Były myśliwy uratował wilka. "Rozjeździliby go na miazgę". Kim jest Marcin z Lasu? [ZWYKLI NIEZWYKLI]

Tę sprawę wiele osób śledziło na FB: dzięki spektakularnej akcji udało się uratować wilka potrąconego przy krajowej "91". Ocalili go ludzie, którzy nie pomyśleli, że a) i tak nic się nie da zrobić, b) pewnie pomoże ktoś inny. Wśród nich - zakochany w wilkach... były myśliwy.

Telefon Marcina Kostrzyńskiego zadzwonił 3 lutego, parę minut po 21. Odebrał, nie wiedząc jeszcze, że tej nocy już się nie położy - spędzi ją przy krajowej drodze nr 91 z Torunia do Łodzi, tuż za Ciechocinkiem. Dzwonił znajomy. Zanim Kostrzyński wyszedł z mieszkania, zdążył tylko wrzucić na swojego Facebooka krótki, gorączkowy post:

Przekaz był krótki: wilk potrącony przy drodze, potrzebna pomoc. Ma szansę na uratowanie! Poszukiwana: doktor Sabina Pierużek-Nowak, specjalistka od wilków (między innymi dzięki jej działaniom w Polsce objęto ochroną gatunkową wilka i rysia, a Białowieski Park Narodowy powiększono o 100%). Godzinę później dr Nowak napisała pod tym samym postem, że już jadą, ona i weterynarz z doświadczeniem z wilkami (takich w Polsce jest niewielu).

„Coś wam wolno idzie” - rzuciła jedna z komentatorek. „Komentarz nie na miejscu” - odpisała dr Nowak. Nie dodała tylko, że jadą z Twardorzeczki k. Bielska-Białej, prawie spod polsko-słowackiej granicy. 425 km od Ciechocinka. Dojechali o 3:30 nad ranem. Wtedy akcję ratunkową wilka śledziło na Facebooku kilkadziesiąt osób. Potem ta liczba zaczęła rosnąć lawinowo.

"Myśliwy wilka kopnął i chciał odstrzelić"

W międzyczasie przy drodze nr 91 zrobiło się gorąco, mimo mrozu i padającego śniegu. Nim na miejscu pojawiła się dr Nowak i weterynarz, Kostrzyński zadzwonił na policję - żeby zabezpieczyli teren, nim dojdzie do kolejnego wypadku. Wilk leżał na poboczu, było już całkowicie ciemno, ruch przy „91” jest bardzo duży. A pobocza praktycznie nie ma.

- Przyjechała policja, ale zadzwonili po myśliwych. Wilk cały czas leżał i nie uciekł, gdy myśliwy go kopnął, diagnozując stan, więc na tej podstawie chcieli go odstrzelić. Zagrodziliśmy drogę, przekonywaliśmy, że wilk z tego wyjdzie. Ale zadziałał dopiero argument, że sprawę na pewno zgłoszę do prokuratury, bo wilk jest zwierzęciem chronionym i myśliwy nim nie dysponuje. Wtedy odstąpili, zaczęli pomagać w akcji - relacjonuje Kostrzyński.

Pytam go, czy jest w stanie zrozumieć zachowanie policjanta i myśliwego - tym bardziej, że sam w przeszłości był myśliwym. Mówi, że tak: Oni mają takie procedury, że zwierzęta łowne po wypadku dobijają, żeby skrócić im cierpienie. Wilk zwierzęciem łownym nie jest, ale wilk potrącony przy drodze to precedens, Miki (imię Mikołaj wilk dostał od Kopernika - bo blisko Torunia - i dlatego, że „zobaczył wszystkie gwiazdy i przeżył” - przyp. red.) jest drugim takim przypadkiem w Polsce (pierwszy był wilk z Kampinosu, który też zderzenie z samochodem przeżył, a teraz ma już własną rodzinę i niedawno upolował łosia - przyp. red.). Mało kto wiedziałby, co robić - przekonuje.

"Rozjeździliby go na miazgę"

Właśnie przypadek wilka z Kampinosu sprawił, że Kostrzyński się nie poddał: Miałem go cały czas z tyłu głowy - mówi. I dodaje: W ogóle cała ta historia jest jak wyreżyserowana, dowodzi, że nie ma przypadków. A gdyby zabrakło choć jednego ogniwa w tym łańcuszku ludzi dobrej woli, wilk Mikołaj by nie przeżył, rozjeździliby go na miazgę.

Potrąconego przy drodze wilka znalazła para, która wracała z pokazu... o wilkach. Prowadził go właśnie Kostrzyński, zapalony przyrodnik i operator, który wilki, dziki i jelenie podgląda w lesie za pomocą własnoręcznie skonstruowanych fotopułapek i zmyślnych kamerek (ma nawet czołg na gąsienicach, z przyklejonymi liśćmi i grzybami, którym zdalnie jeździ po lesie i kadruje lufą zwierzęta, które inaczej nigdy nie pozwoliłyby do siebie podejść).

 

Zmontowane filmiki wrzuca na swój kanał na Youtubie. Dzięki jego cierpliwości i pomysłowości można zobaczyć np. jak małe wilczki - pierwszy raz w życiu - widzą swoje odbicie w kałuży. Leśne historie - „Przyrodyjki” - kieruje głównie do dzieci, dorosłym przybliża ekologię w cyklu „Ekoblabla”. Kiedyś o zwierzętach opowiadał w telewizji (Teleranek, Animals, Dzika Polska), ale jakiś czas temu za namowami przeniósł się do internetu.

 

Wilk przy drodze? Praktycznie niespotykany

Mówi, że jadąc na miejsce spodziewał się wszystkiego:

- Wilka bardzo łatwo pomylić z psem, bo ludzie wilków praktycznie nie widują. Wilk zawsze zejdzie człowiekowi z drogi. Ludzie, którzy znaleźli Mikiego, najpierw go minęli, ale zawrócili i dali znać o wypadku. Dzięki mojej prelekcji wiedzieli, jak wilki wyglądają, że są bardzo jasne. Musieli go znaleźć dosłownie chwilę po uderzeniu. I czuwali przy nim twardo do 4 rano - opowiada.

Kostrzyński jest przekonany, że wilk, który chce żyć, przeżyje wszystko. Tylko czasem potrzebuje niewielkiej pomocy człowieka, tym bardziej, że ludzie na co dzień raczej życia wilkom nie ułatwiają. I faktycznie - gdy Mikołaj otrząsnął się z pierwszego szoku, jeszcze na miejscu rozwalił klatkę, do której został zapakowany, by nie uciekł i nie zrobił sobie większej krzywdy (- Klatkę przywiozły cudowne panie z leśnego patrolu z Włocławka - Kostrzyński nie może się nacieszyć, ile osób wybrało tej zimnej nocy niepewną akcję ratunkową przy ruchliwej drodze, zamiast filmu i ciepłej herbaty w domowym zaciszu. Każda z tych osób okazała się niezbędna).

Zwierzęta znalazły się w potrzasku

Ale jak to się w ogóle stało, że wilk znalazł się na ruchliwej, wielopasmowej drodze? Za Kostrzyńskim jedziemy na miejsce. Pokazuje nam punkt, gdzie ratowali Mikiego (- Jeszcze dwa dni temu była tutaj krew - wskazuje). Po jednej stronie Wisła i kawałek lasu, potem kilka pasów jezdni, pas zieleni, znów kilka pasów jezdni i większy kawał lasu. To w tym lesie mieszkał Miki ze swoją watahą.

Ruch jest ogromny, huk potworny. Pod drogą - przejścia wybudowane specjalnie dla dzikich zwierząt. (- Kosztowały miliony złotych - mówi Kostrzyński). Miki przeszedł takim przejściem w stronę Wisły, bo wilk w jego wieku - około czteroletni - musi poszukać sobie własnego terenu, odejść, założyć swoją rodzinę. Ale kilka dni później nie mógł już wrócić - w międzyczasie w miejscu przejścia pojawiła się wkopana głęboko metalowa siatka. 

- To jest skandal! - Kostrzyński krąży przy siatce, wścieka się i fotografuje smartfonem wilcze tropy (są bardzo różne. Kostrzyński podejrzewa, że oprócz Mikiego do domu nie wróciło wiele zwierząt, w tym jeszcze jeden, młodszy wilk. Nie wiadomo, czy tak było, a jeśli drugi wilk istniał - to co się z nim stało). - Wszystkie przejścia dla zwierząt zostały zablokowane pod pretekstem walki z ASF - afrykańskim pomorem świń, który rzekomo roznoszą dziki. To nieprawda, tego wirusa przenosi tylko człowiek, rozwożąc mięso chorych świń po całym kraju - złości się.

Podejrzenia przyrodnika potwierdzają eksperci Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”, którego prezesem jest dr Sabina Pierużek-Nowak. Na stronie stowarzyszenia czytamy:

Z naszych ustaleń wynika, że blokadę przejść na zlecenie wojewody wykonała Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Bydgoszczy. Decyzji tej nie skonsultowano wcześniej ani z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, ani z lokalnymi nadleśnictwami. Blokada przejść jest niezgodna z decyzją środowiskową ustalającą warunki budowy autostrady, w tym budowę i funkcjonowanie samych przejść dla zwierząt. Przejścia pod krajową „91” powstały, by zapewnić łączność populacji zwierząt, w tym gatunków chronionych występujących w obszarach Natura 2000. A siatka zagraża nie tylko zwierzętom, ale także kierowcom i pasażerom pojazdów jeżdżących tą drogą, bo przyzwyczajone do korzystania z przejść zwierzęta, zawracają z zablokowanych przejść i próbują przekroczyć A1 w innych punktach.

- Dla dzikiego zwierzęcia dźwięk nawet jednego przejeżdżającego „91” pojazdu jest jak startujący nad głową jumbo jet dla człowieka. Można ogłuchnąć. Dlatego przejścia pokonują bardzo szybko. A przejście zniknęło! - Kostrzyński nie kryje oburzenia. Skołowane i zdesperowane zwierzęta w końcu trafiają na jezdnię. I nie wszystkie mają tyle szczęścia, co Miki.

"Dzik raz był u mnie jako warchlak, a pamiętał mnie przez lata"

Historia Kostrzyńskiego i wilka jest o tyle niesamowita, że przed laty mężczyzna sam był myśliwym - kontynuatorem rodzinnej tradycji. - Zwierzętami pasjonowałem się od zawsze, jako dziecko najbardziej marzyłem o lornetce. Myślistwo wydawało mi się naturalne. A myśliwym byłem aktywnym, odstrzeliwałem dziki, realizowałem plan. Byłem dobry, wybierałem słabe zwierzęta - tak się usprawiedliwiałem - tłumaczy.

Strzelbę ostatecznie zamienił na obiektyw, gdy pewnego dnia przed jego leśniczówkę przyszły cztery małe warchlaki - bez matki. Nakarmił je i zaczął szukać lochy. Znalazł ją w lesie, z odstrzeloną szczęką. Zdechła z głodu, bo nie mogła jeść ani pić. - Wtedy postanowiłem, że koniec - mówi. Zaczął dokarmiać zwierzęta w lesie, dziś ma do tego specjalny, zdalnie sterowany system (sam go skonstruował) - wystarczy jeden sms, by porcja jedzenia wpadła do karmnika. - Najbardziej intensywnie dokarmiam dziki w porze polowań, gdy myśliwi też je zwabiają jedzeniem. Trzymam je wtedy blisko leśniczówki, żeby były względnie bezpieczne - wyjaśnia.

Czasem zwierzęta dostają frykasy - marchewki, buraki. Zaprzyjaźniony kruk - kostkę twarogu. Latem, podczas największych upałów, Kostrzyński wozi do lasu wodę w beczce. Zlatują się do niej pić zwierzęta, które w całym lesie nie znalazły nawet kropli.

Kostrzyński mówi, że zna wielu myśliwych, którzy latami polowali na zwierzęta, ale przestali, urzeczeni ich pięknem i mądrością. - Nie wiem, czy dzik albo wilk pamięta wyrządzone zło, ale dobro pamięta do końca życia. Odróżnia przyrodnika i myśliwego. Raz przyszedł do mnie dzik, ja go nie kojarzyłem, ale on mnie tak. Siedziałem pod drzewem, a on mi zrobił bach na nogę i zasnął jak niemowlę! 80-kilowy dzik. Potem znalazłem go na starych zdjęciach - to był Albiś, który jeszcze jako mały warchlak był u mnie na podwórku z matką. Pamiętał - w głosie Kostrzyńskiego słychać podziw i wzruszenie.

Kopernik znalazł żonę

Wilki Kostrzyńskiego zachwycają. - Kiedyś nie wiedziałem, czemu ludzie je tak hołubią, ale dziś jestem ich największym fanem. Wilki nie zaatakują pierwsze człowieka, w historii nie było takiego przypadku. One żyją i polują według zasad. Nie tak, jak kłusujące psy, które wilki widzą jako niebezpieczne mutanty. Mały wilczek w ciągu tygodnia robi niesamowite postępy, uczy się jak szalony. A kabel od kamery to dla niego najlepsza zabawka! - cieszy się.

I dodaje: - Wszyscy możemy zrobić dla wilków jedną dobrą rzecz - nie zakłamywać prawdy o nich. Nie są nieobliczalne, niebezpieczne, nie jest ich za dużo. Wilczy teren to setki kilometrów kwadratowych, a na nich jedna kilkuosobowa rodzina wilków. I nikt tak dobrze jak wilk nie reguluje środowiska naturalnego.

Wilk Mikołaj jest teraz w Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Nadleśnictwa Olsztynek w Napromku, gdzie został odwieziony natychmiast po akcji ratunkowej. Ma się świetnie - jeszcze utyka, ale szybko dochodzi do zdrowia. W wypadku samochodowym nie złamał nawet nogi. Wiosną zostanie wypuszczony na swoim terenie, po bezpiecznej stronie drogi i wróci do swojej rodziny (- Będzie radość, będzie wycie! Na pewno go poznają, przecież czekają na niego).

W dodatku...  nie sam. - Miki w ośrodku został zapoznany z piękną wilczycą, też rehabilitowaną. Znaleziono ją w lesie, miała na szyi smycz. Prawdopodobnie ktoś znalazł w lesie małego wilczka i wziął go do domu, a gdy przestał sobie radzić, znów wypuścił w lesie - Kostrzyński nie wydaje się zdziwiony tą historią, niejedno już w lesie widział.

Miki i wilczyca są w podobnym wieku - on miałby właśnie szukać żony, a ona potrzebuje wilka, który nauczy ją dzikiego życia w lesie. - Miłość od pierwszego wejrzenia! Po zwierzętach to od razu widać. Miki przedstawi ją rodzinie, a potem pójdą szukać swojego miejsca w świecie. Czy ta historia mogła się lepiej skończyć? - cieszy się Kostrzyński.

Wilków w Polsce jest dokładnie 2139 sztuk (dane Głównego Urzędu Statystycznego za 2016 rok). Najwięcej w podkarpackiem (732), nie występują w opolskiem i łódzkiem.

W roku 1995 wilki zostały objęte ochroną w części Polski, a od 1998 są chronione w całym kraju. W uzasadnieniu do tej decyzji podkreślono pozytywną rolę drapieżników w utrzymaniu równowagi ekologicznej w lasach. Obecnie wilki w Polsce objęte są ochroną ścisłą. W "Polskiej czerwonej księdze zwierząt" wilk ma status NT (near threatened) - gatunek niższego ryzyka, ale bliski zagrożenia.

PORADNIK: Ranny lub chory wilk - co robić? >>

Znacie kogoś, kto Was inspiruje? Bo odmienił swoje życie na lepsze, wyszedł z kłopotów albo po prostu robi fantastyczne rzeczy, jest zwyczajnym-niezwyczajnym, promyczkiem słońca w oceanie smutasów - piszcie! Bohaterów odwiedzimy z kamerą, najciekawsze historie opublikujemy.

CZYTAJ TEŻ: "W życiu kobiety na nic nie jest za późno". O mamie Kamy, która po 40-tce została łyżwiarką figurową