Na facebookowym profilu „Nie polecam/polecam w Gorzowie Wielkopolskim” ludzie udostępniają swoje opinie na temat lokali (barów, sklepów, restauracji itp.), które są ich zdaniem warte lub niewarte uwagi konsumentów. W poście opublikowanym w otwartej grupie 12 maja pojawiła się skarga anonimowej mamy na sklep „Sukienka” z odzieżą damską i ciążową w Gorzowie Wielkopolskim (pisownia oryginalna):
W tym o to sklepie zostałam wyproszona, bo cytuję "proszę uspokoić dziecko, bo się nie da pracować". Pani podeszła do mnie i z rąk zabrała mi ciuchy do przymiarki. Czyli oznaka zakupy skończone.
Pod postem pojawiło się prawie czterysta komentarzy. Zdania ludzi były podzielone, ale zdecydowanie przeważały wpisy, w których krytykowano anonimową mamę – czasem w bardzo ostrych słowach (pisownia oryginalna):
No i bardzo dobrze, nie dziwię się, jak się drze gówniak, ona tam musi stać 8 godzin, a wejdzie taka "dama" co myśli, że jest jakąś szlachtą, bo dostaje 500+.
Jak się gówniarz nie potrafi zachować to WON! Co w tym dziwnego? Czy ktoś inny musi znosić piski cudzego smarkacza tylko dlatego, że jego matka ma to w d***e.
Część komentujących chwaliła zachowanie pani ze sklepu. Ludzie przypominali, że przebywając w miejscach publicznych, należy uszanować spokój innych:
No i bardzo dobrze. Syn tez potrafił "umilić" czasem zakupy to zwyczajnie go brałam na ręce i wychodzimy ze sklepu. Co za przyjemność robić zakupy z dzieckiem, które wrzeszczy, do tego przeszkadza to innym ludziom. Szanujmy się.
To raczej normalne, że jak dziecko zachować się nie potrafi, to powinno być wyproszone. Nie wszyscy mają ochotę pracować i kupować w hałasie. I rozgardiaszu.
Niektórzy komentujący stanęli jednak po stronie mamy:
Ekspedientka zachowała się mega nieprofesjonalnie i prostacko!
Ludzie czy Wy dzieci nie macie? Nawet nie ma informacji w jakim wieku to dziecko. Weź se uspokój niemowlaka z kolką. Dzieci z autyzmem też chyba nikt nie ma. A jak autorka ma dziecko z problemami to tym bardziej prawdopodobne, że mąż ją zostawił, to kiedy ma kupować, jeśli jest samotną matką?
Wciąż próbujemy uzyskać kontakt do mamy, która udostępniła post, żeby porozmawiać o sytuacji, która miała miejsce w sklepie. Udało nam się natomiast porozmawiać z właścicielką „Sukienki”, Dorotą Leśko, która własną działalność prowadzi od 21 lat. Pani Dorota powiedziała nam więcej o zdarzeniu.
- Był bardzo duży ruch w sklepie [...] Weszła pani z wózkiem. U nas jest zakaz wprowadzania wózków, ale nie robimy z tego afery, tylko zwracamy uwagę, bo sklep jest dosyć wąski, wieszaków jest dosyć dużo. [...] Dziecko cały czas było niezadowolone, protestowało. To było malutkie dziecko, chłopczyk, wydaje mi się, że ponad roczny. Taki niespełna dwulatek. Płakał, krzyczał, zerwał sobie czapeczkę z główki, rzucał ciasteczkami.
Właścicielka "Sukienki" wspomina, że tamtego dnia w sklepie było dosyć duszno. Upał panujący w lokalu mógł wpłynąć na zły humor dziecka. Jego mama jednak kontynuowała zakupy. Dziecko wciąż płakało.
Po dziesięciu minutach oglądania ubrań mama malucha postanowiła zabrać kilka z nich do przymierzalni. Postawiła wózek z dzieckiem w pobliżu kabin. Wtedy podeszła do niej pani Dorota:
- My mamy taki zwyczaj podchodzenia do każdego z klientów i odbierania rzeczy, które sobie klient wybierze w celu zaniesienia albo na kabinę, jeżeli jest wolna, albo położenia w pobliżu kabiny. Więc spokojnie wzięłam od niej te rzeczy, na co ona powiedziała, że ja jej te rzeczy odbieram. Powiedziałam jej, żeby zajęła się dzieckiem, przytuliła je, a najlepiej wyszła z nim na zewnątrz. Poprosiłam tę panią, żeby dziecko wzięła na ręce, przytuliła jak matka. Myślałam, że est mamą tego chłopca. [...] On był przypięty takimi szelkami, więc teoretycznie był zabezpieczony przed zrobieniem sobie krzywdy, ale jednocześnie był sfrustrowany i zmęczony.
Mama chłopca zapytała, czy może przymierzyć ubrania. Właścicielka jednak zaproponowała, żeby najpierw zajęła się dzieckiem. Klientka wyszła ze sklepu. Pani Dorota wspomina, że mama chłopca była bardzo zdenerwowana: Jeszcze coś klęła, odgrażała się, że ona mi pokaże.
Po wyjściu kobiety inni klienci sklepu zaczęli uspokajać właścicielkę i przekonywać, że nie zrobiła niczego niewłaściwego. Pani Dorota była zaskoczona, gdy ktoś powiedział jej o poście, który anonimowa mama opublikowała na Facebooku. Właścicielka „Sukienki” zapewnia, że była zmartwiona sytuacją małego chłopca i to dlatego zwróciła klientce uwagę:
- Tu chodziło o dobro tego dziecka, nie o to, żeby klienta wyprosić, bo przecież ja jestem sprzedawcą i zależy mi na tym, żeby sprzedać. Ale chłopczyk był pokrzywdzony w tej całej sytuacji. [...] Z mojej strony to był czysty ludzki odruch w stosunku do dziecka, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy mówi się tyle, że powinniśmy reagować.