W Zakładzie Produkcji Trumien Koperski w Żyrardowie wszystko jest inaczej, niż można by się spodziewać. Przede wszystkim - zapach. Pachnie świeżym drewnem. Niby to oczywiste, a jednak dla kogoś, kto w fabryce trumien nigdy nie był (i trochę się tego bał), to miłe zaskoczenie. Coś znanego i uspokajającego.
Druga rzecz, która uderza, to spokój. Kojący. Pod światło widać, jak w powietrzu wirują drobinki trocin wymieszane z brązowym kurzem. I cisza. Przynajmniej dopóki ktoś nie zacznie szlifować świeżo zbitych desek. - Najprostsze trumny posłużą do kremacji. Te tutaj to hiszpanki, tam stoją angielki, a to amerykanki - słyszę.
Jasno, pachnąco i cicho - nie tak wyobrażaliśmy sobie zakład produkcji trumien zdjęcie: Pion Fotografia
Jeśli ktoś widzi trumnę raz na jakiś czas, to te amerykanki i francuzki mogą namieszać w głowie. Człowiek nie odróżnia. Wiktor Koperski trumien widuje codziennie setki. Projektuje je, produkuje, wreszcie - gdy trumna jest gotowa - przejeżdża dłonią po gładkiej krawędzi.
Można powiedzieć, że trumna to rodzaj mebla, zatem w stolarni powstaje zwykła rzecz. Ja patrzę na to inaczej - projektujemy „ubranie” na ostatnią drogę. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik
- przekonuje Wiktor.
Wiktor Koperski nie skończył jeszcze 30 lat. W żyrardowskim zakładzie produkcji trumien jest dyrektorem. Gdy rozmawiamy, z jego ust ani razu nie pada zdanie: „Ktoś to musi robić”. A przecież to nie jest łatwa praca. Słyszę za to słowa: „duma”, „rodzinna tradycja”, „zawód społecznego zaufania”, „odpowiedzialność”. Cały czas muszę sobie przypominać, że rozmawiam z 28-latkiem. Przez większość czasu się uśmiecha. Ma na sobie wełniany sweter. I tylko gdy mówi o śmierci - poważnieje, twarz mu się zmienia z chłopięcej na dorosłą.
Jak to jest być dyrektorem od trumien? - To firma rodzinna - kryguje się Wiktor, przeciągając „i” w słowie „rodzinna”, jakby chciał powiedzieć: to nic wielkiego. Może i rodzinna, ale od czasu, gdy w 2010 roku dołączył do biznesu i przejął stery w fabryce, sporo się zmieniło.
Władysław Koperski, dziadek Wiktora, i jego dyplom mistrzowski. To on założył firmę Koperski w 1937 roku w Mszczonowie. Działa od 81 lat. fot. Pion Fotografia
- Mój dziadek wszystko robił ręcznie. W Mszczonowie, gdzie w 1937 roku założył mały przydomowy zakład produkcji trumien, był mistrzem swojego fachu. Gdy ktoś umierał, przychodzili do dziadka, a ten szedł zebrać miarę jak na westernach i przez noc robił trumnę. Miał piękne narzędzia, sam robił sobie heble. Miał karawan konny. Zawsze powtarzał: trumna musi mieć maksymalnie 80 cm szerokości, bo się nie zmieści w drzwiach. Tata zbił pierwszą trumnę, gdy miał 14 lat. Ja też pierwsze trumny mam za sobą, ale w praktyce dziś robią je ludzie i maszyny.
Pierwszy zakład produkcji trumien i usług pogrzebowych Koperski fot. archiwum prywatne firmy Koperski
Najnowocześniejsze maszyny do zakładu sprowadził właśnie Wiktor. Najpierw przekopał internet. To, co znalazł, dostosował pod okiem specjalnie zatrudnionych inżynierów. Teraz maszyna tnie wielką kłodę drewna na równe deski i przesuwa po olbrzymim stole. Ważne, by odpad był jak najmniejszy. Kłody drewna również osobiście odbiera od dostawcy Wiktor. - Zrobiłem kurs brakarski, z selekcji drewna. Dziś drewno to moja pasja.
Modernizacja parku maszynowego w zakładzie produkcji trumien Koperski to zasługa Wiktora fot. Pion Fotografia
Czy zawsze wiedział, że będzie trzecim pokoleniem trumniarzy? - Na pewno od małego czułem oddech śmierci na plecach, bo jako dzieci wychowywaliśmy się z bratem na tyłach zakładu. Bawiliśmy się w trocinach, a w piaskownicy zakopywaliśmy małą czarną trumienkę, którą zrobił dla nas dziadek. Pracownicy, na wyściółce z koronką, trzymali w niej sztućce. Tata miał do tej trumienki sentyment, bardzo pilnował, żeby nie zniknęła z oczu, ale w końcu gdzieś przepadła. Może któreś z dzieci ją zakopało i zapomniało, gdzie? - zastanawia się Wiktor.
I dodaje: Jako dziecko doskonale wiedziałem, co robią rodzice, zadawałem im dużo pytań, a oni odpowiadali, więc to wszystko było dla mnie naturalne. Dostałem czarny kombinezon, taki sam, jaki mieli pracownicy, podwijałem rękawy i chodziłem po zakładzie, jedząc chleb z paprykarzem szczecińskim.
W pewnym momencie się jednak zbuntował. - Przez wiele lat żyłem z muzyki, grałem w zespole. Dobrze nam szło, ale to nie były wesołe rzeczy, tylko mroczny rock&roll. Żeby się odstresować, jeździłem nocami na deskorolce.
Jeśli żyjesz w domu, w którym zawsze jest żałoba, to nieważne, że jest to żałoba innych ludzi. Przesiąkasz tym, wchłaniasz ją. Chyba tego ludzie nie wiedzą o zawodzie trumniarza.
Na rozmowę z tatą i bratem umówił się, gdy urodził mu się pierwszy syn. - Poczułem, że pora dorosnąć. Poświęcić się czemuś w stu procentach. Ja postawiłem na firmę i moją rodzinę. W firmie mam ogromny potencjał do samorozwoju, mam cele do realizacji na przyszłość. Firma Koperski to czworo wspólników: tata Łukasz, mama Janina, brat Błażej i ja. Jest równy podział obowiązków, każdy odpowiada za inną działkę. W muzyce liczy się strzał, szczęście, to ciężki i niepewny kawałek chleba.
Mówiąc o dołączeniu do firmy, Wiktor używa słowa: sukcesja. - Nasza firma jest jedną z najstarszych i największych w Polsce. Kultywujemy tradycyjne rzemiosło, ale też spełniamy niestandardowe życzenia (np. trumna może być w dowolnym kolorze). Przede wszystkim jednak towarzyszymy ludziom w jednym z najtrudniejszych życiowych momentów. Rodzice, odkąd pamiętam, przekazywali mi i bratu wartości, które sprawiły, że ludzie ufają nam od 80 lat. Nie zysk, lecz wartości są w tym zawodzie najważniejsze.
Wiktor Koperski fot. Pion Fotografia
Żona Wiktora ma na imię Ania. Synowie: Władysław, Stanisław i Stefan. Władysław - na cześć pradziadka, Władysława Koperskiego, założyciela firmy. Stanisław - po dziadku Ani. Stefan, bo brakowało do pocztu królów polskich. - Staś codziennie mówi: tata, idę z tobą do pracy, pójdziemy do pana leśniczego, będziemy ciąć deski i robić trumny. Zbiera zabawkowe narzędzia do torby i jest gotów. Władysław tak samo. Stefan jest za mały i jeszcze nic nie mówi - śmieje się Wiktor.
Moi synowie totalnie kumają, co się dzieje. Opowiadają dzieciom w przedszkolu, że tata robi trumny, ludzie umierają, są pogrzeby. Bawią się gadżetami z targów funeralnych z całego świata. Z początku panie przedszkolanki były trochę zdziwione, inni rodzice też tego nie rozumieli, ale wyjaśniliśmy wszystko i jest ok.
Pytam Wiktora, czy chciałby, żeby synowie kontynuowali rodzinną tradycję. - Zdecydują sami. Do niczego nie będziemy ich przekonywać.
Dla Wiktora jest jasne, że synowie bardzo potrzebują go jako taty, szukają autorytetu. By spędzać z rodziną jak najwięcej czasu, zrezygnował z muzyki i deskorolki. 10 miesięcy temu zrezygnował też z samochodu - przesiadł się na rower i pociąg, przestał stać w korkach. - Pewnie to brzmi dziwnie, ale dzięki temu jestem z nimi 1,5 godziny dłużej w ciągu dnia. Do pracy mam 70 km w jedną stronę, codziennie spędzałem w korkach ponad 3 godziny. To było straszne.
Powodów porzucenia samochodu było więcej. - Przejmuję się smogiem. Wierzę, że dokładam cegiełkę do tego, jak wygląda świat wokół nas, że każdy z nas ma na to wpływ. Sam też czuję się teraz lepiej, jestem szczęśliwszy. Podczas jazdy rowerem wydzielają się endorfiny, a w pociągu mogę się wyciszyć, zrelaksować, poczytać książkę, zjeść śniadanie, pomyśleć. Na zimę mam już kupione opony z kolcami i wierzę, że dam radę. Wpadłem na pomysł z rowerem z dnia na dzień, ale to była świetna decyzja. Zazwyczaj szybko działam.
Gdy poznaje się Wiktora Koperskiego i człowiek dowiaduje się, że ten wesoły, młody chłopak produkuje trumny, rzeczywistość jakoś się nie składa. Bo trumny kojarzą się smutno i ciężko, a Wiktor to chodząca radość i optymizm. Na pożegnanie wręcza nam po torbie firmowych gadżetów - są w nich krówki w pogrzebowych papierkach i zapachowa przywieszka do samochodu w kształcie małej trumienki - jeszcze jeden dowód na to, że branża pogrzebowa niekoniecznie musi być skostniała.
- Musiałem sobie to wszystko poukładać. Przez to, że na co dzień obcuję ze śmiercią i ludzką tragedią, bardziej cieszę się życiem. Nie wiadomo, ile pożyjemy. Nic nie wiadomo. Śmierć to jedyna pewna rzecz na tym świecie.
Znasz kogoś, kto też jest Zwykłym Niezwykłym? Powiedz nam o nim! Pisz na adres: zwykliniezwykli@agora.pl. Wybranych bohaterów odwiedzimy z kamerą.
ZOBACZ TEŻ: