Dzięki niemu w Polsce mamy jadalne minikiwi. "Moja praca w samotności trwała 10 lat. Ludzie się śmiali" #MICRODOC

Jest smaczne, bardzo zdrowe i wciąż mało znane. 25 lat temu minikiwi tak zafascynowało dra hab. Piotra Latochę, że poświęcił mu się bez reszty. Jak sam mówi - "przy okazji". Na egzotyczne owoce można już natrafić w dyskontach, a polską odmianą minikiwi - Bingo - zachwycają się sadownicy w Portugalii, nazywając ją "owocem bez wad".

Większość z nas rzadko spotyka w swoim życiu naukowców. A naukowców tak skromnych i praktycznych, jak Piotr Latocha, dr hab. i prof. nadzwczajny z SGGW w Warszawie, jeszcze rzadziej. Mówi się, że wartościowych ludzi poznaje się po owocach. W tym przypadku - minikiwi.

Na początku była winorośl

- Moja przygoda z minikiwi zaczęła się przy okazji - zaczyna swoją fantastyczną opowieść dra hab. prof nadzwyczajny Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, Piotr Latocha. W jego wersji historii nie ma potu, krwi i łez, bo - jak twierdzi - początki, owszem, były trudne, ale po drodze zdarzały się co najwyżej wyzwania do pokonania, a reszta to była czysta „przyjemność obcowania ze wspaniałą rośliną”.

Gdy jednak spojrzeć na fakty, to chyba bywało ciężko: kiedy naukowiec zaczynał, minikiwi uchodziło za rzadką roślinę ozdobną do ogródka. A on zamarzył sobie, by jeść jej owoce jak winogrona. I żeby mógł je zjeść każdy.

Nie było praktycznie nikogo, kogo mógłby się poradzić, więc na badaniach w samotności spędził 10 lat. Gdy udało mu się przekonać do projektu innych - kolejne 15. 22 lata czekał na pierwsze dofinansowanie, wcześniej słyszał od recenzentów, że „to dziwny pomysł, nie uda się, bo roślina na pewno przemarznie”. Gdy mówił o minikiwi kolegom z sąsiedniej Katedry Sadownictwa, ci też uśmiechali się z politowaniem. Nie miał i nie ma laboratorium, mimo to przebadał minikiwi wzdłuż i wszerz, bo - jak twierdzi - „ma szczęście do ludzi i wiele osób życzliwie mu pomogło”. W jego kolekcji są praktycznie wszystkie światowe odmiany minikiwi, ale nie nazwie bogatej kolekcji „hodowlą", bo „genetycy by go wyśmiali, oni mają prawdziwe hodowle”.

I tak jest ze wszystkim, o co by dra Piotra Latochę nie zapytać – uparcie twierdzi, że miał szczęście, miał pasję, lubi to, co robi, wcale nie było trudno. Skromny człowiek. I uparty. Ktoś mniej uparty pewnie w końcu by zrezygnował.

Zaczęło się od winorośli. Młody Piotr Latocha zafascynował się nią jeszcze na studiach.

Szalenie podobały mi się winnice. I w którymś z amerykańskich katalogów przypadkiem natrafiłem na aktinidię ostrolistną (nazywaną też minikiwi, kiwiberry - przyp. red.) - roślinę rosnącą bardzo podobnie jak winorośl. Mało kto o niej wtedy słyszał, była uprawiana wyłącznie amatorsko jako roślina ozdobna. A naukowo nie zajmował się nią nikt.

Dr Latocha przyznaje, że początkowo aktinidia miała być tylko alternatywą dla winorośli. Wtedy klimat był inny i nikt nie myślał, że w Polsce będziemy mieć winnice, z których w dodatku można się utrzymać. Aktinidia była dość szalonym, ale i szalenie kuszącym pomysłem.

Zwykli niezwykli - polskie kiwiZwykli niezwykli - polskie kiwi gazeta.tv

- Kupiłem pierwszą aktinidię i zacząłem obserwować. Kilka posadziłem. Zaczęły owocować. Potem zorientowałem się, że w różnych miejscach na świecie można znaleźć bardzo ciekawe odmiany aktinidii i starałem się je zgromadzić. Więc pierwszy krok to było stworzenie kolekcji roślin, by dało się je porównywać, obserwować, patrzeć, czy w ogóle mogą rosnąć w Polsce.

I właśnie to było przy okazji. Bo zaczynając pracę na uczelni SGGW Piotr Latocha - jeszcze nie dr hab., lecz młody zapalony naukowiec - zajmował się zupełnie czym innym - dendrologią i architekturą miejskiego krajobrazu. - Cały czas się nią zajmuję. Ogrodnictwo jest obok. Ale to minikiwi mnie zafascynowało.

Lepsza wersja kiwi

Co tak bardzo zafascynowała dra Latochę w minikiwi? - Niezwykle smaczne i zdrowe owoce, na które zupełnie nikt nie zwracał uwagi, a już na pewno nie myślał o tym, żeby uprawiać je na większą skalę. A praktycznie od początku wyglądało na to, że minikiwi jest od zwykłego kiwi dużo lepsze, właściwie nie ma wad. To się potwierdziło.

Dr Latocha długo wymienia zalety minkiwi: jest ładne, a to ważne, bo konsumenci kupują oczami; wygodne do zjedzenia - można je jeść w całości i ze skórką, bez brudzenia się; jest bombą witaminową - 10 średniej wielkości owoców to więcej niż dzienna zalecana dawka witaminy C, do tego dochodzi komplet witamin z grupy B, aminokwasy i modne teraz polifenole, czyli wymiatacze wolnych rodników; usuwa cholesterol, co udało się potwierdzić na szczurach - jedząc minikiwi całkowicie wyleczyły się z jego nadmiaru; ma bardzo dużo błonnika i zawiera podobny enzym, co ananas - szybciej dzięki niemu trawimy np. produkty mięsne; reguluje układ pokarmowy, florę bakteryjną jelit, likwiduje zaparcia.

- Te owoce dojrzewają jesienią, wtedy warto jeść małe ilości profilaktycznie. Nie objadamy się na umór, tylko po kilka sztuk dziennie. Dzięki temu wzmacniamy się i uodparniamy na jesienne słoty.

Zwykli niezwykli - polskie kiwiZwykli niezwykli - polskie kiwi gazeta.tv

To, że minikiwi jest jeszcze do tego wszystkiego bardzo smaczne, potwierdzili ankietowani. - Robiliśmy badania konsumenckie i sensoryczne. I okazywało się, że tylko pojedynczym osobom minikiwi nie smakowało. Zdecydowana większość mówiła: super, fajne, bardzo ciekawy, oryginalny smak. Potem robiliśmy badania związane ze składem chemicznym - żeby zobaczyć, jakie ma wartości. I znów okazywało się, że tam są same zalety! To wszystko utwierdzało mnie w przekonaniu, że trzeba się tą rośliną na poważnie zająć. Wprowadzić ją na rynek.

Ale zanim do badań nad składem i smakiem doszło, najpierw dr Latocha długo w samotności obserwował, jak aktinidia zachowuje się w polskich warunkach. - Okazało się, że bez problemu można ją uprawiać. Znosi praktycznie każde warunki - od ostrych przymrozków, po śródziemnomorskie upały. Zacząłem w latach 90. W tzw. międzyczasie w różnych miejscach na świecie też zaczęto się aktinidią interesować. Były jakieś próby uprawy, ale zawsze na małą skalę. Ja robiłem swoje badania równolegle i zdobywałem wiedzę.

Gdy zebrana wiedza była już duża, dr Latocha zaczął nawiązywać kontakty z ludźmi z innych krajów. - Mam teraz bardzo bliski kontakt z moim przyjacielem z Belgii, z uniwersytetu w Gandawie, który w zasadzie robi u siebie podobną robotę. Z tym, że on nie przeprowadzał wcześniej badań, tylko zaczął swoją przygodę od strony praktycznej. I dzisiaj dzielimy się wiedzą - my mamy badania, Belgowie doświadczenia praktyczne, są trochę bardziej do przodu w uprawie, mają więcej plantatorów.

To też mnie utwierdziło w przekonaniu, że nie jest tak, że ja coś sobie wymyśliłem i będę teraz walczył z całym światem. Skoro to, co sobie zamierzyłem, sprawdza się w gdzie indziej, to znaczy, że idę dobrą drogą. Więc teraz trzeba przyspieszyć, żeby być w czołówce.

Do trzech razy sztuka

Badania, zwłaszcza długoletnie i robione „przy okazji”, mają to do siebie, że w pewnym momencie potrzebują zastrzyku gotówki. Dr Latocha na pierwszy poważny grant czekał 22 lata. - Starałam się kilkakrotnie o dofinansowanie moich badań i zawsze jeden z recenzentów był nieprzychylny, stwierdzając np., że „u nas to będzie przemarzać”. Dla mnie to dziwne wnioski, ale każdy ma prawo do swoich opinii. Dopiero trzeci złożony przeze mnie projekt został oceniony bardzo wysoko. I właśnie kończymy realizować projekt badawczy, którego celem jest opracowanie technologii towarowej uprawy aktinidii.

„My”, czyli dr hab. Piotr Latocha i sadownik z okolic Grójca, który pewnego dnia natrafił gdzieś na artykuł o zaletach aktinidii. - Późna jesień 2010 roku, przyjechał z żoną na uczelnię, pamiętam dokładnie naszą rozmowę. Powiedzieli od razu: sadzimy trzy hektary. Współpraca układa się bardzo dobrze. Ja pomagam, jak mogę, bo bardzo mi zależy, żeby po prostu się udało.

Zwykli niezwykli - polskie kiwiZwykli niezwykli - polskie kiwi gazeta.tv

Dofinansowanie dostali w 2015 roku. Blisko współpracują z producentami i naukowcami z całej Europy. Odmiana aktinidii, którą dr Latocha stworzył podczas swoich badań, już rośnie na polskich plantacjach. Kupują ją też za granicą. - Odmiana nazywa się bardzo wdzięcznie - Bingo. Bo dla mnie to był strzał w dziesiątkę. Przyjaciele z Portugalii posadzili dwa hektary. Już w drugim roku obficie zaowocowała i jak pytam o wrażenia, to bardzo sobie chwalą - mówią, że na razie widzą same plusy. Żadnych wad.

Dla dra Latochy nie naukowa teoria, lecz praktyka jest najważniejszy.

Chodzi o to, żeby minikiwi po prostu trafiło na rynek. Moim największym marzeniem jest to, żeby każdy mógł je zjeść.

Nowy owoc niełatwo wypromować. Naukowiec wierzy jednak, że się uda. Jako przykład podaje borówkę amerykańską. - Jak wchodziła na rynek, to też wszyscy się dziwili: „Przecież w lesie są jagody, można iść i sobie urwać, to po co za to płacić?”. Czasy się zmieniły, dziś łatwiej nam zarobić na borówki ze sklepu niż iść do lasu.

Ma też nadzieję, że minikiwi pomoże obecny trend na zdrowy styl życia. - Trwa pogoń za ekologiczną żywnością. A minikiwi jest uprawiane w bardzo ekologiczny sposób - nie stosuje się tu żadnej ochrony chemicznej. Kiwi oficjalnie jest uznane za najbardziej odżywczy owoc spośród wszystkich powszechnie spożywanych, a minikiwi zawiera podobne związki, ale w dużo większej ilości.

Co uznaje za swój największy sukces? Zmianę nastawienia u tych, którzy obserwują jego poczynania od 25 lat. - Na początku się ze mnie śmiano, że co ja w ogóle robię. Nie przejmowałem się tym, robiłem swoje. Ludzie mają prawo być nieufni, wtedy trzeba im dostarczyć więcej argumentów. Z czasem zaczęto patrzeć na mnie z zainteresowaniem. Troszeczkę. „A może to nie jest takie głupie? Może to ma jakiś sens?”. Gdy zacząłem owoc promować i odzew był pozytywny, to nawet chciano ze mną współpracować. I to jest naturalne. Według mnie byłoby nie w porządku, gdybym chciał dalej sam to robić. Chciałbym, żeby wszyscy skorzystali na aktinidii jak najwięcej.

Czy 25 lat pracy nad aktinidią zleciało mu szybko? - Bardzo. To nie było tak, że od początku szedłem prostą ścieżką, wiedząc, co chcę osiągnąć.

Naukowcy mają to do siebie, że często gonią za czymś nieosiągalnym. Czasami się udaje dopaść to, za czym się goni, czasami nie. Myślę, że ja jestem już bardzo blisko złapania tego, za czym biegnę. Praca z tą rośliną to była przede wszystkim wielka przyjemność.

Twierdzi, że w tym, że jest „skazany na sukces i się nie zbłaźni” upewnił się 10 lat temu. Wtedy też praca „przy okazji” stała się pracą na serio. Ale nie powie, że o aktinidii wie wszystko. - Coś takiego może powiedzieć tylko ktoś, kto kłamie albo jest bardzo zadufany w sobie. Prawdziwy naukowiec to pasjonat, który stale dąży do zdobywania wiedzy.

Co minikiwi zmieniło w jego życiu? - Trudne pytanie, bo ja wcale nie uważam, że skończyłem i mogę sobie powiedzieć: Dobra, osiągnąłem, co chciałem. Na pewno od paru lat towarzyszy mi poczucie satysfakcji. Że robię coś, co być może pozostanie, zostawię swój ślad. To jest bardzo pozytywne uczucie. Może uda mi się coś takiego jak z borówką, że była dziwna, a została i jest normalna. Może ktoś podreperuje przy okazji swoje zdrowie.

Ten owoc może zrobić dużo dobrego.

*2018 to pierwszy rok, w którym polscy sadownicy wyprodukowali znaczącą ilość minikiwi - ok. 70 ton owoców. Minikiwi trafiło na półki sklepów Lidl i Biedronka. Towarzyszyła temu szeroka promocja w mediach, na FB oraz w gazetkach sklepów.

*Również w tym roku minikiwi zostało odznaczone certyfikatem Dobry Produkt, którego celem jest promocja doskonałej polskiej żywności. Minikiwi zdobyło najwięcej głosów internautów.

*Więcej informacji na temat minikiwi, czyli aktinidii ostrolistnej, można znaleźć na stronie aktinidia.pl, prowadzonej przez dra hab. Piotra Latochę.

Znasz kogoś, kto też jest Zwykłym Niezwykłym? Powiedz nam o nim! Pisz na adres: zwykliniezwykli@agora.pl. Wybranych bohaterów odwiedzimy z kamerą.

ZOBACZ TEŻ:

Więcej o: