, Mirek, Klara i Agnieszka spotkają na swojej drodze ludzi, którzy dają nadzieję na to, że w życiu zawsze jest jakiś plan B. W rolach głównych zobaczymy: Kingę Preis, Marcina Dorocińskiego, Edytę Olszówkę, Romę Gąsiorowską, Krzysztofa Stelmaszyka i innych. W kinach od 2 lutego.