Szczepan Twardoch w związku ze zbliżającą się powoli czterdziestką postanowił napisać serię tekstów, w których odejdzie od swojego publicznego wizerunku i wpuści czytelników w sferę intymną. Nazwał je "Tekstami, których nie powinien był pisać" i zaczął bardzo mocno i szczerze (chociaż sam dodaje, że "niemądrze") od ciała.
Twardoch pyta w swoim tekście, czy to żenujące, że on - pisarz i intelektualista - pisze o tyciu i chudnięciu. I sam sobie odpowiada, że póki co "nijak inaczej niż w ludzkim ciele człowiekiem się być nie da, więc ciała są ważne". - Może więc dla kogoś ważne będzie przejrzeć się w moim doświadczeniu - tłumaczy.
12 lat temu Twardoch podjął walkę sam ze sobą i ze swoją wagą. Zaczął mniej i zdrowiej jeść, uprawiać sporty, zrzucił kilogramy. I chociaż bulwarówki namiętnie przypominają mu jego metamorfozę, zestawiając zdjęcia PRZED i PO schudnięciu, on nie wstydzi się, że kiedyś był gruby. Jak tłumaczy, byciu i niebyciu grubym zawdzięcza większą wrażliwość, empatię, rozumienie, jak u mężczyzny kształtuje się obraz własnego ciała. Ciała, "którego się najpierw nie lubi, a potem, kiedy zaczyna przeszkadzać, nienawidzi".
Dla kobiet brutalne roztrząsanie kwestii i przekraczanie ich intymności nie jest niczym nowym. Mamy to oswojone i porządnie przerobione. Przynajmniej raz w roku pokazujemy w pełnej krasie swoje narządy płciowe u ginekologa, spłaszczamy piersi podczas mammografii, obnażamy je do USG. Karmimy piersią w miejscach publicznych, bywa, że zdarza nam się awaria podczas okresu, plamy z mleka na ubraniu w czasie laktacji. Porody to także sytuacje dość obnażające. Bywa, że - chociaż tego nie widać - musimy walczyć z własną fizjologią.
Często same jesteśmy niemiłe i łamiemy podstawową zasadę bycia względem samym siebie i swoich ciał lojalnymi. Słowa:
Boże, mam taki brzuch, że już w nic się nie mieszczę.
Znowu przytyłam i mam wielki zad.
W tej sukience wyglądam jak wieloryb! Nienawidzę swoich cycków!
są tak powszechnie wypowiadane, że nie robią już na nas żadnego wrażenia. Ot, uroki wiecznej autooceny, krytycyzmu i wysokich wymagań. Na forum publicznym rozmawiamy o swojej wadze, cellulicie, tyciu, chudnięciu, niemożności tego drugiego. Ciągle narzekamy, chcemy lepiej, szybciej, ładniej.
W tym czasie mężczyźni milczą, sprawiają wrażenie, że są albo tak z siebie zadowoleni, albo jakby podobne problemy ich w ogóle nie dotyczyły. Czy martwią się łysieniem? Nie podoba im się opona w talii? Marzą o zarysowanych mięśniach brzucha i smukłych łydkach? Może, ale my o tym nie wiemy, bo oni o tym nie mówią.
Z tego powodu felieton Szczepana Twardocha dla Kultura.onet.pl jest dla nas ważny. Twardoch pisze:
Moją naturalną tendencję do tycia przyjmowałem z pogodną rezygnacją.
W kolejnym zdaniu prostuje:
To kłamstwo, które napisałem odruchowo, wstydząc się słabości.
Następnie pisarz przyznaje, że nienawidził swojego ciała, ale czuł się wobec niego bezradny.
Nie próbowałem więc niczego zmieniać i starałem się tak układać sobie hierarchie wartości, aby poczucie wartości własnej opierać wyłącznie na innych sferach życia.
Dla Szczepana Twardocha ważnym, wręcz fundamentalnym doświadczeniem była początkowa utrata i późniejsze uzyskanie kontroli nad własnym ciałem. To ożywcze, kiedy okazuje się, że to nie tak, że tylko my kobiety przejmujemy się swoim wyglądem. Mężczyźni także toczą swoją walkę, tylko po prostu mniej o niej mówią.
***
Jakie są Wasze doświadczenia i opinie na ten temat? Piszcie: kobieta@agora.pl. Opublikowane listy docenimy książkami.