Lekarka pisze sarkastyczny post: Ludzie zapomnieli, że ich dziecko może umrzeć z powodu choroby zakaźnej

Nina Harbuz
Mirosława Marciniak, lekarka rodzinna i pediatra z ponad 25 letnim stażem, opublikowała na Facebooku post, który kończył się słowami: " Nie musisz szczepić wszystkich swoich dzieci... zaszczep tylko te, które chcesz aby przeżyły".

Udostępniła pani na Facebooku zdjęcia rodzinnego grobu, w którym spoczywa troje dzieci. Kim były i dlaczego umarły?  

Mirosława Marciniak: W tej mogile leżą trzy dziewczynki, które zmarły w ciągu jednego miesiąca. Zosia żyła 8 lat, Michalina 6, a Adela 2. Zmarli też ich rodzice. Przeżyła jedynie trzyletnia Kazia, babcia mojego męża. Wszyscy zmarli na dur brzuszny, chorobę, o której dziś pacjenci nawet nie pamiętają i zarzucano mi pod postem, że na tę chorobę nikt już dziś nie choruje, że to były inne czasy, że być może rodzina cierpiała głód, co przyczyniło się do ich śmierci. Ale my, nie szczepiąc się, fundujemy sobie taki sam los jak moja rodzina z początku minionego wieku. Różnica jest taka, że oni nie mieli wyboru, my mamy i przypominam, że nie ma leku na odrę, który modyfikowałby przebieg tej choroby.

Na Mazowszu jest już ponad 20 zachorowań. To tempo powinno nas niepokoić?

Rzecz jasna nie możemy przy tej liczbie przypadków mówić o epidemii, ale jest to zauważalna, zwiększona liczba zachorowań. Osoby szybciej i łatwiej się przemieszczają, swobodnie przemieszczają granice, mają ze sobą łatwiejszy i częstszy kontakt, w tym dzieci w szkołach, przedszkolach i żłobkach. Świat powinien mieć wspólną politykę w kwestii uodpornienia na choroby zakaźne. I tak było, a odkąd ludziom dano wybór, mam wrażenie, że ludzie zapomnieli, że ich dziecko może umrzeć z powodu choroby zakaźnej. Przychodzą do mojego gabinetu młode mamy i mówią, że nie mogą zaszczepić swojego dziecka, bo  jeszcze jest za małe i pytają, co mają w tej sytuacji zrobić, żeby uchronić swoje maleństwo. Odpowiadam im, żeby unikały osób, które odmówiły szczepień.

Ale jak niby miałyby to zrobić? Nikt nie ma wypisane na czole, czy się szczepił, czy nie.

Otóż to. W tej mojej odpowiedzi jest sarkazm, bo naprawdę nie wiem, co innego mogłabym im powiedzieć. W moim odczuciu, ludzie, którzy nie szczepią własnych dzieci są egoistami. Gdzieś coś wyczytali, usłyszeli, że szczepionka może szkodzić. I choć nikt tego nie udowodnił, to oni, na wszelki wypadek nie chcą chronić siebie, własnego potomstwa i ludzi, którzy ich otaczają.

"Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka", cytując klasyka.

Dokładnie tak i myślę, że ludziom jest za dobrze. Świat wszedł w taką fazę, w której ludzie uważają, że medycyna, lekarze są w stanie wszystko leczyć, że jesteśmy niezniszczalni i to, co teraz obserwujemy, to szukanie problemów na własne życzenie. A ja bym chciała, żebyśmy uruchomili mózgi, zaczęli samodzielnie myśleć, czerpać wiedzę ze stron naukowych, od ludzi, którzy zawodowo zajmują się medycyną. 

Pani post pobudził kogoś do myślenia? 

Odzew rzeczywiście był duży i w większości spotkałam się z pozytywnymi komentarzami. Sporo było wpisów, w których ludzie przyznawali, że zaczynają się zastanawiać, czy śmiertelność z początku XX wieku na choroby, o których dawno zapomnieliśmy, nie wróci. I to mnie ucieszyło, bo tego właśnie chciałam, żeby ludzie zaczęli zastanawiać się, dokąd zmierzają. Inni deklarują, że doczytają informacje o szczepieniach i przemyślą jeszcze raz swoje decyzje. A wczoraj zdarzyła się dość zabawna sytuacja. Przyszła do mnie rodzina z dwuletnim dzieckiem, którego nie chcieli szczepić przeciwko odrze, śwince i różyczce. I co zrobili wczoraj? Zaszczepili się. 

Powiedzieli czemu zmienili zdanie?

Nie komentowali tego, a ja wolałam nie dopytywać, żeby przypadkiem nie zmienili zdania. 

Poczuła pani cichą, wewnętrzną satysfakcję?

Dziką nawet! Trochę się z tego śmieję, ale muszę przyznać, że jednak odczułam nieco satysfakcji. Pracuję w małej przychodni, w miejscowości Mordy koło Siedlec i nie mam tabunu pacjentów, jak to bywa w dużych ośrodkach. Dlatego też czuje się niezwykle zżyta z osobami, które się u mnie leczą i naprawdę bardzo mi na nich zależy. Pracuję w tym samym miejscu ponad 25 lat. Niektórych znam od dziecka, a teraz przyjmuję ich dzieci. I kiedy widzę, że ktoś czerpie wiedzę, nazwijmy to, partyzancką, z for internetowych, to jestem tym zrozpaczona, stąd we mnie tak duża radość, kiedy zmieniają zdanie i zaczynają dbać o swoje zdrowie, ale też o zdrowie całego społeczeństwa.  

Więcej o: