Protest rodziców niepełnosprawnych dzieci to także mój protest [KOMENTARZ]

Nie wiem, jak wygląda życie rodziców niepełnosprawnych dzieci. Nie wiem, jak czują się, kiedy koczują na korytarzach Sejmu. Zdjęcie Andrzeja Hulimka, które niesie się po sieci, sprawia, że jako matka doświadczam namiastki ich emocji.

Patrzę na to zdjęcie i przypominam sobie jeden jedyny raz, kiedy byłam z własnym dzieckiem w podobnej sytuacji. Kiedy byliśmy tylko my i reszta świata.

Nawet nie porównuję "naszego przypadku" do sytuacji, w której znajdują się protestujący rodzice i ich dzieci. My byliśmy wtedy w szpitalu na planowanej operacji. Pamiętam jednak doskonale, co wtedy czułam.

Przypominam sobie, jak mój synek leżał przerażony, a ja - chociaż zgodnie z regulaminem nie wolno mi było - leżałam obok niego i odgradzałam go własnym ciałem od wszystkiego, co miało go dopiero spotkać. Od nieznanych lekarzy, od zabieganych pielęgniarek, od obcych dźwięków, zapachów. Miałam twarz blisko jego twarzy, nie pozwalałam, żeby spojrzał gdzie indziej. Tłumaczyłam po raz setny spokojnym głosem, co się będzie działo krok po kroku, gdzie będzie, że będę blisko, że jest bezpieczny.

Po operacji, taki malutki, spędził całą noc w moich ramionach, a ja pod jego łóżkiem na turystycznym leżaku wypożyczonym ze szpitalnej szatni. Nic więcej się wtedy nie liczyło, tylko to, żeby czuł, że jestem blisko i że już po wszystkim.

Wiem, że w protestujących w Sejmie rodzicach uruchamiają się najsilniejsze, pierwotne emocje. Chcą chronić swoje dzieci, walczą o nie. Są zdesperowani, emocjonalnie wyczerpani, z nerwami na wierzchu. Sama jestem matką, wiem, że dla moich dzieci jestem gotowa do najwyższych poświęceń.

Patrząc na to zdjęcie widzę bezpieczny świat, który mama tworzy swojemu dziecku. Widzę jej siłę, ich miłość i bliskość. Nie widzę polityków, rozgrywek, przepychanek. Widzę to, co najważniejsze, resztę - wszystkie emocje: strach, bezsilność - sobie przypominam. Jak chyba każda matka i ojciec.

Więcej o: