Otyłość może być skafandrem bezpieczeństwa. "Ludzie zajmują się nadwagą, żeby nie dotykać tego, co tak naprawdę boli"

Nina Harbuz
Za nadwagą często stoi głód emocjonalny. - Pytam pacjentki, czego tak naprawdę są głodne. I wtedy uświadamiają sobie, że chodzi o miłość, uwagę, akceptację, uznanie trudnych przeżyć i zdarzeń, które stały się częścią ich życia - mówi Elżbieta Lange.

Nina Harbuz: Zszokowały panią wyzwiska, jakimi obrzucane były kobiety z nadwagą, które udzieliły nam wywiadu? Padały w ich stronę określenia: "tłusta świnia", "dupa tłusta jak słoń", "tłuste giry", "balerony".

Elżbieta Lange, psychoterapeutka i psychodietetyczka: Niestety nie. Często trafiają do mnie klientki, które doświadczyły agresji lub przemocy, głównie w okresie pokwitania, i użyto wobec nich takich epitetów. W dorosłym życiu, jeśli doświadczają agresji, to raczej biernej, nie wprost. Słyszą, żeby się ogarnęły, zrobiły coś ze sobą, nie “żarły” tyle. Niby komentarze znacznie subtelniejsze od tych szkolnych obelg, ale jednak zapadają mocno w serce i pamięć. Zwłaszcza gdy takie słowa wypowiadają mężowie czy partnerzy.

Co potrafią powiedzieć?

- Nie mogę na ciebie patrzeć, jesteś obleśna, roztyłaś się jak świnia, nie chce mi się z tobą uprawiać seksu, nie staje mi, jak na ciebie patrzę. Nierzadko też rodzice tych dorosłych już kobiet, pod pozorem troski, komentują ich wygląd w sposób przemocowy. Mówią na przykład: Widziałyśmy Kasię, pięknie schudła, ty też byś mogła. Miałam klientkę, której matka i ojciec powtarzali, że mąż na pewno niedługo ją zostawi i z pewnością ogląda się za szczuplejszymi koleżankami w pracy.  

"Śmieciowe jedzenie" działa na mózg jak narkotyk. Można z tym wygrać?

Trzeba mieć dużo pewności siebie i samoświadomości, żeby odrzucić takie zdania i nie brać ich do siebie, choć podejrzewam, że i nawet wtedy będą bolesne.

- To prawda, a kiedy słyszy się podobne wypowiedzi od dzieciństwa, to trudno w dorosłym życiu w nie nie wierzyć i całkowicie się od nich odciąć. Co więcej, często dzieje się tak, że przyjmuje się te opinie jako własne i wierzy w nie na tyle głęboko, że zaczyna się żyć według takiego schematu myślenia.

Tym bardziej, gdy słyszy się je od najbliższych, a już zwłaszcza od własnej matki, o czym często wspominały bohaterki artykułu o otyłości.

- Mam ciekawą obserwację, którą potwierdzają prowadzone w tym kierunku badania. Otóż bardzo często u osób otyłych zaburzona jest właśnie relacja z matką. Wydaje się to o tyle logiczne, ale i symboliczne, że matka jest tą pierwszą karmicielką, a zależność między jedzeniem i emocjami rodzi się na bardzo wczesnym etapie życia. Kiedy matka podaje dziecku mleko, to wraz z nim dostarcza mu różne swoje emocje. I nie zawsze są one przyjazne dziecku.

Więc rozumiem, że kiedy ta karmicielka nie nasyciła tak emocjonalnie wystarczająco dobrze, to potem osoby otyłe karmią się, dosłownie i w przenośni, same?

- Dokładnie. Karmią się jedzeniem, a nie tym, czego tak naprawdę potrzebują. To jest głód emocjonalny. Często pytam pacjentki, czego tak naprawdę są głodne. I wtedy uświadamiają sobie, że chodzi o miłość, uwagę, akceptację, uznanie trudnych przeżyć i zdarzeń, które stały się częścią ich życia. Matki tych kobiet często były przemocowe, nadopiekuńcze, kontrolujące i nie dały im tego, za czym potem tak tęsknią w dorosłym życiu. Najprawdopodobniej dlatego, że same tego nie dostały. A im więcej deficytów emocjonalnych w nas, tym chętniej uzupełniamy je w niewłaściwy i nieadekwatny sposób, np. jedzeniem. Co - rzecz jasna - jest niemożliwe.

I jedzenie przesłania prawdziwe potrzeby.

- Otyłość może być skafandrem bezpieczeństwa. Ludzie zajmują się swoją nadwagą, żeby nie dotykać tego, co tak naprawdę za tym stoi, bo to jest dużo trudniejsze i znacznie bardziej bolesne.

Co to może być na przykład?

- Trudno generalizować, ale najczęściej są to sprawy związane z brakiem akceptacji siebie i poczuciem własnej wartości. Może  także wiązać się to z lękiem, np. przed wejściem w bliską, intymną relację, bo wcześniejsze doświadczenia z mężczyznami były trudne albo doświadczyło się straty narzeczonego, ojca albo innej bliskiej osoby. Zdarza mi się słyszeć od kobiet, że nie mają związku, bo “kto chciałby takiego grubasa”, co jest racjonalizacją i zrzucaniem wszystkiego na zewnętrzne przeszkody.

Z mojej praktyki gabinetowej wynika, że bardzo często otyłość łączy się również z różnego rodzaju nadużyciami seksualnymi. Słyszę o molestowaniach, gwałtach. Wówczas otyłość przysłania coś bardzo trudnego, a schudnięcie rozumiane jest jako bycie atrakcyjną i narażenie się na ponowne nadużycia.

To wszystko, rzecz jasna, są bardzo nieświadome procesy. Na poziomie intelektualnym, racjonalnym, logicznym każda z tych kobiet pragnie być szczupła. Co więcej, większość z nich desperacko i heroicznie odchudza się przez większość życia. Tylko z jakichś powodów to im się nie udaje.

A co mogłyby zrobić, żeby wreszcie się udało?

- Większość kobiet, która do mnie trafia, rzeczywiście chce schudnąć. Pracę nad tym zaczynamy od rozmontowywania nieświadomych korzyści płynących z otyłości i dokopujemy się do prawdziwych jej przyczyn. I kiedy nam się to udaje, to wówczas jest to możliwe. Nadwaga lub otyłość nie jest już do niczego potrzebna i można się z nią rozstać.

Bardzo często zdarza się także, że kobiety zaczynają chudnąć bez żadnych większych rewolucji. Powodem jest to, że stają się dla siebie ważne, dbają o siebie, adekwatnie zaspokajają swoje potrzeby, wyrażają swoje emocje i oczywiście lepiej się odżywiają.

Badania pokazują, że im ktoś ma wyższe poczucie własnej wartości, tym lepiej się odżywia. Dla mnie jest to logiczne, bo jeśli sama dla siebie jestem ważna, to i moje zdrowie jest istotne, i wygląd, i to co jem, a także jak jem.

Poznała pani osoby, które zaakceptowały swoją nadwagę?

- Spotkałam jedną taką osobę. Choć w jakimś stopniu też miała z tym problem, bo jej mama nie akceptowała otyłości. Te dwie kobiety od dawna nie mieszkały razem, ale każde ich spotkanie kończyło się doświadczeniem przykrości, bo matka nie umiała powstrzymać się od kąśliwych uwag. Dla córki było to ogromnie trudne i bardziej odchudzała się dla mamy niż dla siebie.

Przypomina mi się też książka “Śmierć grubej Berty” napisana  przez modelkę XXL. Pozowała do zdjęć, promowała się, oficjalnie nie kryła się ze swoją wagą i wyglądem. W książce przyznała się, że w domu, za zamkniętymi drzwiami, przeżywała dramat i skrajną rozpacz. Tak naprawdę wcale nie akceptowała siebie, wręcz nienawidziła się. Objadała się i była nieszczęśliwą kobietą.

Czasem zastanawiam się nad paniami w rozmiarze XXL, robiącymi - w pewnym sensie - atut ze swojego wyglądu. Na ile rzeczywiście mają przepracowany temat otyłości i w jakim stopniu świadomie ją akceptują? Uważam, że promocja nadwagi nie jest dobrą sprawą. Mimo wszystko w pierwszej kolejności trzeba mieć na uwadze zdrowie, a nie wygląd i pamiętać, że otyłość jest chorobą. Nikt nie rodzi się gruby, więc stoi za tym jakaś dysfunkcja i zawsze warto zastanowić się, co jest jej powodem. Uważam, że dopóki mamy wpływ, należy coś z tym zrobić, głównie  z troski i miłości do siebie.

Są osoby, które nie mogą schudnąć właśnie  z powodów zdrowotnych - kłopotów z tarczycą, leków, których skutkiem ubocznym jest wzrost wagi ciała.

- Oczywiście, że tyjemy z różnych powodów, nie tylko psychologicznych. Pytanie, czy rzeczywiście już nic nie da się z tym zrobić. Jeśli nie, to pozostaje nam akceptacja i dbanie o siebie na tyle, na ile jest to możliwe, głównie w kontekście zdrowia. Ale jeśli można coś zmienić i stracić choć kilka kilogramów, a mimo to słyszę od osoby, że akceptuje siebie taką, jaka jest, to zawsze zastanawiam się, co za tym stoi. Bo na poziomie deklaracji, można powiedzieć wszystko. W takich sytuacjach nasuwa mi się prowokacyjne pytanie: czy chciałaby pani mieć od jutra, szczupłe ciało? Myślę, że większość odpowie, że bardzo chętnie, więc coś z tą akceptacją jest chyba nie tak.

I jak pani to rozumie?

- Że akceptacja nie oznacza braku odpowiedzialności za swoje zdrowie. Można pogodzić się z chorobą, na którą się nie ma wpływu, nauczyć z nią żyć i nadal jej nie akceptować. Akceptacja oznacza uznanie stanu, że mam nadwagę, że wyglądam tak, a nie inaczej, przy jednoczesnym zadaniu sobie samej pytania, czy jest coś, co mogę zmienić albo zrobić. I czy w ogóle chcę? Bo może się okazać, że wcale tego nie pragnę, bo np. na dany moment nie mam siły wziąć się za siebie, myśleć o jedzeniu albo ćwiczeniach. Trzeba tylko wyjść ze świata swoich iluzji, co wcale nie jest łatwe.

Zakłamywaniem rzeczywistości jest chociażby nieważenie się, nieoglądanie w lustrze, unikanie tematu, powtarzanie sobie, że to wina genów albo że jeszcze nie jest ze mną tak źle. Akceptację daje też zadbanie o inne obszary życia. Danie sobie prawa do budowania szczęśliwych związków i relacji, podjęcie fajnej pracy, wychodzenie do świata i ludzi, zamiast sabotowania własnego życia tylko dlatego, że jest się grubym. Odkładanie życia do czasu aż schudnę, może być o tyle zgubne, że możemy nie doczekać się szczupłej sylwetki, a życie minie.

Czekamy na listy od Was. Wybrane historie, za Waszą zgodą, publikujemy na kobieta.gazeta.pl. Autorkom i autorom odwdzięczymy się książką. Piszcie na kobieta@agora.pl

Leptyna: hormon sytości. Czy to ona jest winna, że tyjesz?

Więcej o: