Mam ulubioną aptekę, kiosk, sklep, pocztę. Przedszkole i szkołę rzut beretem od domu. Z osobami z naszej okolicy znamy się z widzenia, małe gesty sprawiają, że mam poczucie wspólnotowości.
Pani na poczcie ostatnio pożyczyła mi swój telefon, bo ja wyszłam z domu bez komórki, a musiałam dopytać o adres nadawcy na liście, który miałam wysłać w czyimś imieniu. Sama zaproponowała takie rozwiązanie.
A wczoraj o 21:30 wyrwał mnie z wieczornego miru domowego dzwonek domofonu. Z niezapowiedzianym dźwiękiem tego urządzenia mam akurat same złe skojarzenia, bo w naszej kamienicy działała kiedyś agencja towarzyska, pobudki spragnionych pieszczot mężczyzn wciskających wszystkie przyciski domofonu, zdarzały się nawet kilka razy w środku nocy.
Na łączach miałam jednak nie mężczyznę, a kobietę - farmaceutkę z apteki, w której kupowałam kilka godzin wcześniej leki. Jak wyjaśniła - wcześniej przepraszając za niepokojenie o tak późnej godzinie i nawiedzanie w domu - sprzedali mi lek mniejszej, a nie większej (jak było na recepcie) zawartości substancji czynnej. Później wyjaśniła mi, że powinnam zmienić dawkowanie, albo przyjść jutro do nich do apteki i zamienić na mocniejszy lek. Na koniec pani magister przeprosiła za pomyłkę i życzyła mi miłego wieczoru.
Bardzo to było miłe i zdumiewające. Że się zorientowali, że coś poszło nie tak, że pani przyszła do mnie po pracy (jak się później dowiedziałam, w przypadku błędu apteki takie są rutynowe standardy zachowań. Farmaceuci stają na głowie, żeby naprawić błąd - za pomyłkę grożą im poważne konsekwencje, a to, jak bardzo mocno starali się o pomyłce poinformować, działa na ich korzyść).
Może nie powinny mnie odwiedziny farmaceutki dziwić. Ale w zalewie wytykania wszystkim zaniedbań, zaniechań, niedopatrzeń warto wspomnieć o sytuacjach, które zaskakują na plus.
Jeśli chcecie podzielić się z nami swoją historią - piszcie! Adres: kobieta@agora.pl. Opublikowane listy nagradzamy książkami.
Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ