"Na przemoc wobec kobiet reaguję tradycyjnie po męsku: biję". Rusza kampania "Kocham. Szanuję"

Prawie milion kobiet rocznie doznaje w Polsce przemocy. Fizycznej, psychicznej, ekonomicznej, seksualnej. Głos w tej sprawie zabrali mężczyźni. Między innymi Janusz Leon Wiśniewski.

Krzysztof Hołowczyc, Szymon Majewski, Czesław Mozil, Remigiusz Mróz, Andrzej Saramonowicz, Rafał Sonik, Rafał Wicijowski, Janusz Leon Wiśniewski oraz zespół Afromental wsparli kampanię "Kocham. Szanuję", którą po raz drugi zorganizowała Fundacja Krajowe Centrum Kompetencji

 

Mimo zwiększającej się świadomości społecznej statystyki nadal są przerażające. Co trzecia kobieta w Polsce przynajmniej raz w życiu doznała przemocy, a tylko 20 proc. oficjalnie zgłoszonych sprawców przemocy zostaje skazana. Nie wiadomo, jak wiele przypadków przemocy nie zostaje ujawniona. 

- Zależy nam na wzmocnieniu bitych kobiet. Chcemy sprawić, by przestały się bać. To właśnie strach jest najtrudniejszą do pokonania przeszkodą, dla wszystkich, którzy mogą wyjść z zaklętego kręgu przemocy - powiedział Konrad Wojterkowski, fundator fundacji. 

 

Redakcja Kobieta.gazeta.pl zapytała Janusza Leona Wiśniewskiego i Andrzeja Saramonowicza o ich postrzeganie kobiet, o to, jak je wspierają, co im zawdzięczają, a także jak reagują na przemoc wobec kobiet i czy kiedykolwiek sami zachowali się wobec nich niestosownie. Oto, co nam powiedzieli.

Kiedy byłem chłopakiem, o dziewczynach myślałem, że...

Janusz Leon Wiśniewski: Jako chłopiec - i w szkole, i na podwórku - mój świat był wyraźnie odgraniczony od świata dziewczynek. One inaczej spędzały czas, miały inne priorytety, separowały się od nas, chłopców, a my od nich. Nie interesował mnie ich świat. Nie uważałem, że jest gorszy czy lepszy. Był po prostu inny. Nie mogłem sobie wówczas wyobrazić, że okularnica Kinga z pierwszej ławki lub piegowata Elka z drugiego piętra naszej kamienicy należą do tej samej połowy świata, do której należy moja mama lub babcia. To się zmieniło, kiedy miałem 16-17 lat. Wszedłem w, nazwijmy to, "hormonalny" okres swojego życia. Zacząłem zauważać kobiecość dziewcząt wokół mnie. Ale tylko w tym fizycznym aspekcie. Ich biusty pod bluzkami, ich wypukłe pośladki pod obcisłymi krótkimi spódniczkami. Ale tylko to. Ciągle jednak nie było w tym aż tak mocnego impulsu, aby zechcieć zbadać ich przestrzeń. Chociaż niekiedy chciałem, ponieważ wydawały mi się wówczas jakieś takie dorosłe i mądrzejsze ode mnie...

Andrzej Saramonowicz: Z perspektywy lat widzę, że mój obraz kobiety, który nosiłem jako chłopiec, był niezwykle romantyczny. Kobiety jawiły mi się jako istoty eteryczne i uduchowione. Rzecz jasna zauważałem ich cielesność, która na mnie jako nastolatka szalenie oddziaływała, wydawało mi się jednak, że to jest zawsze fascynacja jednostronna. Nie dlatego, bym się nie podobał, byłem jednak pewien, że u kobiet sfera pożądania wygląda zupełnie inaczej niż u nas, mężczyzn. Dlatego bardzo się pilnowałem, by "nie urazić" kobiet nadmiernym zainteresowaniem ich fizycznością. Jakież było moje zdziwienie, a doświadczyłem tego już w dorosłości, że kobiety ulegają potrzebom swojej fizyczności wcale nie rzadziej od mężczyzn…   

Kobiety w moim życiu wspieram... 

Janusz Leon Wiśniewski: Te najbliższe i mi najdroższe wspieram, popieram, wspomagam, motywuję, pomagam. Z egoizmu, bo miłość jest formą egoizmu. Im lepiej im w życiu, tym ja jestem szczęśliwszy. Więc tym "wspieraniem" wspieram siebie. W przypadku kobiet, których nie kocham, wspieranie ma inny scenariusz. Jeśli są traktowane niesprawiedliwie ze względu na swoją płeć, zawsze wyraźnie, jednoznacznie staję w ich obronie. Nie miałem żadnego powodu, aby tak czynić w instytucie, w którym pracuję we Frankfurcie nad Menem, od 30 lat, ale w środowisku poza pracą, tak.

 

Andrzej Saramonowicz: W moim życiu są wyłącznie kobiety. Przez kilkanaście lat mieszkałem z żoną, dwiema córkami i moją mamą, która po udarze wymagała opieki. Posiadanie córek wiele mężczyznę uczy. Chcąc ich szczęścia i domagając się od świata poszanowania dla ich podmiotowości, dostrzega nierównowagę, z jaką traktuje się kobiety i mężczyzn. Widzi „gęby”, które się dorabia dzieciom od chwili narodzin, wpychając je w koleiny kulturowych powinności. Często moje filmy lub powieści odbierane są jako przejaw myślenia maczystowskiego. Chcę powiedzieć stanowczo, że to nieprawda. Od lat dekonstruuję tzw. męskość, chcąc nauczyć mężczyzn dystansu do samych siebie. Bo im lepiej mężczyźni zrozumieją, co w nich samych żałosne, a co wspaniałe, tym chętniej zaczną dostrzegać pełną podmiotowość kobiet. Wszak kąsają wyłącznie jednostki wystraszone. Także wystraszeni faceci.

Zdarzyło mi się popełnić błąd, nie być wspierającym, a nawet dyskryminującym, kiedy... 

Janusz Leon Wiśniewski: Nie zdarzyło mi się nic takiego. Wiem to z całą pewnością.

Andrzej Saramonowicz: Moja matka bardzo pilnowała tzw. dobrego wychowania. Od zawsze kłaniałem się kobietom, całowałem je w rękę i przepuszczałem w drzwiach, wstawałem z krzesła, kiedy podchodziły do stołu oraz ustępowałem im miejsca w tramwaju i autobusie. Ale nawet ona nie ustrzegła się od dumy, którą jest posiadanie syna. Jakby było to ciut-ciut lepsze od tego, że się ma córkę. I w takim sosie przyszło się wychowywać mnie, a i całemu mojemu pokoleniu, bo wszystkie nasze matki myślały podobnie. Więc cóż się dziwić, że choć - jak nadmieniłem - byłem od dziecka szarmancki, uważałem się jednak za bystrzejszego, dowcipniejszego i jakoś tam doskonalszego z racji samej przynależności do płci. Wiele lat mi zeszło, bym to w sobie przerobił. Na szczęście ożeniłem się z kobietą, która stawiała mi tak wielkie wymagania intelektualne, że ani jednego dnia nie pomyślałem, że męskość może być w czymkolwiek doskonalsza od kobiecości.

 

Na przemoc wobec kobiet reaguję...

Janusz Leon Wiśniewski: Czuję w takich przypadkach przede wszystkim ogromną złość. Reaguję więc złością. Dosadnie i wulgarnie mówiąc czuję wk....enie. 
I to jest bardzo zła, odurzająca emocja, ponieważ generuje chęć odwetu i zemsty. Na szczęście nie przydarzyło mi się być bezpośrednim uczestnikiem sytuacji, kiedy taka przemoc się wydarzała na moich oczach. Dowiadywałem się o niej później. Nieczęsto, jednakże się zdarzało. Reagowałem, oferując swoją pomoc. Niekiedy była to rozmowa z kobietą, która była ofiarą takiej przemocy. Niekiedy bardziej konkretne działania jak na przykład znalezienie adwokata, który zajmuje się takimi sprawami lub organizowanie przeprowadzki kobiety oraz jej dzieci, która sama nie potrafiła podjąć takich działań, bo nie było jej na to stać.

Andrzej Saramonowicz: Na przemoc wobec kobiet reaguję tradycyjnie po męsku: biję tego, kto ją objawia. Choć z wiekiem staram się także tłumaczyć napastnikom nikczemność ich zachowania.

Najważniejszej kobiecie mojego życia jestem wdzięczny za...

Janusz Leon Wiśniewski: Mojej najważniejszej kobiecie - mojej partnerce - jestem wdzięczny, że zechciała czekać na mnie tak długo. Ona w Polsce, ja we Frankfurcie przez wiele długich lat. A także za to, że kiedy to czekanie dobiegło końca, zdecydowała się całkowicie zmienić swoje życie i życie jej synów, aby być ze mną, kiedy wrócę do Polski. Zmienić miasto, zostawić tam znane i bezpieczne wszystko, w nowym obcym miejscu poszukać nowej pracy i zacząć wszystko od nowa. 

Andrzej Saramonowicz: Najważniejszą kobietą mojego życia jest moja żona Małgorzata Saramonowicz. Zawdzięczam jej niemal wszystko. Związaliśmy się, mając po 19 lat, czyli 34 lata temu. Wspólnie dojrzewaliśmy, wzajemnie się formowaliśmy i jesteśmy jak drzewa, które tak splątały swoje konary, że nie wiadomo, które do którego należą. Bez jej mądrości, miłości, a przede wszystkim bez jej intelektu niczego bym w życiu nie osiągnął. Dała mi pewność, dała mi siłę, dała mi wiarę w samego siebie. Miałem też wspaniałą, kochającą matkę i mam cudowne, mądre i wrażliwe córki. Czuję się wielkim szczęściarzem.

Ambasadorki: Spot kampanii "Kocham. Szanuję" będącej częścią "Kocham. Nie biję"

Więcej o: