Dziś czas na moje #metoo. Bardziej psychicznie niż fizycznie, ale wystarczyło, żeby było to przez jakiś czas ciężkim przeżyciem, z którym poradziłam sobie dopiero jako osoba dorosła.
Lata 70-te. Warszawa. Wujek Kasjan i Ciocia Basia bywali u nas w domu dość często. Ona trochę niepełnosprawna, mocno niepewna życiowo, śliczna, elegancka kobieta, bez pamięci zakochana w swoim mężu. On, niski brunet z czarnymi jak węgiel małymi oczkami. Uśmiechnięty z wąskimi ustami, śmiejący się głośno i perliście. Ładna para, pachnąca perfumami i... pieniędzmi. Wykształcony księgowy mógł zapewnić sobie i żonie wszystko, na co mieli ochotę. Luksusowe mieszkanie, samochód. Wszystko... poza dziećmi. Próbowali adoptować, ale nigdy żadna z adopcji się nie powiodła. Zawsze to były dziewczynki.
Ciocia Basia była osobą, która w młodości dostała bardzo dużo pomocy od moich rodziców. Sierota ze wsi. Zamieszkała z naszą rodziną w Warszawie w latach 50-tych, powoli oswajając się z miejskim życiem. Udało się. Miała wobec moich rodziców duży dług wdzięczności.
Jesteśmy na wsi. Ciepły letni dzień. U nas w domu odbywa się jakaś rodzinna impreza. Dużo dobrego jedzenia, alkohol, gwar, mnóstwo śmiechu. Późno już. Mam 7-8 lat. Wymykam się do pokoju i kładę spać. Lubię zasypiać w takich okolicznościach. W pokoju obok tętni życie, a ja już bezpiecznie utulona pod pierzyną przytulam głowę do poduszki.
Ten moment wyrwania mnie z błogiego snu będzie prześladował mnie później całe lata. Wujek Kasjan i jego ręce pod pierzyną, świdrujący wzrok i gorączkowe szepty "Kasia jaka ty śliczna!!!". Trwało to chwilę. Wyszedł bardzo szybko i dołączył do bawiących się gości. Zostałam pod pierzyną, sama, bardzo płacząc.
Nienawidziłam jak przychodzili. Próbowałam zrobić wszystko, żeby się z nim nie witać. Ściskał, całował mnie w usta, tak niby przypadkiem, chwalił jak dorastam i jaką jestem fajną dziewczynką. Szłam do łazienki i myłam twarz po tych powitaniach.
Nikomu nic nie mówiłam, nikt nie wiedział o tym co wtedy stało się na wsi. Kto by mi uwierzył? Wujostwo było bardzo wierzące, a wujek był wyjątkowo ważną osobą w swojej parafii. Na procesjach nosił baldachim nad proboszczem. Byli obydwoje z ciocią bardzo blisko Boga.
Pierwszy otwarty zgrzyt pojawił się w latach 90-tych. Kupowałam mieszkanie i zabrakło mi trochę pieniędzy. "Może pożyczymy od wujka Kasjana?" zaproponował tata i od razu zachwycił się tym pomysłem. Udało się. W wujku przeważyła zdecydowanie cecha księgowego nad ludzką. Skrupulatnie naliczył odsetki za każdy dzień, spisał umowę i roześmiał się perliście. "Załatwione Kasiu". Znowu udało mu się wcelować prosto w usta.
Tego dnia powiedziałam o wszystkim tacie. Pamiętam jak złość, bezsilność wykrzywiły mu twarz. "Za stary już jestem, żeby go uderzyć. Nie chcę go więcej znać". Tak się stało - pieniądze zwróciłam, kontakty zniknęły całkowicie.
Po śmierci taty przygotowywaliśmy w rodzinie listę osób, które trzeba zawiadomić. Brat przypomniał mi o wujku Kasjanie. Powiedziałam mu wtedy o sprawie. Nie chciał uwierzyć, ale decyzję o zawiadomieniu wujka pozostawił dla mnie.
I to jest w życiu taki moment, kiedy wiesz, że masz już dość siły, żeby siebie obronić. Wreszcie zawalczyć o swój spokój i wykrzyczeć, wycedzić to, co przez całe lata wracało jako ohydne obrzydlistwo. Postawiłam przed sobą kieliszek wódki i... zadzwoniłam. W słuchawce pojawił się uroczy, współczujący głos wujka. Po przyjęciu kondolencji, zaczęłam...
Przypomniałam wszystko. Opisałam ze szczegółami, mówiąc o swoich dziecięcych strachach, emocjach. Rozciągałam swoje opowiadanie w nieskończoność. Po drugiej stronie dłuższy czas panowała tak mocna cisza, że nawet zastanawiałam się czy nie rozmawiam sama ze sobą. Nie, jednak był po drugiej stronie. Agresywny, drący się wniebogłosy, wyzywający mnie od wariatek, rzucił słuchawką.
Drugi kieliszek. Dzwonię znów. Ku mojemu zdumieniu odbiera. Znowu słucha. Stwierdzam, że jest pedofilem i mogłabym narobić dużo szumu, ale mam inną propozycję. "Stań przed lustrem, spójrz w lustrze sobie prosto w oczy i powiedz sam sobie - jestem pedofilem".
Odłożyłam słuchawkę, wypiłam trzeci kieliszek i poszłam do łazienki. Umyłam twarz i spojrzałam w lustro. Spojrzałam sobie prosto w oczy. Uśmiechnęłam się do siebie. Nareszcie.
Po co to piszę? Niektórzy wujkowie-ciocie mają za długie ręce, za wścibskie oczy i zaobślinione usta. Jak chodzili pod baldachimami w latach 70-tych trudno było się do nich dobrać. Teraz już można. Świat się zmienił, a ja dorosłam. Ulga, radość, czystość i siła - to są uczucia, które teraz kojarzą mi się z tą historią. Naprawdę warto<3.