Jestem trudną klientką, mam morze cierpliwości i zawsze wiem, czego chcę. Jestem nieustępliwa i nie poddaję się - walczę do końca. Piszę oficjalne reklamacje, kiedy tylko czuję się oszukana - zawsze dochodzę swoich praw. Nawet jeśli jest to "marne" trzy złote, które połknął biletomat. Dla sprzedawców jestem pewnie koszmarem.
Dziwią mnie te wszystkie facebookowe awantury, w których ludzie oznaczają firmy czy sklepy i wylewają na nie wiadra pomyj. Zwłaszcza ta ostatnia z siecią restauracji i ceną za golonkę oraz przeszukaniem w perfumerii. Przecież można sobie oszczędzić nerwów i załatwić sprawę na miejscu. Jeśli jesteście pewni swoich racji, nie byliście nieuczciwi, prawda będzie po waszej stronie. Mój ulubiony przykład to moja własna historia. Pokazuje, gdzie popełniłam błędy, a co rozegrałam jak należy. Ona mnie umocniła w byciu nieugiętą i dochodzeniu sprawiedliwości.
Jakiś czas temu po zrobieniu zakupów chciałam zatankować na stacji benzynowej, która należała do supermarketu. Takiej z budką z kasą i szlabanami. Dystrybutor, który wybrałam miał wciąż kwotę z poprzedniego tankowania, chociaż kierowca już zapłacił i odjechał. Podeszłam więc do pani z okienka i poprosiłam o wyzerowanie licznika. Pani powiedziała, że już to zrobiła. Okazało się, że licznik jednak wciąż nie wskazywał stanu 000. Po ponownej interwencji pani zapewniła, że "U niej jest zero".
I tu powinnam posłuchać instynktu i zmienić dystrybutor, bo gdzieś z tyłu głowy przeleciała mi myśl, że będą kłopoty. Ale sami wiecie, za mną stały samochody, nie było, jak się przestawić, zrobiłabym tylko zamieszanie.
Więc zatankowałam - za 50 zł, dosłownie 1/4 baku - na wyczucie, bo licznik nie działał. Kiedy skończyłam tankować wskoczyła ponownie kwota z poprzedniego tankowania - 300,10 zł. Podjechałam do kasy, pani zażyczyła sobie 300,10 zł. Powiedziałam, że zatankowałam za nie więcej niż 50 zł i nie mam zamiaru płacić za poprzednie wskazanie. Pani, że mnie nie wypuści. Ja, żeby wołała przełożoną/ego.
W tym wszystkim brali jeszcze udział ochroniarze. Oni nie chcieli mnie wypuścić bez płacenia, ja powiedziałam, że nie ma mowy, żebym zapłaciła nie swój rachunek. Na nikogo nie działały argumenty, że mój bak ma taką a taką pojemność, wskazówka wskazuje 1/4 zawartości i nawet jakbym wyszła z siebie i stanęła obok, to nie ma szansy, żebym ukryła po kieszeniach paliwo za trzy stówy.
Swoje racje przedstawiałam cierpliwie, spokojnie, kulturalnie. W pewnym momencie nawet mnie ta cała sytuacja zaczęła bawić. Skończyło się na wezwaniu policjantów. Potraktowałam ich jak moich wybawców i popleczników. Opowiedziałam im moją wersję. Panowie wzorcowo przetrzepali stację - okazało się, że homologacje nieważne, plomby naruszone, dystrybutory niezabezpieczone. Kazali mnie natychmiast wypuścić.
Co zrobili z panią kierownik? - nie wiem. Nikt się nigdy do mnie nie odezwał, stację opuściłam w glorii i chwale bez płacenia. Poświęciłam dwie godziny, ale nie dałam się zawstydzić, nie ugięłam. Jeśli brakuje wam pewności siebie, znajcie swoje prawa. I nie dajcie ich nikomu naruszać.
Hanna
***
Czekamy na Wasze historie, którymi chcecie się podzielić. Wybrane teksty, za Waszą zgodą oczywiście, będą opublikowane na kobieta.gazeta.pl. Autorom opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Piszcie: kobieta@agora.pl.