Na czwartym piętrze kamienicy na warszawskim Mokotowie słychać głośne szczekanie. To Wieśka, pies Zosi Zborowskiej, adoptowana pięć lat temu. Sygnał domofonu i dzwonek do drzwi to jedyne dźwięki, na które reaguje głośnym ujadaniem. W mieszkaniu nie jest to aż tak uciążliwe, ale kiedy Zosia zabrała Wieśkę do teatru, na spektakl “Lekko nie będzie”, w którym gra i w którym dzwonek do drzwi rozlega się średnio co kwadrans, faktycznie lekko nie było. Pies dawał o sobie znać za każdym razem, gdy słyszał charakterystyczne “ding dong”.
MATEUSZ SKWARCZEK
Ale po kolei. Zosia zobaczyła zdjęcie Wieśki na Facebooku. Wtedy Wieśka była jeszcze Togą i mieszkała w budzie w podpoznańskim schronisku. Pies na fotografii wyglądał jak wzorzec smutku z Sèvres. Schowany głęboko w budzie, z opuszczonym łebkiem, zarośnięty. Przypominał rasę jack russell. Dziś, na pytania rozanielonych przechodniów, chcących wiedzieć, co to za pies, "bo taki piękny i też chcieliby takiego mieć", Zosia odpowiada krótko i precyzyjnie: jack russell kundel.
Wiesia w budzie, w schronisku Archiwum prywatne Zofii Zborowskiej
Zosia udostępniła smutne zdjęcie “kundla” na swoim profilu facebookowym z prośbą, żeby ktoś go adoptował i zagroziła, że jeśli nie znajdzie się chętny bądź chętna, będzie musiała przygarnąć psa. Chętnych nie było, więc 27 stycznia pojechała z Warszawy do Poznania na, jak mówi, “oględziny psa”.
- To był idiotyzm, bo jak jedziesz ponad 300 km w jedną stronę, żeby obejrzeć zwierzaka, to raczej na bank z nim wrócisz - opowiada Zosia. - Kiedy zobaczyłam tego małego farfocla, który oparł się o mnie łapkami i spojrzał smutnymi oczami, poprosiłam pana ze schroniska, żeby mi jednak tego psa wydał - dodaje rozbawiona.
MATEUSZ SKWARCZEK
Pan w schronisku psa wydać nie chciał, bo jak stwierdził, była sobota, a w soboty niczego załatwić się nie da. Zosia jednak uparła się, powiedziała, że drugi raz 600 km po psa nie będzie jechać i pan odpuścił żelazne zasady. - Widzę, że jest pani dobrym człowiekiem, a w razie czego znajdę panią, bo wiem, kim pani jest - zagroził, próbując zapewne uspokoić sam siebie i usprawiedliwić fakt naginania schroniskowego regulaminu.
Pierwsze godziny z Wieśką do łatwych nie należały. W drodze powrotnej Wiesia wymiotowała w samochodzie sześć razy, zsikała się na środku sklepu zoologicznego, w którym Zosia kupowała smycz i posłanie, a zaraz po wejściu do mieszkania załatwiła się pod samymi drzwiami wejściowymi. - Zrobiła wielką, śmierdzącą, schroniskową kupę - wspomina Zosia. - Nigdy więcej to się nie powtórzyło. Po prostu wychodził z niej cały stres.
Wiesia w domu Zofii Zborowskiej, 2 dni po adopcji Archiwum prywatne Zofii Zborowskiej
Teraz Wiesia jawi się jako pies idealny. - Budzi się później ode mnie i gdy zaczynam krzątać się po domu, otwiera zaspane oczy, podnosi łeb i ma taką minę, jakby pytała, czy aby na pewno ma już wstawać - śmieje się Zosia. - Jedyny jej minus to gryzienie poduszek. Tłumaczę jej godzinami, że tak nie wolno, ale przecież każdy z nas ma swoje słabości.
Wiesia jeździ z Zosią na plan filmowy, gdzie bawią się z nią makijażystki, i do studia nagraniowego. Kiedyś też na turnieje golfa, ale odkąd przebiegła przez całe pole golfowe za łabędziami, już zawsze uczestniczyła w zawodach przypięta na smyczy. Podróżowała z Zosią do Portugalii i jeździ z nią po całej Polsce. A gdy Zosia musi wyjechać sama, o Wiesię toczy się batalia. Jest cała kolejka chcących się nią zająć.
Wiesia z Zofią Zborowską w Świebodzinie Archiwum prywatne Zofii Zborowskiej
Wieśka jest tak pocieszna i ma w sobie tyle uroku, że podbije serce każdego. - Opiekę nad nią dzielę zawszę z bliskimi, a jeśli w grę wchodzi mój partner, to ja przy Wieśce schodzę na drugi plan - stwierdza Zosia. - Jestem wtedy tylko od dawania jedzenia, a związek rozgrywa się między tą dwójką. Również mój tata nęci Wieśkę smakołykami zrzucanymi ze stołu. Daje jej kawałki szynki i mówi z przekąsem, że ode mnie w domu takich nie dostanie.
MATEUSZ SKWARCZEK
Wiesia ma swój profil na Instagramie. Śledzi go już ponad 17 tysięcy osób. Powstał, żeby promować adopcję psów.
Czy zachęcił już kogoś do przygarnięcia psa ze schroniska? - Kiedy przeszłam na wegetarianizm, trąbiłam o tym non stop. I kiedy pojawiła się na Instagramie opcja zrobienia ankiety, zapytałam, ile osób dzięki mnie przestało jeść mięso. Okazało się, że aż trzy tysiące. Z propagowaniem adopcji psów może nie jest aż tak dobrze, bo jednak to wymaga rewolucji w życiu, ale myślę, że parę osób dzięki mnie zdecydowało się dać dom jakiemuś kundelkowi. Bo jak to ktoś mądry kiedyś powiedział, "adoptując jednego psa, nie zmienisz świata, ale zmieni się świat dla tego jednego psa". I tego się trzymam.
Który samochód zdobędzie prestiżowy tytuł The Best of Moto.pl? O tym zadecydują jurorzy oraz internauci. Zagłosuj i zdobądź jedną z 250 atrakcyjnych nagród >>
Plebiscyt Moto.pl Materiały własne