Szafka jest drewniana, wodoodporna i zielona jak sałata. Kilka tygodni temu Magda na nowo pomalowała ją wraz z 6-letnią córką Tosią. Bo Tosia szafkę uwielbia - gdy mama odprowadza albo odbiera Tosię z przedszkola, dziewczynka zawsze prosi, by zajrzały do szafki. Po drodze do domu sprawdzają więc, co jest, a gdy trzeba posprzątać, szczęśliwa Tosia przeciera półki mokrą szmatką. „Zobacz mamo, teraz jest czysto, można coś włożyć do środka!” - cieszy się.
Ponieważ Tosia jest już starsza, to bardzo chciałabym pokazać jej ten świat pomagania. Ile to daje człowiekowi radości, jak można świetnie spędzić czas.
- opowiada Magdalena Michalska, 34-letnia mama z warszawskiej Pragi Północ, inicjatorka i opiekunka praskiej szafki Jadłodzielnia Ratuszowa.
Praga Północ uchodzi za jedną z biedniejszych warszawskich dzielnic. Nietrudno spotkać tu bezdomnych, czy dzieci z uboższych rodzin bawiące się na podwórkach. Ale to też dzielnica coraz modniejsza i zmieniająca swe oblicze, więc do drogich praskich apartamentowców chętnie wprowadzają się bogaci mieszkańcy stolicy. - A szafka jest dla nas wszystkich. Nieważne, czy mieszkasz w apartamentowcu, czy w parku. Jeśli potrzebujesz jedzenia, to z szafki śmiało bierz. Albo zostaw coś, czego sam nie potrzebujesz, a jest smaczne i świeże, więc pożywi się ktoś inny - zachęca Magda. - O to w tym wszystkim chodzi: żeby dawać, ale i brać.
Magda na pomysł szafki nie wpadła sama. Początkowo działała w parze z koleżanką, Agnieszką Inez Zachar - znaną praską aktywistką. Na którejś z fejsbukowych grup natknęły się na informację, że w Warszawie działa coś takiego jak jadłodzielnie - ogólnodostępne szafki do dzielenia się jedzeniem, które inaczej by się zmarnowało. Ponieważ pomysł bardzo im się spodobał, a ponadto czuły, że ich okolica takiej szafki potrzebuje, zaczęły działać natychmiast - szafka była gotowa w ciągu niespełna dwóch tygodni.
Agnieszka Inez Zachar i Magdalena Michalska - założycielki szafki foodsharingowej Jadłodzielnia Ratuszowa na Pradze Północ fot. archiwum prywatne Agnieszki Inez Zachar
Magda nawiązała kontakt z Foodsharing Warszawa, organizacją, która od 2016 roku pomaga tworzyć w Warszawie jadłodzielnie. W Polsce jest ich już 27, w samej Warszawie - 12. Szafka, którą dziś opiekuje się tylko Magda, działa pod ich egidą, w środku na drzwiczkach wisi regulamin.
Sama idea foodsharingu, czyli ratowania żywności przed zmarnowaniem, na czym korzystają osoby, które mogą się za darmo tym jedzeniem poczęstować, narodziła się w Niemczech. Dziś to globalny ruch, a jadłodzielnie powstają w różnych zakątkach świata.
Jak zrobić szafkę do dzielenia się jedzeniem w trzech krokach? 1. Chcieć. 2. Znaleźć szafkę i miejsce. 3. Skorzystać z pomocy Foodsharing Warszawa (lub Foodsharing Polska), które po kolei mówi, co i jak zrobić. - Wspólnie ze znajomą zdobyłyśmy szafkę, odnowiłyśmy ją i zorganizowałyśmy dla niej miejsce pod kościołem przy Ratuszowej (w miejscu ogólnodostępnym, od strony ulicy). Ja opiekuję się szafką na co dzień, dbam o porządek, żeby nikt jej nie dewastował, ale też pilnuję, żeby trafiały do niej tylko rzeczy, które powinny tam trafić, czyli produkty suche, niewymagające lodówki. Szafka nie jest lodówką ani biblioteką, nie można do niej wkładać świeżego mleka, leków czy książek. Ważna jest higiena szafki i nasze wspólne bezpieczeństwo - wyjaśnia Magda.
Magda prowadzi też grupę na Facebooku, do której każdy może dołączyć. W grupie na razie jest ok. 250 członków, którzy powiadamiają się na tablicy, gdy coś trafia do szafki. Czasem to duży zapas świeżych bagietek, pokrojona chałka, kawał soczystego arbuza, łubianka porzeczek. Jeśli ktoś upiekł świeże ciasto ze śliwkami albo nagotował gar pomidorowej - też może napisać i zaprosić po odbiór jedzenia np. do siebie do domu. Ale nie trzeba być w grupie, by z szafki korzystać. Wystarczy przejść obok i zajrzeć. W szafce jest coś, na co masz ochotę? Bierz i nie krępuj się.
Ideą jest ratowanie jedzenia i dzielenie się nim bez barier
Współpracuję z dziewczyną, która jest ratownikiem jedzenia, jeździ po bazarkach, piekarniach, dzięki niej do szafki trafia wiele uratowanych przed zmarnowaniem smakołyków. Oczywiście są też takie dni, kiedy szafka stoi pusta. I to też jest w porządku! Bo ta szafka ma pracować sama - ludzie mają do niej wkładać jedzenie i je brać. Gdyby było tak, że stale np. ja ją uzupełniam, to by nie miało żadnego sensu, nie o to chodzi w foodsharingu - wyjaśnia Magda.
Szafka Jadłodzielnia Ratuszowa na Pradze PółnocSzafka Jadłodzielnia Ratuszowa na Pradze Północ Fot. Gazeta.pl
- Przez lokalizację przy kościele ludzie z początku myśleli, że to tylko dla bezdomnych. Potem, że tylko dla parafian. Księdza proboszcza zapytałam, czy możemy ją tam postawić, ale szafka nie jest „kościelna”. Jest wspólna, nas wszystkich - wyjaśnia Magda. - Tłumaczyłam, co i jak, aż ludzie załapali I potem było: Wow, ale to fajne, ale brakowało czegoś takiego na Pradze! No właśnie, brakowało.
O tym, że szafka faktycznie działa, przekonujemy się podczas kręcenia zdjęć - co chwila ktoś do niej podchodzi, coś wkłada, coś zabiera. Raz dziewczyna o wyglądzie studentki, kiedy indziej bezdomny z plecakiem. - Cieszę się, że bezdomni też korzystają z szafki. Tu takiego człowieka nikt nie przepędzi, nie będzie mu wypominał, żałował. Zje coś, co jest świeże i bezpieczne. I nie będzie musiał kraść z głodu - mówi Magda.
Zdaniem Magdy szafka jest potrzebna również po to, by ludzie uczyli się, że można bez wstydu i upokorzenia sięgać po pomoc, gdy się jej potrzebuje. - Bardzo bym chciała pokazać ludziom, że warto dać sobie pomóc. Że to może być fajne, przyjemne, że nie jest wcale krępujące ani w żaden sposób uwłaczające. Bo wciąż takie jest przekonanie bardzo wielu ludzi, którzy potrzebują pomocy, a się wstydzą o nią poprosić albo coś wziąć za darmo. Np. leżą warzywa na bazarku, które sprzedawca odłożył, bo nie są piękne, już ich nie sprzeda. „To przecież nie wezmę, bo to dla bezdomnych zostawił, wstyd tak brać, nie kupić”. A to nie jest żaden wstyd. Nie mówiąc już o tym, że takie warzywa nadają się do jedzenia. A banan w czarne kropki jest najsłodszy.
Magda mówi, że dla niej opiekowanie się szafką to jest normalna praca, choć bez wynagrodzenia.
„Praca” to nie jest tylko tam, gdzie dostajesz pieniądze. I nie tylko tam warto się starać
- przekonuje. Z wykształcenia jest instruktorem terapii uzależnień. Przed urodzeniem dzieci pracowała w urzędzie, zajmowała się wspieraniem osób w nałogach, pomagała im stawać na nogi. Obecnie nie pracuje zawodowo, na co dzień opiekuje się 6-letnią córką Tosią i 3-letnim synkiem Frankiem. - Franek jest dzieckiem chorym, wymaga mojej opieki. Gdy był malutki, nie nudziliśmy się, tylko siedzieliśmy sobie w domku i myśleliśmy nad różnymi fajnymi rzeczami, które zrealizujemy, gdy przyjdzie na to czas. I przyszedł. Mam ogromne wsparcie w córce i w mężu: „To zrobimy, tamto zrobimy, tam pojedziemy, mamo, ja ci pomogę!”. Mój mąż to nie jest człowiek, który miałby problem z podejściem do leżącego bezdomnego, czy oddaniem mu własnej bluzy, gdyby ten potrzebował.
Magda nie ukrywa, że pomaganie ludziom to coś, co... robi przede wszystkim dla siebie. Bo po prostu ją to uszczęśliwia. Nie pomaga, by zabić czas, bo nudzi jej się w domu. Chce poznawać ludzi, wyjść do nich na podwórko i zrobić coś razem. Pokazać, że to jest łatwe, dostępne dla każdego. Że praskie podwórka to nie są tylko źli dresiarze pijący piwo w bramach. Że razem może być fajnie.
Ma miliony pomysłów - a to boks dla dzieciaków z instruktorem, a to warsztaty kasztanowe. - Boks wziął się stąd, że mój mąż chciał schudnąć. Znajomy z innej klatki ćwiczy boks i zaczął mu dawać lekcje. Tak na podwórku, przy wszystkich, chociaż mąż się wstydził. Dołączyły się okoliczne dzieciaki, dziewczynki i chłopcy. Wspaniałe lato.
Szafka Jadłodzielnia Ratuszowa na Pradze Północ Fot. Gazeta.pl
Mówi, że pomaga „w zasadzie od zawsze”. Swój pierwszy wolontariat zaczęła pod koniec podstawówki. - Pomagałam w lekcjach dzieciom na Targówku. Następnie w szkole prowadziłam grupę, która miała im pomóc przejść do następnej klasy. Potem praca, własne dzieci, ale to pragnienie pomagania, bycia z ludźmi cały czas jest we mnie. Nie zawsze pomagasz komuś, kto jest czysty albo miły. Ale jeśli szanujesz ludzi, to pomaganie jest łatwe. Mnie wystarczy zwykłe dziękuję, nic więcej.
Pytam Magdę, czy nie bała się, że pomysł z szafką nie wypali. - Nie bałam się. Bo jeśli by nie wyszło, jeśli ludzie by tego nie przyjęli, no to trudno. Nie spróbujesz, nie dowiesz się. Ale patrząc na to, jak to funkcjonuje w innych dzielnicach – bo w innych dzielnicach też są szafki – no, to dlaczego miałoby się nie udać? Wspólnymi siłami wszystko jesteśmy w stanie zrobić.
Czego by chciała? - Dalej pomagać.
Magda mówi, że zawsze uważała się za szarą myszkę. Ale gdy pytam, z czego jest najbardziej dumna, śmiało odpowiada: - Ze wszystkich swoich działań. A jeszcze dużo przede mną mam nadzieję. Jestem dumna ze swoich dzieci. I z córki jestem dumna, że ona też chce to robić. O tak, z tego jestem dumna najbardziej.
Jadłodzielnia Ratuszowa działa przy ul. Ratuszowej na Pradze Północ w Warszawie od 17 lipca 2018 roku. Każdy może do niej przynieść i wziąć z niej jedzenie. Do szafki można wkładać tylko produkty suche i zdatne do spożycia.
Do grupy Jadłodzielnia Ratuszowa na Facebooku można dołączyć tutaj >>
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o idei foodsharingu albo założyć szafkę w swoim miejscu zamieszkania, skontaktuj się z organizacją Foodsharing Polska albo Foodsharing Warszawa.
Znasz kogoś, kto też jest Zwykłym Niezwykłym? Powiedz nam o nim! Pisz na adres: zwykliniezwykli@agora.pl. Wybranych bohaterów odwiedzimy z kamerą.
ZOBACZ TEŻ:
Leczy rybki, operuje je w narkozie. Dr Piotr Konarski: Wiem, że to brzmi jak sci-fi #MICRODOC >>