Zuzanna Celmer, psychoterapeutka: Trudno wyrokować, nie znając szerszego kontekstu, ale rzeczywiście zdarza się, że zgrzyta w relacji teściowa – synowa. I znacznie częściej dotyczy to teściowych, które mają synów niż córki.
- Bywa, że kobiety, którym nie powiodło się małżeństwo, lokują nadmierne oczekiwania i uczucia w synach, myśląc o nich jak o mężczyznach swojego życia, a nawet ustawiając w roli życiowych partnerów. Wówczas, świadomość, że syn spotkał kobietę, z którą chce spędzić życie, wydaje się zagrażająca.
- Ale można to zrobić, jeśli zrozumie się, że choć obie kochają tego samego mężczyznę, to każda z nich zajmuje w jego sercu zupełnie inne miejsce. Inną mają rolę w jego życiu. W przypadku matki będzie to bezinteresowna miłość, przywiązanie, troska, a synowa zbuduje relację opartą na psychicznym i fizycznym zjednoczeniu. Dlatego walka i rywalizacja na tym polu nie ma najmniejszego sensu. Na tym przeciąganiu liny tracą wszyscy w rodzinie, a ewentualne zwycięstwo, którejś ze stron jest pyrrusowe.
- Przede wszystkim warto, żeby dorosły mężczyzna przyjrzał się relacji z własną matką. Czy nie jest zbytnio uzależniająca? Czy nie pełni innej roli w jej życiu, niż tylko syna? Czy matka nie wymaga od niego za dużo? Na przykład zrekompensowania poświęcenia za to, że sama go wychowała i teraz będzie na każde jej skinienie czy życzenie. Znam takie sytuacje, które rujnują rodzinne plany, bo mama chce, żeby być z nią akurat wtedy, gdy rodzina wyjeżdża albo planuje wyjście.
- No tak, bo mamusia twierdzi, że źle się poczuła albo serce ją boli tak bardzo, że za chwilę będzie wzywać karetkę. A potem, najczęściej, okazuje się, że ani wzywanie pogotowia nie było potrzebne, ani dolegliwość nie była poważna, żeby stwarzać powody do niepokoju. To zwykły szantaż emocjonalny i wywoływanie poczucia winy we własnym dziecku, żeby czuło się zobowiązane.
- Znam małżeństwo, w którym mężczyzna wścieka się, że jego matka słucha określonego radia. Jednocześnie potrafi powiedzieć swojej żonie, że wie, że nie wpłynie na jej poglądy i nie pozostaje mu nic innego, jak tylko je zaakceptować, choć zupełnie się z nimi nie zgadza. Jego żona uważa to samo, co on. Mimo to, gdy teściowa przyjeżdża do nich i zostaje na kilka dni, pozwalają jej słuchać radia, które tak lubi i nie komentują tego w żaden sposób. Wiedzą, że nie zmienią jej, a ona ich. Ale to sa mądrzy ludzie, bo choć między sobą głośno mówią, że to ich wkurza, to pozwalają teściowej być sobą.
- To jest szalenie trudna sytuacja, ale to też można omówić z partnerem, a potem z rodzicami. Ustalić jasno warunki i zasady i konsekwentnie ich przestrzegać. Tylko najpierw każdy musi wiedzieć, co jest dla niego ważne i czego oczekuje, a to bywa najtrudniejsze. Ludzie, jeśli chcą być ze sobą, muszą się dogrywać i znosić pewne trudności, w tym obecność rodziców. Choć i tu jest granica, którą jest zagrożenie trwałości związku.
- To indywidualna kwestia. Ale wyobrażam sobie, że ktoś może mieć dość nieustannych przytyków, podszytych niechęcią albo nawet nienawiścią. Na przykład, teściowa zajmuje się wnuczką. Gdy wraca mama dziewczynki, dziecko biegnie się z nią przywitać i jest zatrzymywane przez babcię, która właśnie w tym momencie próbuje zainteresować małą czymś innym. Wystarczyłoby stanowczo powiedzieć, że babcia zajmuje ważne miejsce w życiu wnuczki, ale zmuszanie jej do wybierania między kobietami jest czymś, na co kategorycznie się nie zgadzamy.
Inny przykład, rodzina siedzi przy stole w trakcie obiadu i w pewnym momencie teściowa mówi do wnuków, że kiedy ją odwiedzą, to wtedy babcia zrobi im naprawdę dobre kluseczki. Niby nic nie zostało powiedziane, ale wiadomo, że to przytyk wobec synowej.
- Bo to jedyny sposób, w jaki umie zawalczyć o poczucie własnej wartości. Umniejszając innym.
- W skrajnych przypadkach, ograniczyć kontakty do niezbędnego minimum. Jeśli każdy wspólny obiad kończy się przykrością, rozczarowaniem albo i kłótnią, to nie widzę powodu, dla którego nadal miałoby się w tych obiadach uczestniczyć. Nie ma obowiązku jadania obiadów z teściami. Mam pacjentów, którzy radzą sobie w ten sposób, że rozmawiają otwarcie o przykrościach, których doświadczają od rodziców partnera, że nie wyrabiają z ich wścibstwem albo sztywnym przestrzeganiem konwenansów.
Masa problemów bierze się z tłumienia urazów. Proszę wyobrazić sobie taką sytuację. Teściowa mówi do swojego syna, w obecności synowej, że jego szkolni koledzy znaleźli świetne partnerki, które robią błyskotliwe kariery i tylko można im pozazdrościć takich żon. Wszyscy wiedzą, że to przytyk wobec synowej, która jest pielęgniarką w szpitalu i nie zarabia tyle, co tamte kobiety, a jej sytuacja zawodowa jest od lat niezmienna. I gdyby ta pielęgniarka powiedziała wprost, że kocha swoją pracę, pacjencie ją uwielbiają, a z mężem są szczęśliwą parą, zamknęłaby w ten sposób usta teściowej.
- Nawet jeśli nie zadziała, to ważne jest, że zostanie to wypowiedziane i zostaną postawione granice. Z szacunkiem, ale stanowczo. Trzeba takie rzeczy jasno komunikować, a jeśli trudno jest je wypowiedzieć, można napisać list. Jedna z moich pacjentek oprócz tego, że napisała, czego nie może zaakceptować w zachowaniu teściowej, dodała, za co ją szanuje. W ten sposób wyciągnęła do niej rękę, choć nie stała się jej terapeutką, bo nie taka jej rola. Przede wszystkim powinniśmy nabrać świadomości, że teściowe i synowe to dwie odrębne osoby, które w pewnym momencie spotkały się, ale wcale nie muszą się lubić, choć obie powinny traktować się z szacunkiem.
- Z pewnością wyjdzie im to na dobre. Czasem teściowe wymyślają sobie, że synowa będzie przyjaciółką albo zastąpi im córkę, której nie miały. Na tej podstawie uzurpują sobie prawo do tego, żeby we wszystko się wtrącać i udzielać rad. A to jest partnerka syna. Ciekawe, że najczęściej wtrącają się osoby, które nie mają własnego życia. Osoby, które poświęcają czas na własne zainteresowania, pasje, zwłaszcza kiedy nie trzeba troszczyć się już o własne dzieci, znacznie rzadziej mają chęć pouczać, że trzeba, na przykład, umyć lodówkę, dobrze i zdrowo się odżywiać i nie sprawdzają czy dorosły już syn ma wyprasowane koszule.
- Właśnie o tym, że nie ma się własnego życia i dalej matkuje synowi, jakby był w pieluszkach.
- Ale to się łączy, bo jeśli moja wartość jako człowieka sprowadza się do tego, że pełnię wyłącznie, albo głównie, rolę matki, to gdy mi się ją uszczupli, czuję się niewartościowa. Często jest też tak, że dopóki dziewczyny synów są tylko ich partnerkami, wszystko jest w porządku. Problem zaczyna się z chwilą zaręczyn. Wtedy przyszłe teściowe widzą zagrożenie, zaczynają obawiać się straty. A trzeba patrzeć na zyski, na to, że rodzina nam się powiększy. I zająć się sobą, swoimi umiejętnościami, innymi niż bycie matką. Nie tracić energii na niszczenie relacji syna i synowej.
Ghandi mówił, że gniew jest kwasem, który bardziej może zniszczyć naczynie, w którym się znajduje, niż to, na co zostanie wylany. Jestem zwolenniczką racjonalnego myślenia, a nie altruizmu, więc dodam tylko, że ten wzajemny gniew, złość i nienawiść, w ogóle nam się nie opłacają.