Przełomowe odkrycie: depresja ma podłoże genetyczne. Będą całkowicie nowe metody leczenia

Z badań przeprowadzonych przez szkockich naukowców wynika, że za rozwój depresji w dużej mierze odpowiada dokładnie 78 genów. To przełomowe odkrycie, dzięki któremu będzie można skuteczniej leczyć tę niebezpieczną chorobę.

Depresja to jedna z najczęściej występujących chorób psychicznych. Światowa Organizacja Zdrowia podaje, że na całym świecie cierpi z jej powodu 322 mln ludzi w różnym wieku. To schorzenie coraz częściej jest diagnozowane również u Polaków - nawet u 1,5 mln osób

Dzięki nowym badaniom naukowców z Univeristy of Edinburgh chorzy na depresję będą mogli liczyć na skuteczniejsze metody leczenia. Dlaczego? Badaczom udało się potwierdzić to, co psychiatrzy podejrzewali od dawna, a mianowicie, że depresja ma podłoże genetyczne.

Na podstawie analizy kodu DNA ponad 300 tys. ochotników naukowcy pod kierunkiem prof. Davida Hovarda ustalili, że za rozwój depresji - oprócz czynników zewnętrznych takich jak trauma czy stres - odpowiada aż 78 konkretnych genów. Część z nich wpływa na funkcjonowanie synaps ("przekaźników" impulsów nerwowych między komórkami nerwowymi).

Mając tę wiedzę lekarze i naukowcy mogą skupić się na opracowaniu leków, które będą "celowały" w naprawę szkód wyrządzonych przez wadliwe działanie wspomnianych genów. To oznacza, że leczenie depresji będzie o wiele bardziej kompleksowe i skuteczne.

Odkrycie naukowców z Univeristy of Edinburgh wyjaśnia również, dlaczego niektórzy ludzie są bardziej podatni na zachorowanie na depresję niż inni, co ma ogromne znaczenie. Ta choroba może mieć różne nasilenie, ale pozostaje niezmiennie bardzo niebezpieczna i bywa, że kończy się samobójstwem - razem z innymi schorzeniami natury psychicznej stanowi drugą przyczynę śmierci u młodych osób (w wieku 15-29 lat).

Zamiast tabletek i psychoterapii

To nie koniec doniesień ze świata nauki na temat depresji. Badacze z Children's Hospital of Philadelphia opracowali nowy sposób leczenia tej choroby, który na razie przetestowali dopiero na myszach. Sama metoda jest jednak bardzo obiecująca, bo nie wymaga stosowania żadnych leków i polega na stymulacji mózgu.

To dość skomplikowana procedura. Podstawą tej metody jest odkrycie, że obszar mózgu połączony z hipokampem, który odpowiada za pamięć, ma również związek z odczuwaniem nastroju. 

Naukowcy zaobserwowali, że u zestresowanych gryzoni obecność konkretnego białka (o nazwie TRIP8b) w obwodzie znajdującym się w tym obszarze (korze sródwęchowej) jest o wiele większa niż kiedy myszy są spokojne. Stymulacja tego obwodu  poskutkowała "antydepresyjnym zachowaniem" u zwierząt.

Zanim jednak ta metoda zostanie przetestowana na ludziach naukowcy muszą ją dopracować. Dotychczasowe próby stymulacji mózgu często bowiem wiązały się z poważnymi skutkami ubocznymi - np. częściową utratą pamięci. Mimo to ich sposób już jest określany przez świat nauki jako nowa nadzieja dla chorych na depresję.

Zobacz też:

Więcej o: