''Pięciominutowy film może zmienić perspektywę patrzenia na świat. Nawet jeżeli poruszy tylko garstkę osób, to już będzie coś''

Ewa Jankowska
Chcę, żeby "Human Postcards" inspirowały i motywowały ludzi. Nigdy nie podzielę się smutną historią tylko dlatego, że jest to smutna historia - mówi Nora Jaccaud, pół Polka, pół Francuzka, która jeździ po świecie i kręci jednominutowe wideo z ludźmi, których spotka na swojej drodze. Wśród nich są również Polacy.

Od kilku tygodni podróżuje pani po Europie w poszukiwaniu bohaterów do "ludzkich pocztówek".

Założyliśmy sobie, że przez półtora miesiąca chcemy odwiedzić prawie wszystkie kraje Europy. Za nami Hiszpania, Holandia i Niemcy, gdzie spotkaliśmy się m.in. z aktywistami protestującymi przeciwko wycince lasu Hambach, w którym wycięto już 90 procent drzew [właścicielem terenu jest koncern energetyczny RWE, który od lat 70. dokonuje systematycznej wycinki i wydobywa w tym regionie węgiel brunatny - przyp. red.]. Ludzie, którzy od sześciu lat walczą o zakończenie wycinki, mieszkają na jego terenie w domkach na drzewach. Dochodzi tu do starć między aktywistami a policją. Jakiś czas temu, podczas likwidacji obozu ekologów, dziennikarz spadł z wysokości 15 metrów i zmarł.

Gdy zobaczyłam tę ogromną czarną dziurę po wykopach, myślałam, że znalazłam się w piekle. Zrobiliśmy tu dwa portrety młodych ludzi, którzy próbują ocalić las.

W tej chwili zmierzamy do Polski, czyli kraju pochodzenia mojej mamy. Mój tata jest Francuzem, a matka Polką. Wychowałam się we Francji, ale nie czuję przywiązania tylko do jednego miejsca - jestem typową nomadką. Do Polski przyjeżdżam co roku - na wakacje, święta Bożego Narodzenia. Cieszę się, że odwiedzimy z projektem również ten kraj, ponieważ do tej pory nie miałam okazji, żeby go dobrze poznać.

Projekt ''Human Portraits'' w akcji (fot. mat. prasowe)

Już wiecie, komu stworzycie jednominutowy portret?

Mamy już kilka pomysłów. Znajomi, a także osoby, które dowiedziały się, że przyjeżdżamy do Polski, przesłały nam wiele propozycji bohaterów. Na pewno chcielibyśmy nakręcić portret osoby, która działa w jednej z warszawskich jadłodzielni. Zrobimy portret pani w ciąży, która widzi świat w czerni i bieli, i zastanawia się, czy dziecko odziedziczy po niej odpowiadający za to gen. Chciałabym nakręcić jednego z twórców Kuchni Konfliktu [warszawska restauracja, która zatrudnia głównie imigrantów z krajów ogarniętych konfliktami zbrojnymi - przyp. red.]. Spotkamy się również z chłopakiem, który ma autyzm, a mimo to normalnie pracuje. Porozmawiamy także z fryzjerką, której największą pasją są konie i wszystkie zarobione pieniądze wydaje na swoje zwierzę. Bardzo lubię pokazywać, że życie ludzi nie sprowadza się tylko do tego, czym zajmują się zawodowo, ale że składają się oni z warstw i mogą mieć niekiedy zaskakujące pasje.

Na pewno nakręcimy też kilka portretów osób, które spotkamy na swojej drodze, tak jak to robiliśmy w Hiszpanii. Pojechaliśmy do przypadkowej wioski, zupełnie bez planu, i trafiliśmy na człowieka, który dzień wcześniej skończył 100 lat. Porozmawialiśmy z nim o tym, jakie ma jeszcze marzenia, opowiedział nam o swoim życiu.

A z Polski ruszacie...

... w kierunku Austrii, na Słowację, potem do Włoch i na końcu do Francji. Przemieszczamy się dużym kamperem, który jest naszym tymczasowym domem. W nim też prowadzimy rozmowy z naszymi bohaterami.

Ile portretów już stworzyliście?

Około dwustu, razem z tymi, które nakręciliśmy w trakcie tej podróży. Nie wszystkie pokazujemy na naszej stronie. Kilka międzynarodowych firm zgłosiło się do nas, żebyśmy przygotowali sylwetki ich pracowników. Pracownicy mieli pokazać, jak wygląda ich codzienne życie poza pracą, jak grają w piłkę z dziećmi, gotują. W tym celu odwiedziliśmy 11 krajów Europy i stworzyliśmy około stu portretów. Te sylwetki przygotowywane komercyjnie są dla nas równie ważne jak te, które robimy w swoim czasie wolnym.

Projekt ''Human Portraits'' w akcji (fot. mat. prasowe)

Pani inicjatywa przywodzi na myśl słynny projekt "Humans of New York", w którym fotograf zatrzymuje przypadkowo spotkane osoby na ulicach Nowego Jorku, robi im zdjęcie i zadaje pytania na temat życia. Z tego powstają takie quasi-pocztówki.

"Humans of New York" powstał wcześniej niż "Human Postcards" i uwielbiam go. Przy realizowaniu naszego projektu na pewno miałam w głowie nowojorską inicjatywę, ale nie była dla mnie bezpośrednią inspiracją. Jestem głęboko zanurzona w medium wideo i w kinie dokumentalnym, więc bardzo ważny jest dla mnie ludzki głos, to, jak dana osoba się porusza, gestykuluje. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby to było coś więcej niż tylko zdjęcie.

Wasza seria portretów rozpoczęła się od człowieka trzymającego reklamę sklepu golfowego przy Oxford Circus w Londynie.

Akurat skończyłam kręcić swój pięciominutowy dokument o londyńskich rykszarzach. Odezwało się do mnie wiele osób, które obejrzały film. Dzielili się ze mną refleksją, że to świetne, że zdecydowałam się pokazać, jak wygląda świat rykszarzy - osób, których oni nigdy nie zauważali. Wielu nie wiedziało nawet, że oni tam są. Wtedy zdałam sobie sprawę, że pięciominutowy film może zmienić perspektywę patrzenia na świat. Nawet jeżeli poruszy tylko garstkę osób, będzie to już coś.

I tak zaczęłam myśleć o wszystkich ludziach, których nie widać, których z jakichś powodów mijamy i nawet nie zauważamy, bo się spieszymy, bo ich unikamy. Jak tego mężczyznę reklamującego sklep golfowy. Codziennie mijałam go w drodze do pracy i zastanawiałam się, co on sobie myśli, jak tak stoi z reklamą na rękach i ludzie przechodzą obok niego. Czasami miałam ochotę krzyknąć: Hej, ludzie, no spójrzcie chociaż na niego, powiedzcie mu dzień dobry, poświęćcie mu chociaż minutę! Ale zamiast krzyknąć, postanowiłam dać mu głos i zrobić o nim krótki film. Byłam przekonana, że ma coś ważnego do powiedzenia. Okazało się, że kiedyś był nauczycielem w szkole podstawowej i bardzo kocha poezję. Mówił, że jak tak stoi na ulicy, to recytuje sobie w głowie ulubione wiersze. Jestem pewna, że gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, powiedziałby mu "dzień dobry", a może nawet podzielił się z nim swoją ulubioną poezją. Niestety, nie otrzymaliśmy zgody od miasta na kręcenie przy Oxford Circus, więc ten portret nie powstał. Gdy wróciliśmy z podróży, mężczyzny już tam nie było.

Projekt miał się początkowo nazywać "Ludzie niewidoczni".

Tak. Pomyślałam, że nie chcę się zatrzymywać na jednym filmie, bo im będzie ich więcej, tym przekaz będzie mocniejszy i dotrze do większej liczby osób. W tamtym czasie poznałam Ariego - dźwiękowca, z którym wyruszyliśmy w drogę w poszukiwaniu bohaterów. Szybko zdaliśmy sobie jednak sprawę, że nie chcemy się ograniczać wyłącznie do osób, które pasują do kategorii ludzi niewidocznych, że interesują nas po prostu zwykli ludzie, którzy mają coś ważnego do powiedzenia. Bo myślę, że każdy z nas ma. Wszyscy zastanawiamy się nad swoim życiem, nad tym, jaką rolę odgrywamy w świecie. Wystarczy dać takiej osobie przestrzeń i czas, żeby to wydobyć.

I umieścić w jednominutowym wideo. To mało czasu.

Mało. Tak naprawdę z wszystkimi bohaterami rozmawiam po dwie godziny, trzy, z niektórymi spędzamy całe dnie. Dopiero potem wszystko odsłuchuję i staram się wydobyć esencję i umieścić ją w jednominutowym filmie. Zależało mi na tym, żeby nie były one dłuższe. W świecie, w którym nikt nie ma czasu, wszyscy są zabiegani, poświęcenie chociaż tej jednej minuty w Internecie na poznanie historii drugiego człowieka jest na miarę naszych możliwości.

Które spotkania najbardziej utkwiły pani w pamięci?

Na pewno jedno z pierwszych, z Johnem, 80-latkiem z Nowej Zelandii. Zobaczyliśmy go, gdy rąbał drewno, zaintrygowało nas to. Okazało się, że przez 42 lata pracował w leśnictwie, a po przejściu na emeryturę zaczął uczestniczyć w konkursach rąbania drewna. Pięknie opowiadał o swoim życiu, jak postrzega swój wiek i wygląd. Tłumaczył, że wszystko jest tak naprawdę w naszej głowie. To brzmi banalnie, ale jak ktoś powie coś takiego, patrząc ci głęboko w oczy, to naprawdę ma to moc.

Poznaliśmy też Jake'a, któremu amputowano dwie nogi i rękę wskutek odmrożenia, którego doznał w czasie śnieżycy na Grenlandii. W niezwykle poruszający sposób opowiadał o tym, że należy akceptować wszystko, co przynosi życie. Mówił, że nie można się nigdy poddawać, że najwyżej się nie uda, ale zawsze trzeba próbować. Poznaliśmy go na farmie w Nowej Zelandii i spędziliśmy z nim cały dzień. Ma protezy nóg i ręki, a jeszcze nigdy nie widziałam człowieka, który by tak ciężko pracował.

Często wracam myślami do chłopca o imieniu Inaki, pół Argentyńczyka, pół Nowozelandczyka, z którym spędziliśmy jedno popołudnie. Do tej pory pamiętam jego odpowiedź na pytanie, jaka jest najpiękniejsza rzecz, która go spotkała w życiu. Odparł, że jest nią sam fakt, że się urodził. Mówił, że często zastanawia się nad tym, co by było, gdyby nie istniał, ale jest to trudne, bo żyje i czuje z tego powodu  ogromne szczęście. Jak ośmioletnie dziecko mówi coś takiego, to naprawdę zaczynasz czuć, że życie ma sens.

Na pewno długo nie zapomnę Rory'ego, geologa. Poznaliśmy go podczas jego sześciomiesięcznej pieszej podróży przez Nową Zelandię. Niesamowite było, gdy opowiadał, jak zmienia się poczucie czasu podczas chodzenia, że wszystko wokół jakby zwalnia, i jak niezwykłe jest to, co dzieje się z ludzkim umysłem, gdy po prostu odpuści.

Ktokolwiek odmówił "zostania pocztówką"?

Nie. Zawsze dokładnie tłumaczymy, na czym polega nasza inicjatywa, że jesteśmy bardzo ciekawi tego, co drugi człowiek ma do powiedzenia. Może to kwestia zaufania, czegoś, co musisz zbudować w relacji z portretowaną osobą. Czasem zajmuje to sekundy, innym razem godziny.

Wszystkie pocztówki pokazują pozytywną stronę. A może za tymi pięknymi historiami kryje się smutek, trud? Czy takie jednominutówki nie spłycają życia?

W trakcie podróży sfilmowałam mężczyznę, u którego zdiagnozowano schizofrenię. Zmontowałam wideo z jego udziałem i nie mogłam nie pokazać tego smutku, który wywołuje w nim jego choroba. Zakończyłam jednak wideo przekazem pozytywnym, dającym nadzieję, gdyż jakoś udaje mu się żyć z tą przypadłością.

Każdy z nas ma w sobie jasną i ciemną stronę. Podczas rozmów często dotykam także tych trudnych kwestii. Może dlatego portrety mają taki mocny przekaz, mimo że trwają tylko minutę. Historia, którą opowiada nasz bohater, nie jest wypowiedzią, która pojawia się od razu, to efekt wielogodzinnej rozmowy ze mną. Wiele portretów podejmuje czasem bardzo ciężkie kwestie, jak utrata partnera w wypadku czy chorowanie na raka. Ale zależy mi na tym, aby pokazać, jak ludzie stawiają czoła trudnościom, podnoszą się z nich. Chcę, żeby "Human Postcards" inspirowały i motywowały ludzi. Nigdy nie podzielę się smutną historią tylko dlatego, że jest to smutna historia.

Czy ten projekt się kiedyś skończy?

Mam nadzieję, że nie. Po skończeniu podróży po Europie jedziemy do Indii i Tajlandii. Oczywiście to niejedyny projekt, jakim się zajmujemy, ale przynajmniej raz w roku staramy się wyruszyć w świat w poszukiwaniu nowych portretów.

Zauważyłam, że ludzie zaczynają robić swoje własne pocztówki, wzorując się na naszych. Czasem wykorzystują nawet logo "Human Postcards", co mi zupełnie nie przeszkadza. Mam plan, żeby w przyszłości stworzyć platformę, gdzie umieściłabym instrukcję, jak robić własne pocztówki, jakie pytania zadawać, na co zwracać uwagę.

Jaki wpływ na pani życie ma ten projekt?

Dzięki niemu staję się lepszym człowiekiem. Przez ostatnie tygodnie poznałam wiele osób, które znalazły sposób na to, żeby swoje życie uczynić szczęśliwym. Od mężczyzny, który już 20 lat pracuje jako kierowca ciężarówki, przez kobietę, która porzuciła pracę w korporacji, żeby zajmować się edukacją emocjonalną dzieci, aż po osobę, która realizuje się, pracując w restauracji. Zawsze staramy się robić więcej, doświadczać więcej, mieć więcej. Nigdy nie jest wystarczająco dobrze i wciąż powtarzamy sobie, że jutro już na pewno będzie lepiej i będziemy szczęśliwi.

Dzięki tym ostatnim spotkaniom nauczyłam się, jak ważne jest życie dniem dzisiejszym i docenianie tego, co się ma. Znów - banał, ale nie umiem tego inaczej nazwać. Te spotkania sprawiają, że robię dwa kroki do tyłu i zaczynam patrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Tak też mówimy o tych naszych portretach, że jest to kolekcja różnych punktów widzenia.

Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również w serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER

Polub Weekend Gazeta.pl na Facebooku

Więcej o: