Królowa mafii o kulisach więzienia dla kobiet. "Dostajesz rolkę papieru na kwartał. Ale szminek miałam pięć"

- Dajmy sobie spokój z tym "panowaniem" i mówmy sobie po imieniu - zaproponowała Monika Banasiak "Słowikowa", kiedy umawiałyśmy się na wywiad przez telefon. Opowiedziała nam, jak przetrwać w kobiecym areszcie.
Zobacz wideo

Czy bycie "królową mafii", pomaga czy przeszkadza, kiedy trafia się do aresztu?

- Może to kogoś zdziwi, ale mnie przeszkadzało. Do aresztu na Grochowie, popularnie nazywanego Kamczatką, “wjechałam” na ksywie "Słowikowa". Z jednej strony zyskałam dzięki temu szacunek osadzonych dziewczyn, ale z drugiej, po jakimś czasie, zaczęto ode mnie oczekiwać, że będę reagować adekwatnie do sytuacji, gdy zajdzie taka potrzeba. Bo przecież "Słowikowa" nie może być grzeczną dziewczynką.

Trudno przypuszczać, że żona słynnego bossa, która sama została oskarżona o kierowanie grupą przestępczą, jest grzeczną dziewczynką.

- Brzydzę się przemocą. W świat poszła fama, że jestem ostrą, bezwzględną kobietą, która działa w strukturach przestępczych. Nie będę ukrywać, że były takie sytuacje, w których musiałam posłużyć się działaniami, które sama potępiam. No bo jeśli ktoś mnie szarpie, to nie będę stać i dawać się szarpać. Jeśli ktoś w areszcie był “niedobry”, to trzeba było zadziałać taką samą siłą, a nie perswazją i okrągłym ładnym zdaniem. To nie jest miejsce, w którym mówi się “przepraszam, czy byłabyś tak uprzejma nie robić czegoś, co mi przeszkadza”. W areszcie można stracić życie, a jeśli nie życie, to resztki ludzkiej godności. Sytuacje, w których mógł wybuchnąć konflikt, zdarzały się non stop.  

O co wybuchały konflikty?

- Trafiasz do miejsca, w którym po pewnym czasie postawienie krzywo szklanki powoduje, że dostajesz cholery. Areszt to nie jest normalny świat. Cela ma sześć metrów na cztery, a w niej sześć dziewczyn. Okno jest zakratowane, zamalowane i zabezpieczone z zewnątrz blendą, więc nie widać nieba, a cyrkulacja powietrza jest niemal zerowa i latem czujesz się jak w piekarniku. Do tego przez 23 godziny na dobę leżysz, bo jest za mało miejsca, żeby chodzić po celi i tylko przez godzinę możesz być na betonowym spacerniaku o wymiarach mniej więcej 11 kroków na 9, nad którym rozpościera się siatka. To wszystko powoduje, że trzeba mieć ogromnie dużo umiejętności panowania nad sobą, żeby dać sobie psychicznie radę. W takich warunkach nawet normalny człowiek traci kontakt z samym sobą, a do więzienia trafiają osoby, które niespecjalnie umieją panować nad emocjami, więc w więziennych warunkach ich cechy tylko się wyostrzają. To miejsce wydobywa z człowieka najgorsze cechy.

Np.?

- We mnie nic na gorsze się nie zmieniło. Jak mówi moja mama, “dobrego karczma nie zepsuje, a złego klasztor nie naprawi”. Trzeba mieć tylko kręgosłup moralny i odrobinę inteligencji emocjonalnej. Wtedy można wybrnąć z wielu sytuacji, choć też nie zawsze. Człowiek doprowadzony do granic wytrzymałości nerwowej i fizycznej, żeby przeżyć, przestaje w pewnym momencie zastanawiać się nad tym, co i jak robi, tylko działa tak, żeby jemu było najlepiej. Po trupach i za wszelką cenę. Ja tak nie robiłam.

Monika Banasiak 'Słowikowa'Monika Banasiak 'Słowikowa' Łukasz Kowalski

Co jest najgorszego w więziennej codzienności?

- Powtarzalność. Jest nawet taka więzienna wyliczanka: „śniadanie, spacer, obiad, kima i dnia ni ma”. Codziennie budzisz się i wiesz, że dostaniesz te same bodźce słuchowe, węchowe, wzrokowe. Nie możesz ich sobie zamienić na inne. Na powierzchni 6 na 4 masz wszystko. Tam się śpi, tam się je, tam się myje, pierze i korzysta z ubikacji, która jest w kącie. Zapytasz jak można robić kupę przy wszystkich i wydawać wiążące się z tym odgłosy, ale to jest stały fragment gry.

Gry?

- Zasada jest taka, że jak któraś idzie do kącika, bo tak nazywa się kibelek, to odkręca się wodę, żeby zagłuszyć odgłosy. Można też pogłośnić muzykę w więziennym radiowęźle, który gra w celi non stop. Na desce trzeba było siedzieć okrakiem, bo inaczej kolana się nie mieściły, a głową  dotykało się drzwi. Choć i tak dobrze, że były, bo są więzienia, w których wisi jedynie szmata. W kąciku też się podmywasz, pod warunkiem, że masz miskę. Miska jest na talon, który zatwierdza i akceptuje koordynator. Jak już masz talon, wysyłasz go komuś na wolności albo wręczasz na widzeniu, czekasz na zakup i wysyłkę albo przyniesienie na następne widzenie i wtedy możesz używać.

Co jeszcze można zamówić na talon?

- Kosmetyki, byleby nie były w płynie albo sprayu. Czyli jeśli dezodorant, to w kulce, a mydło w kostce. Możesz też zamówić zeszyty, długopisy, kredki, czajnik, gazety. Ja miałam swój czajnik, ale dzieliłam się z innymi, bo trudno żeby w celi było sześć czajników. Faza by padła. Od państwa dostajesz tylko mydło, ręcznik, szampon i rolkę papieru toaletowego.

Raz na tydzień?

- No co ty, raz na kwartał! Choć ja i tak swój oddawałam, bo dostawałam papier z zewnątrz. Szampon akurat był w płynie i można go było kupić z tak zwanej „wypiski”. Wypiska to rodzaj sklepu, w którym były droższe artykuły. Każdy osadzony ma swoje konto, na które ktoś z wolności może wpłacić pieniądze i za nie można było nabyć produkty wymienione właśnie w „rozpisce”. Na przykład kosmetyki albo artykuły spożywcze.

Monika Banasiak 'Słowikowa'Monika Banasiak 'Słowikowa' Łukasz Kowalski

Kupowałaś kosmetyki?

- Miałam doskonale wyposażoną kosmetyczkę. W tym z cztery albo pięć szminek. Codziennie się malowałam, bo musiałam zachować resztki godności. Zamawiałam też farbę do włosów, więc w ogóle nie miałam odrostów. Natomiast ograniczona było ilość odzieży ze względu na brak miejsca w celi.  Każdy ma jedną kuwetę pod łóżkiem i tam wszystko trzyma. Ale 12-centymetrowe Louboutiny miałam.

A czego nie wolno mieć w celi?

 - Ostre przedmioty odpadają, więc metalowego pilniczka nie możesz mieć. Sztućce tylko plastikowe. Szklanki też są zakazane, choć ja miałam duraleksową. Widocznie wychowawca uznał, że ani ja, ani współosadzone nie chcemy sobie podciąć żył. Gdyby miał takie podejrzenia, na pewno by się nie zgodził. Nie można mieć też nadmiaru lekarstw, zwłaszcza psychotropów czy antydepresantów przepisanych przez psychiatrę. Choć są osoby, które potrafią nie połykać leków  i zgromadzić taką ilość, żeby otruć się nimi, gdy będą mieć wszystkiego dość. 

Samobójstwa zdarzają się często?

- W czasie mojego pobytu w areszcie zdarzyło się jedno. Pewna dziewczyna z zarzutami, z którymi się „niewygodnie” siedzi, a które narażają na agresję ze strony współosadzonych, nie wytrzymała psychicznie i popełniła samobójstwo. Nie chcę o tym za dużo mówić. To co zdarzyło się w Las Vegas, zostaje w Las Vegas.

Można przeczytać o tym w twojej ostatniej książce. Sprawa dotyczyła pewnej pani Profesor, której postawiono zarzuty kontaktów seksualnych z małoletnimi. Nie wytrzymała psychicznie i podcięła sobie żyły maszynką do golenia.  Pytanie tylko skąd ją miała? Maszynka nie jest zakazana?

- W kantynie można kupić golarkę jednorazową. Trzeba się czymś golić, na miłość boską, żeby nie zarosnąć. Są chyba jakieś standardy humanitarne, ale przede wszystkim higieniczne. Włosy można myć często pod kranem w celi, ale prysznic był raz w tygodniu po siedem minut. A w areszcie siedzisz z kobietami, które nierzadko wywodzą się z marginesu społecznego. Jak ktoś nowy “wjeżdża pod celę”, to nie jest to pani pachnąca La Vie Belle, tylko często śmierdzi kałem, moczem. Ma wszy, gnidy, może być zakażona HIV i HCV. No, to jest więzienie, a nie pensja dla grzecznych dziewczynek. Sama dostałam alergii od kurzu i brudu, z oczu ciekła mi ropa i miałam rany od niepranych, jedynie dezynfekowanych specjalnym proszkiem koców.

Na co jeszcze w areszcie przymyka się oko?

- Na seks. Formalnie jest zakazany, ale jeśli to sprawia, że “pod celą” jest cisza i spokój, to czemu nie. W ten sposób budują się relacje, więc w areszcie seks kwitnie.

I gdzie się można kochać?

- W nocy słychać skrzypienie kolejek (prycz - przyp. red.). Dziewczyny kochają się też pod prysznicem. Na spacerniaku można się całować, ale nie jest to łatwe, bo strażnik patrzy, co się robi. Ja z nikim nie chciałam się tam kochać. Wyłączyłam myślenie o seksie. Próbowałam kiedyś uprawiać seks z kobietą, było miło, ale niekoniecznie drugi raz. Zresztą, nawet jakbym chciała, to i tak muszę mieć odpowiednie warunki. Don Perignon, fajna pościel. W więzieniu można wszystko. Możesz nawet upiec szarlotkę albo zrobić sobie grillowaną kiełbaskę.

Jak?

- Kiełbaskę możesz ponacinać, położyć na lampie i poczekać, aż ci się nagrzeje. A żeby mieć więzienną szarlotkę, mieszasz jabłka z ciastkami. Ludzie wymyślają w więzieniu niesamowite rzeczy, żeby tylko zabić czas.

Co przede wszystkim trzeba zrobić w więzieniu, żeby przetrwać?

- W pierwszej kolejności trzeba ogarnąć strach. Jeśli nie ogarniesz strachu, to wszystko inne pójdzie źle. Odwaga, według mnie, to właśnie umiejętność opanowania lęku.

Zobacz wideo

Monika Banasiak „Słowikowa” (z domu Zielińska), była żona jednego z bossów grupy pruszkowskiej Andrzeja Z. Słowika. Przez całą dekadę lat 90. była dla mediów symbolem luksusu w hollywoodzkim stylu – dziennikarze chętnie pisali o jej stylu życia, o strojach, które nosi, i jej ulubionych kosmetykach. Po aresztowaniu męża policja podejrzewała Monikę Banasiak o kierowanie grupą przestępczą. W 2013 roku została zatrzymana i trafiła na dwa i pół roku do aresztu przy ulicy Chłopickiego w Warszawie. W 2015 roku opuściła areszt za poręczeniem majątkowym i w trakcie procesu mogła odpowiadać z wolnej stopy. Sąd pierwszej instancji oczyścił ją z zarzutu kierowania grupą o charakterze zbrojnym. Po wyjściu na wolność postanowiła odmienić swoje życie – w centrum Warszawy stworzyła gabinet kosmetyczny oraz rozpoczęła działalność jako doradca coachingowy. W 2016 roku ukazała się jej książka „Królowa mafii”, a w 2017 zdobyła listy bestsellerów książką „Słowikowa i Masa. Twarzą w twarz”. W maju 2018 ukazała się książka Artura Górskiego "Słowikowa o więzieniach dla kobiet".

Słowikowa o więzieniu dla kobietSłowikowa o więzieniu dla kobiet Wydawnictwo Prószyński



Więcej o: