Za niefortunnie odebraną ekspozycję odpowiada artysta Mark Jenkins, który w swojej twórczości wykorzystuje motyw zwyczajnie ubranych postaci ustawianych w zaskakujących miejscach i pozach w przestrzeni miejskiej. Ma już na swoim koncie współpracę z domem mody Balenciaga.
Gdyby na wystawę sklepową Balenciagi popatrzeć przez pryzmat jego twórczości, nie byłaby ona szokująca. Może zaskakująca, ale utrzymana w nurcie dotychczasowych działań artysty.
Większość oburzonych osób odebrało jednak manekiny i ich pozy jako wykorzystywanie wizerunku bezdomnego. Gdzie "homeless chic" (trend, w którym projektanci inspirują się ubraniami i wyglądem najbiedniejszych, widziany swego czasu u Vivienne Westwood i Johna Galliano) stało się narzędziem do sprzedaży bogatym drogich ubrań.
Rzeczywiście, postać, która siedzi po turecku w kapturze, ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach, może kojarzyć się z bezdomnymi, którzy koczują na ulicach największych miast.
Zdaniem artysty postacie miały przypominać osoby, które czekają niecierpliwie w kolejce na otwarcie sklepu z produktami Balenciagi. Bo marka - za sprawą „brzydkich butów sportowych” - cieszy się teraz ogromnym zainteresowaniem. Sneakersy od Balanciagi kosztują 695 euro.
Krytyków te argumenty jednak nie przekonały.
W Londynie w ciągu roku problem bezdomności wzrósł o 650 procent.
To nie jest śmieszne - pisali oburzeni internauci w postach w mediach społecznościowych.
Po fali krytyki manekiny zostały zamienione na inne, a przedstawiciele domu handlowego wydali oświadczenie, w którym przeprosili wszystkich urażonych:
Staramy się prezentować zaskakujące i dające do myślenia wystawy tworzone we współpracy z ciekawymi twórcami. Przepraszamy jednak za to, że kogoś jedną z nich mogliśmy obrazić.