- Kilka lat temu dostałbyś ode mnie z glana w twarz, za to, że jesteś gejem – powiedziała do swojego przyjaciela Piotrka Anna*, która tak jak on, przeniosła się z Polski do Edynburga. Po kilku latach mieszkania w stolicy Szkocji stała się obrończynią praw mniejszości homoseksualnych. – Kiedy Ania słyszy werbalną agresję wobec gejów czy lesbijek nie odpuszcza, tylko stara się, żeby obrażona osoba została przeproszona – mówi Piotr*.
Piotr w Edynburgu mieszka już prawie 3 lata. Przeprowadził się z miłości do innego mężczyzny. Któregoś dnia rzucił wszystko w Polsce i pojechał za nim. Związek po kilku latach rozpadł się, za to Edynburg okazał się jego miejscem na ziemi.
– Jedyne, co bym zmienił w tym mieście, to zmniejszyłbym liczbę Polaków – mówi. – Zwłaszcza o tych, którzy nie chcą się zasymilować i którzy nie mają w sobie grama empatii. Przez cały okres mojego życia tutaj, jedynych ataków, zaczepek i wyzwisk homofobicznych doświadczyłem wyłącznie ze strony rodaków.
W tym doświadczeniu nie jest osamotniony. – „Pier...one pedały”, usłyszałem od grupki Polaków siedzących na końca autobusu, którym podróżowałem z moim chłopakiem – mówi Robert Motyka, mieszkający w Edynburgu od 11 lat. – Zagotowałem się, ale nic nie odpowiedziałem. Przez moment chciałem zgłosić to do kierowcy, ale machnąłem ręką. Jechaliśmy na imprezę i nie chcieliśmy psuć sobie humorów. Gdyby doszło do przemocy fizycznej, na pewno od razu wezwałbym policję.
Po kilku dniach napisał jednak do przewoźnika, który był gotów natychmiast zająć się sprawą. W Szkocji za znieważenie człowieka można trafić do aresztu. Kiedy dwie nastoletnie, nietrzeźwe Szkotki, wyskoczyły na ulicę przed jadący samochód, wyzywając pasażerów od „pier...onych pedałów”, policja zgarnęła je zaraz po wezwaniu na miejsce zdarzenia.
– Dziewczyny miały pecha, bo autem rzeczywiście jechali geje – opowiada Marta* - Dodatkowo zostały zatrzymane na 48 godzin, zamiast na 24, bo do aresztu trafiły w niedzielę, a następnego dnia, w poniedziałek wypadał bank holiday, czyli święto państwowe, które jest dniem wolnym od pracy.
Marta osobiście doświadczyła dyskryminacji na tle orientacji seksualnej w dniu własnego ślubu, który brała w Edynburgu. Stała przed Urzędem Stanu Cywilnego na jednej z głównych ulic ubrana w pudrowo-różową, koronkową sukienkę. Obok niej żona w białym garniturze i weselni goście, którzy pozowali do wspólnego zdjęcia.
– Nagle zobaczyłam, że mój świadek dość nerwowo próbuje kogoś odsunąć, a wokół niego zrobiło się zamieszanie – opowiada Marta. – Dopiero później powiedziano nam, że to około 50-letni Polak wyzywał nas, nie mogąc znieść widoku młodej pary, w której jest więcej niż jedna żona.
Ślub Anny i Izy. W dniu ślubu w Edynburgu wypowiedziały przysięgę: Wszystko czym jestem daję Tobie, wszystkim co mam, dzielę się z Tobą,przez całe nasze życie razem'. Fot: SQPhoto
Przed ślubem Marta dla znajomych z pracy swojej narzeczonej Ani była Bartkiem. Pod tym imieniem Anna miała ją zapisaną w telefonie. Przy jej nazwisku umieściła nawet zdjęcie fikcyjnego mężczyzny, bo koledzy z pracy potrafili wyrwać jej telefon z ręki, żeby sprawdzić, kto dzwoni.
– To było jeszcze zanim sprowadziłam się do Edynburga – opowiada Marta. – Ania pracowała w firmie, w której zatrudnionych było mnóstwo Polaków, nie akceptujących związków homoseksualnych. Tworzyli małą, konserwatywną społeczność. Dlatego też, kiedy przyjeżdżałam w odwiedziny do Ani, przedstawiana byłam jako jej kuzynka z Polski.
Według Piotrka, część Polaków zmienia się w Szkocji na lepsze. Stają się bardziej otwarci, tolerancyjni. Choć od jednego Polaka usłyszał, że akceptuje go tylko dlatego, że nie są w ojczyźnie. – Przywożą te swoje opinie i wąskie widzenie świata z Polski i niczego nowego się nie uczą – stwierdza Piotr.
- Takie wartości wpojono im w domu i na podwórku i z takim bagażem ksenofobii przyjeżdżają tutaj. Nie raz słyszałem od polskich kolegów z pracy niesmaczne żarty na swój temat, które wprawiały mnie w zakłopotanie, zwłaszcza, gdy były mówione w biurze, przy wszystkich. Insynuowano, że to ja „daję”, albo wprost nazywano mnie "pedałem" albo "cwelem".
Piotrek nie zgłaszał pracodawcy obelg. Pewność siebie, swoboda poruszania się w przestrzeni publicznej bez zaczepek i zwracania czyjejkolwiek uwagi na siebie były dla niego tak wielką odmianą po tym, czego doświadczał w Polsce, że postanowił ignorować rodaków. Gdyby zgłosił nadużycia, jego polscy koledzy mogliby nawet stracić pracę, a z pewnością zostałyby wobec nich wyciągnięte konsekwencje, bo sprawa trafiłaby do sądu.
Podstawą prawną do tego byłaby „Ustawa równościowa 2010”, w której można przeczytać: „Bezprawnym jest dyskryminować kogokolwiek ze względu na wiek, bycie osobą transseksualną, pozostawanie w małżeństwie lub związku cywilnoprawnym/partnerskim, bycie w ciąży lub na urlopie macierzyńskim, niepełnosprawność, rasę, włączając w to kolor skóry, narodowość i pochodzenie etniczne, poglądy religijne i wyznanie a także brak takowych, płeć, orientację seksualną”. Ustawa precyzuje, co należy uznać za dyskryminację i jaką formę może przybrać a także, co można zrobić, kiedy doświadczyło się dyskryminacji.
Młoda para w towarzystwie urzędniczki Urzędu Stanu Cywilnego w Edynburgu. Łukasz i Łukasz pobrali się w październiku 2016 roku Fot: Robert Motyka
Szkocja kładzie ogromny nacisk na poszanowanie równości. Studenci i uczniowie informowani są, czym jest dyskryminacja. To samo pracownicy firm. – Już kilkakrotnie wypełniałam formularz, pod którym za każdym razem musiałam się podpisać, że jestem świadoma dyskryminacyjnych zachowań oraz grożących za nie konsekwencji – opowiada Marta. – I przyznam, że za każdym razem kręciła mi się łezka w oku, że ktoś czuwa nad moimi prawami i że państwo nie zgadza się na dyskryminację osób homoseksualnych.
Wzruszenie dopadło Martę również w dniu, kiedy razem z narzeczoną oglądała w telewizji głosowanie parlamentu nad przyjęciem małżeństw jednopłciowych w Szkocji w grudniu 2014 roku. – Obie płakałyśmy ze wzruszenia – wspomina Marta. – Poruszenia nie kryli także sami posłowie, którzy wstawali i mówili jak bardzo się z tego powodu cieszą, bo mają brata geja albo siostrę lesbijkę, którzy wreszcie będą mogli zawrzeć nie tylko związek partnerski, ale również pełnoprawne małżeństwo.
Radości nie kryła również Ruth Davidson, liderka Szkockiej Partii Konserwatywnej. Podobnie jak brytyjski premier i szef Partii Konserwatywnej David Cameron, który bardzo optował za legalizacją małżeństw jednopłciowych w Wielkiej Brytanii, mówiąc, że jeśli prawo staje na drodze miłości, należy to prawo zmienić.
– Cameron, jak na konserwatystę przystało, jest bardzo prorodzinny, a w jego oczach i rozumieniu pary homoseksualne to taka sama rodzina jak heteroseksualna, więc należy je wspierać – tłumaczy Marta. – Konserwatyzm brytyjski czy szkocki ma zupełnie inny wymiar niż ten, który znamy z Polski.
Ślub Moniki i Karoliny we wrześniu 2016 roku Foto: AKSO ART
Od momentu wejścia nowego prawa w życie, do końca 2015 roku nieco ponad 2 tysiące szkockich par jednopłciowych zawarło związki małżeńskie. Z możliwości zawierania ślubów przez pary homoseksualne szybko zaczęli korzystać także Polacy. Niektórzy w Szkocji pojawiali się ponownie, żeby zawarty przed laty związek partnerski usankcjonować na nowo, jako małżeństwo.
Formalności w Szkocji są znacznie prostsze niż w innych krajach Unii Europejskiej, w których pary jednopłciowe również mogą zawierać związki małżeńskie, ale muszą przed ślubem okazać zaświadczenie z Polski, w którym podadzą imię i nazwisko przyszłego małżonka. Polscy urzędnicy nie chcą często takiego dokumentu wydać, w przypadku, gdy widnieją na nim dane osób tej samej płci. W Anglii sprawę ślubu komplikuje wymóg mieszkania w kraju 7 dni przed planowanym ślubem, co generuje dodatkowe, niemałe koszty.
W Szkocji jedynym wymaganym dokumentem jest wielojęzyczny odpis skróconego aktu urodzenia, a w przypadku rozwodników lub wdowców potwierdzenie uzyskania rozwodu bądź akt zgonu partnera. Nie jest natomiast konieczne udokumentowanie stanu wolnego. Wszystkie potrzebne formularze wysyłane są przez urzędnika emailem po potwierdzeniu daty ślubu.
Ślub Darka i Kuby w lipcu 2017 roku. Robert Motyka w roli świadka Fot: Dorota Peszkowska
Gdyby ktoś czuł się zagubiony w załatwianiu formalności może poprosić o pomoc Roberta Motykę, który po własnym ślubie postanowił dzielić się z innymi parami z Polski swoim doświadczeniem. Czasem umożliwia młodym parom przenocowanie u siebie w domu, służy także jako „etatowy świadek”.
– W tej roli byłem już 7 razy – liczy w pamięci Robert. - Około dwudziestu parom pomogłem z dokumentacją, a pięćdziesięciu odpowiedziałem na wątpliwości i pytania. Żeby było prościej uruchomiłem stronę internetową ze wszystkimi potrzebnymi informacjami dotyczącymi organizacji ślubu, począwszy od kosztów, przez wskazówki dotyczące noclegu, zakończywszy na opisaniu atmosfery w urzędzie. Informacja o tym, że urzędnik w obcym kraju jest przemiły, cały czas stara się rozluźnić atmosferę, żartuje i jest bardzo pomocny, wielu może uspokoić.
Jedną z zaprzyjaźnionych urzędniczek Roberta jest Barbara Watson z Urzędu Stanu Cywilnego w Edynburgu. – Pamiętam jak niedługo po uchwaleniu w szkockim parlamencie ustawy na rzecz równości małżeńskiej zaczepił mnie w autobusie starszy pan i zapytał, co myślę o „gejowskich ślubach”, dodając, że on się na nie nie zgadza i uważa je za błąd – wspomina kobieta. – Był leciwy i źle słyszał, więc pytanie zadał bardzo głośno, tak, że wszyscy podróżujący go słyszeli. Odpowiedziałam, że jeśli nie chce wychodzić za mąż za mężczyznę, to niech po prostu tego nie robi. Czułam się jednak nieco speszona, gdy mu odpowiadałam, bo byliśmy w miejscu publicznym i wszyscy nas słuchali. Rozejrzałam się po autobusie i zobaczyłam na twarzach pasażerów uśmiechy i kiwanie z aprobatą głowami na moje słowa. Zawsze wierzyłam, że musimy szanować innych i sama nigdy nie używam określenia "małżeństwo homoseksualne". Mówię po prostu o małżeństwach.
Robert Motyka na tle płyty zespołu Maanam 'Miłość jest cudowna'. Dostał ją od młodej pary w podzięce za bycie świadkiem na ślubie Foto: Piotr Motyka
Wśród pamiątkowych zdjęć ze ślubów, których udzielała Barbara Watson jest jedno, na którym wszyscy sfotografowani płaczą ze wzruszenia. Ona sama, para biorąca ślub i tłumaczka. Emocje były tak silne, że po ceremonii wszyscy czuli potrzebę objęcia się i przytulenia ze szczęścia.
- Muszę przyznać, że ceremonie zawarcia związku małżeńskiego przez pary homoseksualne są zwykle bardziej naładowane emocjami, niż kiedy ślub biorą osoby heteroseksualne – mówi Watson. - Myślę, że dzieje się tak, dlatego, że musiały walczyć o uznanie ich prawa do małżeństwa. Widać to, gdy składają przysięgę. Bije od nich sama radość, miłość, szacunek i poczucie godności. Bardzo często przy tym płaczą. Osobiście uważam za upokarzające fakt, że nie mogą pobrać się we własnym kraju, gdzie byliby otoczeni rodzinami i przyjaciółmi. Często zdarza się, że na ślub w Edynburgu przyjeżdżają tylko ze świadkami. A o ile lepiej byłoby, gdyby w tym szczególnym dniu mieli przy sobie wsparcie najbliższych. Zawsze będę wspierać takie pary w każdy możliwy sposób – deklaruje urzędniczka.
Dla wszystkich par ślub w Edynburgu ma ogromne znaczenie - podsumowuje Robert Motyka. - Przedstawiciel urzędu i prawa traktuje ich związek z pełną powagą, ciepłem i szczerą życzliwością. Obcy ludzie gratulują i biją brawo. Właściciele wynajmowanych kwater na wieść o ślubie wręczają szampana. Bywało, że niektóre polskie pary poznawałem zaledwie kwadrans przed ceremonią, ale moc i szczerość wypowiadanych przyrzeczeń zawsze mnie wzrusza.
Tylko niemal zawsze towarzyszy mi smutek, że muszą stać przed urzędnikiem, który nie mówi w ich ojczystym języku.
*imiona osób oznaczonych * zostały zmienione