Dlaczego Polacy się nie uśmiechają? "Norma nakazuje doświadczać świat jako zły"

Ewa Jankowska
Uśmiech osoby nieznajomej albo niezbyt nas lubiącej oceniany jest często jako podejrzany - oznaczać może na przykład podstępną próbę wkupienia się w nasze łaski - mówi psycholog dr Piotr Szarota.

Jak ważny jest w naszym życiu uśmiech?

To zależy od kultury, w jakiej żyjemy. W kulturze amerykańskiej bez uśmiechu ciężko byłoby nam dostać pracę, pewnie też trudno byłoby znaleźć osoby, które chciałyby z kimś takim przebywać. Tam brak uśmiechu, nawet jeżeli nie jest on do końca szczery, wygląda podejrzanie. Polacy zwykle mają z uśmiechaniem się poważny kłopot, kapitalnie pisał o tym w "Szczuropolakach" Edward Redliński: "To, co wy, Polacy, wyprawiacie ze swoimi mordami po prostu kompromituje nas jako naród (...). Twarz ma być częścią ubrania! A nie oknem do duszy! Zapamiętajcie: chodzić po Nowym Jorku ze szczerą twarzą, to jak z jajami na wierzchu! Albo z cyckami!". Także w USA na pewno istnieją różnice - na przykład w Bostonie, który uchodzi za najbardziej ponure miasto Ameryki, jest trochę inaczej niż na południu Stanów - ale wszędzie panuje zgoda, że przynajmniej w pracy nie ujawnia się swoich humorów czy niezadowolenia, nie przynosi się do pracy problemów z domu. Raczej mówi się, że jest "fine", czyli w porządku, a nawet "great", czyli super. I traktuje się to jako pewien standard i model obcowania z innymi ludźmi.

Jak dowodzą badania Kuby Krysia z Polskiej Akademii Nauk, w krajach takich jak Polska uśmiech jest wręcz dowodem na to, że ktoś jest nieuczciwy i ma wobec nas niecne zamiary (Shutterstock.com)

W Polsce - odwrotnie?

Na pewno w przestrzeni publicznej dopuszcza się o wiele więcej sytuacji, w których uśmiech nie jest wymagany, a wręcz akceptuje się twarze smutne, zasępione, np. w pracy, w pociągu, w sklepie, w rozmowie z sąsiadami. Myślę, że w Stanach Zjednoczonych jest to do przyjęcia głównie w sferze prywatnej.

Jak dowodzą badania Kuby Krysia z Polskiej Akademii Nauk, w krajach takich jak Polska uśmiech jest wręcz dowodem na to, że ktoś jest nieuczciwy i ma wobec nas niecne zamiary. Dlaczego tak jest?

To wynika z wartości kulturowych, które przekazywane są od stuleci. Podobnie jest z kultem martyrologii i cierpiętnictwa, które przecież nie narodziły się po Smoleńsku, ale co najmniej w pierwszej połowie XIX wieku i epoce Romantyzmu. Mitologia Polski jako Chrystusa narodów kształtowała wyobraźnię i myślenie kolejnych pokoleń Polaków.

Kochamy też szczerość i spontaniczność. Jak pisze lingwistka i psycholożka kulturowa Anna Wierzbicka, oczekujemy, że twarz powinna odzwierciedlać przeżywane uczucia - jeśli ich nie odzwierciedla, to znak, że ktoś jest nieszczery. Uśmiech osoby nieznajomej albo niezbyt nas lubiącej oceniany jest często jako podejrzany - oznaczać może na przykład podstępną próbę wkupienia się w nasze łaski.

Kilkanaście lat temu porównywałem filmy amerykańskie i polskie pod kątem tego, jak aktorzy pracują z twarzą i co chcą swoim uśmiechem przekazać. Jeden wzorzec powtarzał się za każdym razem: w filmach amerykańskich czarny charakter nigdy się nie uśmiechał, tymczasem w polskich to bohater pozytywny był oszczędny w okazywaniu pozytywnych emocji za pomocą mimiki. A ten, kto się uśmiechał, okazywał się szują albo gangsterem i uśmiechem podkreślał przebiegłość, nieszczerość.

W Stanach Zjednoczonych panuje zgoda, że przynajmniej w pracy nie ujawnia się swoich humorów czy niezadowolenia (Shutterstock.com)

Pojawia się również hipoteza, że to komunizm miał niebagatelny wpływ na nasze usposobienie.

W 2006 roku przeprowadzałem badanie, które polegało na analizie wyrazu twarzy na zdjęciach, które ludzie wybierają na swoje profilowe - zająłem się zapomnianym już dziś komunikatorem MSN, bo Facebook nie był jeszcze wtedy popularny. Okazało się, że mistrzami uśmiechu są Brazylijczycy i Indonezyjczycy, nie tylko najczęściej wybierali zdjęcia z uśmiechem, ale był to z reguły uśmiech szeroki. Z kolei widoczne na profilówkach twarze przedstawicieli krajów byłego bloku wschodniego były najczęściej smutne, zasępione, niektórzy wyglądali nawet na załamanych.

I rzeczywiście wygląda to tak, jakbyśmy byli tymi skrzywdzonymi przez los plemionami, które władza ludowa uśmiechu raz na zawsze oduczyła. Ale łączy nas też chyba norma negatywności, o której szeroko pisze psycholog Bogdan Wojciszke. Norma ta nakazuje doświadczać świat społeczny jako zły, a więc nie ufać innym, zaś porządek społeczny postrzegać jako niesprawiedliwy i krzywdzący.

Poza tym w większości przypadków kraje byłego bloku wschodniego to kultury, które od końca II wojny światowej pozostały dość homogeniczne, gdy pojawia się tam ktoś obcy, to się on dość mocno wyróżnia. I budzi niepokój. Zupełnie inaczej rozwijała się kultura amerykańska, która tworzona była przez ludzi przybywających z różnych stron świata. Wszyscy byli dla siebie obcy, siłą rzeczy musieli się jakoś ze sobą porozumieć. A uśmiech sprzyja poznawaniu, uśmiechnięte osoby są odbierane jako bardziej otwarte, przyjacielskie. Można by powiedzieć wręcz, że aby przetrwać w takiej rzeczywistości, ludzie musieli się do siebie uśmiechać. To im zostało do dziś, między innymi dlatego, że Amerykanie są w ciągłym ruchu, praca wymusza u nich regularnie zmianę miejsca zamieszkania.

Ciekawe byłoby zbadanie, czy ludzie, którzy dużo podróżują, częściej się uśmiechają niż ci, którzy podróżują rzadko albo wcale.

Jest to całkiem prawdopodobne. W Polsce dopiero w ciągu ostatniego ćwierćwiecza ludzie zaczęli częściej podróżować, częściej też jeździmy za pracą. Nadal jednak jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że utrzymujemy bliskie kontakty głównie ze starymi znajomymi, których poznaliśmy w szkole lub na studiach. Gdy założymy własną rodzinę, coraz trudniej nam się z kimś zaprzyjaźnić, zwykle nie znajdujemy na to po prostu czasu. Z kolei znajomi z pracy niekoniecznie są osobami, z którymi chcielibyśmy być blisko. A uśmiech w naszej kulturze zarezerwowany jest właśnie dla tych najbliższych, z którymi czujemy się bezpiecznie, którym ufamy.

Czy to się zmienia na przestrzeni lat? Mam wrażenie, że coraz częściej spotykam się z opinią, że ten brak uśmiechu w Polsce zaczyna uwierać, zwłaszcza tych, którzy wracają z zagranicy, gdzie obserwują, że ludzie uśmiechają się do siebie na ulicy, w restauracjach są mili i pogodni. Podobnie jest z narzekaniem.

Zmiany w tym zakresie odnotowano już kilkanaście lat temu. W sondażu TNS OBOP z 2005 roku pojawiło się pytanie: "Jak często uśmiecha się Pan(i) do nieznajomych osób?". "Bardzo często" - deklarowało 10 proc., "często" - 43 proc., co łącznie daje ponad połowę skorych do uśmiechania się obywateli. Przestrzegałbym przed hurraoptymizmem, bo były to jednak tylko deklaracje. Nawet dziś uśmiech do nieznajomych w autobusie czy tramwaju wzbudza najczęściej zdziwienie. Na pewno więc nie jest to masowa rewolucja.

 

"Uśmiech Mony Lisy to maks, jaki można uzyskać od pracownika" - powiedział mi jakiś czas temu właściciel lodziarni.

No właśnie, jak sobie z tym poradzić: człowiek nigdy się nie uśmiechał i nagle mu mówią, że ma się uśmiechać przez osiem godzin non stop? W latach 90. pojawił się u nas, zwłaszcza w odniesieniu do pracy, ironiczny termin "zarządzanie kącikami ust", a syndrom obejmujący szeroki powitalny uśmiech, optymizm, ciągłe okazywanie entuzjazmu, symulowanie sympatii i zaangażowania nazwany został stylem "Życzę Miłego Dnia", na pamiątkę wygłaszanej na pożegnanie formułki. Na początku budziło to ogólną wesołość, ale teraz chyba się już do tego przyzwyczailiśmy. Zresztą ten handlowy uśmiech funkcjonował u nas przed wojną. Gorzej mieli Japończycy, dla których uśmiech handlowy nie był wcześniej znany, zaś w życiu codziennym służył przede wszystkim do maskowania niestosownych emocji. Tymczasem w sektorze usługowym wymóg uśmiechania się doprowadzono tam obecnie do absurdu. Są firmy, gdzie za pomocą specjalnej aplikacji sprawdza się szerokość uśmiechu i gdy odbiega on od ideału, każe się pracownikom ćwiczyć w domu. Celem jest osiągnięcie uśmiechu, jaki prezentują Tom Cruise czy Julia Roberts, czyli od ucha do ucha, z pełną prezentacją uzębienia. Tylko taki uśmiech, choć totalnie obcy lokalnym zwyczajom, może być przepustką do kariery.

Instagram.com/ juliaroberts

Uśmiechać musieli nauczyć się też Chińczycy. Na rok przed olimpiadą w chińskiej stolicy zapoczątkowano kampanię "Uśmiechnij się Pekinie". Na niebieskich bransoletkach, które rozdano pomagającym w organizacji igrzysk ochotnikom, widniało motto: "Uśmiech to w Pekinie najlepsza wizytówka". Najtrudniej miały hostessy, które brały udział w ceremonii dekoracji zwycięzców. Zgodnie z odgórnymi wytycznymi powinny odsłaniać w uśmiechu od sześciu do ośmiu zębów. W osiągnięciu mistrzostwa pomagały im pałeczki do ryżu, które należało trzymać między zębami. Dla nas to brzmi surrealistycznie.

Można wyrobić w sobie nawyk uśmiechania się?

Wzrosły obecnie wymagania wobec uśmiechu handlowego - nie tylko musi być on sympatyczny, ale także szczery, aby różnił się od powierzchownej uprzejmości. W szkoleniach kładzie się więc nacisk na głębokie techniki pracy emocjonalnej. Trening koncentruje się na emocjach odczuwanych przez pracownika, a nie na tym, jak są one wyrażane. Wykonywanie pracy głębokiej polega na celowym wprowadzaniu się w stan adekwatny do sytuacji. Sprzedawca może wzbudzać w sobie pozytywne nastawienie do klienta, którego powinien obsłużyć z uśmiechem. Na przykład: klient na mnie krzyczy, ale potrafię sobie wytłumaczyć, że nie robi tego, bo chce się na mnie wyżyć, ale dlatego, że jest zestresowany. Ale na dłuższą metę praca emocjonalna, zwłaszcza odwołująca się do takiej właśnie głębokiej techniki, może być wyniszczająca. W Japonii wprowadzono termin "syndrom maski uśmiechu" do opisu pacjentów, którzy w pracy nieustannie zmuszani byli do uśmiechania się. Poza dolegliwościami fizycznymi wykazują oni często objawy depresyjne.

W dzisiejszych czasach ten wymóg bycia wciąż uśmiechniętym zdaje się nie obejmować wyłącznie sektora usług. Na Facebooku czy Instagramie uśmiechnięte twarze, nawet polskie, raczej dominują. Wyrażanie smutku i niezadowolenia odbierane jest jako ekshibicjonizm i próba zwrócenia na siebie uwagi.

Również mam konto na Facebooku. Większość moich znajomych jest między czterdziestką a sześćdziesiątką i nie zauważyłem, żeby jakoś szczególnie zależało im na kreowaniu uśmiechniętego wizerunku. Inaczej jest w pokoleniu dzisiejszych nastolatków, nazywanych często pokoleniem smartfona. W swojej książce o postprzyjaźni cytuję wyniki najnowszych badań psychologów Jeana Twenge'a i Heejunga Parka, z których wynika, że współcześni młodzi Amerykanie znacznie rzadziej niż nastolatkowie z poprzednich pokoleń umawiają się na randki i chodzą na imprezy, nie są nawet specjalnie zainteresowani seksem. Dwukrotnie w przypadku chłopców i aż trzykrotnie w przypadku dziewcząt zwiększył się natomiast w ciągu ostatnich kilku lat odsetek osób z objawami depresji, a na samotność skarży się ponad jedna trzecia amerykańskich nastolatków. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii. Psychologowie łączą to z uzależnieniem od mediów społecznościowych i nowoczesnych technologii. Presja bycia szczęśliwym okazuje się czasem trudna do udźwignięcia. Pod tym względem polska kultura, która przyzwala na nieskrępowane wyrażanie złego humoru, jest być może poduszką bezpieczeństwa dla nastolatków.

Z badań dra Krysia wynika, że w krajach takich jak Niemcy, Szwajcaria, Chiny czy Malezja uśmiechnięte twarze były oceniane jako o wiele bardziej inteligentne niż nieuśmiechnięte. Ale już w Japonii, Indiach, południowej Korei czy Rosji śmiejący się ludzie zostali wzięci za o wiele mniej inteligentnych.

Myślę, że Polakom bliżej do Rosjan niż do Niemców czy Szwajcarów. Jeśli uśmiech w danej kulturze traktowany jest jako nie na miejscu lub kojarzony z nieszczerością, to nie tylko inteligencję, ale wszystkie inne pozytywne cechy będziemy przypisywać ludziom, którzy się raczej nie uśmiechają.

W Japonii wprowadzono termin 'syndrom maski uśmiechu' do opisu pacjentów, którzy w pracy nieustannie zmuszani byli do uśmiechania się (Shutterstock.com)

A może to wcale nie kultura, ale pogoda wpływa na nasz nastrój i tym samym na motywację do uśmiechania się?

Można próbować usprawiedliwiać nasze dziwactwa na różne sposoby, pogoda wydaje się idealnie do tego nadawać, byłbym jednak ostrożny ze stawianiem takich hipotez. Nie ma żadnych badań, które potwierdzałyby, że to szerokość geograficzna wpływa na częstotliwość uśmiechania się, choć pewnie sprawdziłoby się to na przykład w USA. Fakt, że na Południu ludzie uśmiechają się częściej, wynika jednak właśnie z uwarunkowań kulturowych. Pamiętajmy, że to właśnie tam dochodzi też do większej liczby zabójstw. Antropologowie piszą o charakterystycznej dla tego regionu "kulturze honoru", w której własne problemy chowa się pod uśmiechem, a na drobną nawet zniewagę reaguje agresją. Zarówno jednak na Południu Stanów, jak i na Północy obowiązuje kulturowa norma przyjacielskości, zgodnie z którą obcy traktowany jest jak potencjalny przyjaciel. U nas dla odmiany uważany jest za potencjalnego wroga. I mam wrażenie, że pod tym względem w ostatnim czasie mogliśmy nawet zrobić kilka zamaszystych kroków wstecz.

Dr hab. Piotr Szarota . Pracuje w Instytucie Psychologii PAN, autor książek "Psychologia uśmiechu. Analiza kulturowa" (GWP 2006) oraz "Uśmiech: instrukcja obsługi" (GWP 2012).

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>

Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.

Polub Weekend Gazeta.pl na Facebooku

Więcej o: