Pewnego dnia obwieściłam mężowi:
Dostałam zaproszenie na spędzenie dwóch nocy w hotelu ze SPA na Podkarpaciu
Super, jedziesz? - zapytał.
Mam wziąć naszą córkę, bo ten hotel zaprasza z dzieckiem. Oni są przyjaźni rodzicom z dziećmi - wytłumaczyłam.
Jasne, ale nasze dziecko nie jest przyjazne rodzicom... - słusznie zauważył mąż.
Zdecydowałam, że jednak zabiorę moją - za trzy miesiące - czterolatkę w trwającą prawie pięć godzin podróż. Jak iść, to szeroko i rzucać się na głęboką wodę. A nuż okaże się, że obsługa rzeczywiście podoła, a atrakcje wypełnią dziecku czas? Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Medal na pamiątkę Fot. Archiwum prywatne
Bo moja córka jest dzieckiem dość szybko tracącym cierpliwość, kapryśnym, awanturującym się, donośnie manifestującym swoje niezadowolenie. I jeszcze nie za bardzo lubiącym długie podróże samochodem (wakacyjną samochodową podróż do Chorwacji przetrwaliśmy jedynie dzięki temu, że przez całą trasę puszczaliśmy płytę z jej ulubionymi piosenkami i bez szemrania spełnialiśmy wszystkie zachcianki).
Jeden z dwóch basenów - kryty Fot. Archiwum prywatne
Zaczęłam weekend przed wyjazdem od przygotowania gruntu. Dziecko ucieszyło się bardzo. Wypytywało, co tam jest, co będziemy robić. Pokazałam jej zdjęcia i już sama fotografia basenu załatwiła sprawę, a poziom ekscytacji ustawiła wysoko. Uprzedziłam, że będziemy długo jechać samochodem, że będą z nami jechać inne zaproszone osoby, że bardzo zależy mi na tym, żeby była grzeczna i nie pokazała skali swoich możliwości. W sferze deklaratywnej wszystko było pięknie.
Podróż poszła dość gładko. Córka ucięła sobie drzemkę i dopiero pół godziny przed celem - miejscowością Radawa na Podkarpaciu - zaczęła mieć dość. Ale jakoś udało mi się nad nią zapanować, odwrócić uwagę od trudów podróży.
Hotel ma małe usprawnienia, które z punktu widzenia dziecka i jego rodziców są dużym ukłonem w ich stronę. Schodki postawione przy recepcji sprawiają, że małe dziecko może twarzą w twarz rozmawiać z pracownikami obsługi. Z tej możliwości zresztą moja córka ochoczo korzystała, zamęczając panią Anię (pozdrawiam ją serdecznie) opowieściami o sobie i naszej rodzinie.
Domek w jadalni Fot. Archiwum prywatne
W jadalni jest drewniana chatka z zabawkami, w której dzieci mogą się bawić, a rodzice dokarmiać je w spokoju. Na terenie całego ośrodka są wystawione znaki ostrzegające przed biegającymi dziećmi. Są place zabaw, rowery dla dzieci, rower z fotelikiem, na basenie materacyki, rękawki, makarony. Nie mówię już o sali kinowej i wewnętrznym pokoju zabaw dla dzieci.
Na dzieci wszyscy mają oko, do 18 jest animatorka, która nad nimi czuwa. Moja córka była jedynym dzieckiem powyżej trzech lat, reszta dopiero uczyła się chodzić, nie odstępowała więc rodziców na krok.
Mojemu dziecku podobało się wszystko, w rozmowie z tatą, powiedziała, że na miejscu jest „C-U-D-O-W-N-I-E”.
Ostrzeżenia dla kierowców Fot. Archiwum prywatne
Pierwszego dnia moja córka trzymała się bardzo blisko mnie. Wszędzie chodziłyśmy za rękę, w grę nie wchodziło zostawienie jej z nikim obcym. Byłyśmy nad rzeką, oglądać owce i na wycieczce rowerowej. Pod wieczór zaczęła już sama sobie wędrować w hotelu - pozostając w zasięgu mojego wzroku.
Na drugi dzień czuła się już na tyle dobrze i bezpiecznie, że dużo czasu spędzała krążąc między mną (miałam warsztaty), a panią Anią z recepcji i animatorką. Kiedy zniknęłam na zabieg terapii sianem (uprzedziłam panie, że się oddalam), nawet nie zauważyła mojej nieobecności.
Zainteresowała was ta terapia sianem? To bardzo przyjemny zabieg - leży się na stole do masażu wyłożonym specjalnie dobraną mieszanką ziół i siana, a masażysta masuje was olejkami skomponowanymi przez lokalnego zielarza. Na koniec pijecie herbatę z igieł sosny. Bajka.
W drodze Fot. Archiwum prywatne
Jej zachowanie przypomniało mi czasy, gdy jeździłam z rodzicami do różnych ośrodków wypoczynkowych i właściwie w ciągu dnia widywałam ich tylko w czasie posiłków, bo razem z innymi dziećmi w chmarze biegałam po całym terenie. Nie był to czas animatorek, ale poczucie wolności i swobody porównywalne.
To, jak moje dziecko było na Podkarpaciu zaopiekowane i zadowolone, zaskoczyło mnie. W dobie świecących pustkami podwórek i rodziców, którzy nie pozwalają na odrobinę samodzielności i samostanowienia, był to oddech i dla niej, i dla mnie.
Nie mówiąc już o tym, że wszystko jej się podobało. No i dziecko jest idealną wymówką, jeśli nie prowadzicie rozrywkowego wieczornego życia towarzyskiego, żeby oddalić się po kolacji do pokoju, bo o 21 już śpi i można w spokoju nadrobić zaległości w serialach.
Plac zabaw na dworze Fot. Archiwum prywatne
Za możliwość przetestowania opcji pobytu w relaksie z dzieckiem dziękuję Hotelowi Bacówka Radawa SPA na Podkarpaciu.