Cieszę się, że męża poznałam w czasach analogowych. Teraz randki oznaczałyby dla mnie samotność w sieci [LIST]

Jak ja się cieszę, że spotkałam miłość mojego życia w czasach analogowych, kiedy nie było jeszcze nawet opcji wysyłania MMS-ów, a łączenie z internetem odbywało się przez modem. Nie wiem, czy potrafiłabym współcześnie randkować.

Jesteśmy parą od 15 lat, poznaliśmy się przez znajomych na jednej z domówek. Później on zdobył mój numer i zadzwonił. A potem poszło - pięć randek i byliśmy parą. W wieku 27 lat temat życiowego partnera miałam już ogarnięty, a poczucie, że to mężczyzna mojego życia głębokie.

Wcześniej byłam w związkach „analogowych”. Moich chłopaków poznawałam na uczelni, w sąsiedztwie, w szkole, na wakacjach, na festiwalu i targach. Zaczynało się od spojrzeń, uśmiechów, później rozmów, telefonów. Kończyło na randkach i byciu parą. Raz tylko zdarzyło mi się, że całkiem obiecująca znajomość zakończyła się dla mnie w niezrozumiały sposób. Po kilku wspólnych wyjściach chłopak nagle przestał się odzywać i w sumie do dzisiaj zastanawiam się, co się takiego wydarzyło (obwiniam zakurzony abażur).

Mam znajome, które wróciły po latach do obiegu, inne, które - w całkiem dla mnie nowych realiach - muszą się odnajdywać w apkach, speed datingu, portalach randkowych. Nie wiem, czy ja bym tak potrafiła. Czy umiałabym przerzucać zdjęcia z prawa na lewo, czy nadążyłabym za tempem internetowych początków znajomości, czy moje poczucie wartości nie zostałoby niebezpiecznie obniżone wystawieniem mnie przed mężczyzn, którzy rozczarowani moim wyglądem, odwróciliby się na pięcie i uciekli z kawiarni.

Z drugiej strony bałabym się konsekwencji odrzucenia przeze mnie kandydatów. Tego, że mogłabym trafić na trolla, który zatrułby mi życie, zszargał nerwy i nabruździł w sieci. Bałabym się przekraczania granic, zdjęć penisów słanych ciemną nocą, naruszania moich granic. Niepokoiłoby mnie to, czy łatwość nawiązywania znajomości zatrzymałaby przy mnie partnera, czy może ciągle szukałby nowej, lepszej połówki. Nie wiem, czy potrafiłabym odróżnić szczere zasypywanie mnie komplementami, od schlebiania tylko po to, żeby wskoczyć mi do łóżka.

Cieszę się bardzo, że nie muszę przeżywać tej technologicznej rewolucji uczuciowej. Dla mnie skończyłaby się niechybnie samotnością w sieci.

- Anna

Czekamy na Wasze historie, którymi chcecie się podzielić. Wybrane teksty, za Waszą zgodą oczywiście, będą opublikowane na kobieta.gazeta.pl. Autorom opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Pani Anna dostaje książkę Kayli Itsines "28 dni Bikini Body. Przewodnik po zdrowym jedzeniu i stylu życia" wydawnictwa Znak. Piszcie: kobieta@agora.pl

Więcej o: