Mój strach przed starzeniem się zaczął się na fotelu kosmetyczki, od której dowiedziałam się, że mam zmarszczki pod oczami i plamy na twarzy. Jestem po trzydziestce, do tej pory myślałam, że wyglądam w porządku. Kiedy zapytałam, co powinnam zrobić, żeby tych plam (których wciąż sama nie widzę) się pozbyć, kosmetyczka poleciła serum z witaminą C za setki złotych.
Ja mam 39 lat i też korzystam z różnych zabiegów kosmetycznych, ale rzadko. Niedawno miałam podobną sytuację co pani. Dostałam od koleżanki kupon na zabieg, poszłam do gabinetu kosmetycznego i usłyszałam, że moja twarz jest w strasznej kondycji. Zdziwiłam się, bo zawsze się sobie podobałam i wydawało mi się, że jak na swój wiek moja skóra jest w dobrym stanie. Nie dostawałam też sygnałów z zewnątrz, że coś jest nie tak. Wiadomo, zawsze może być lepiej, ale na pewno nie czułam, że potrzebuję aż tylu zabiegów czy kremów, które poleciła mi specjalistka w gabinecie medycyny estetycznej.
Jak utrzymać stan emocjonalnej równowagi po takiej wizycie?
Jeśli nie zaglądamy w lustro kilkanaście razy dziennie w poszukiwaniu zmarszczek, wtedy to, co usłyszymy od kosmetyczki, podzielimy przez pięć. Nie jestem przeciwniczką zabiegów kosmetycznych czy medycyny estetycznej, ale kobiety często dają się złapać w sidła tego przemysłu i dochodzi u nich do reakcji łańcuchowej. Jeśli widzą, że dany zabieg przyniósł efekt, korzystają z kolejnego. Z czasem uzależniają się od nich emocjonalnie, zaczynają kompulsywnie chodzić do kosmetyczki. Współcześnie funkcjonuje też taka narracja, żeby działać szybko i korzystać z zabiegów, które dają natychmiastowe, widoczne efekty. Prawda jest jednak taka, że aby dobrze wyglądać w wieku 40 lat, musi się na to złożyć wiele czynników, i to, jakie robimy zabiegi, nie jest tym najważniejszym.
Oglądałam ostatnio w telewizji jakiś program modowy i w studio było kilka pań. Uderzyło mnie to, że wszystkie wyglądały tak samo. Miały nie tylko takie same fryzury, ale tak samo napompowane usta, wymodelowane policzki, sztuczne rzęsy. Warto więc też zadać sobie pytanie: Czy my chcemy kiedyś wyglądać identycznie, czy może chcemy się czymś wyróżniać? Takie przykłady powinny być dla nas rodzajem memento.
Fot. Shutterstock
Dbanie o wygląd jest też związane z samooceną. Kiedy inwestujemy w kremy, zabiegi, a znam przypadki, że idą na to setki złotych miesięcznie, myślimy o sobie lepiej.
Wygląd jest niezwykle ważnym elementem samooceny i zaprzeczanie temu nie ma najmniejszego sensu. W starożytności osoby odbiegające wyglądem od normy, na przykład osoby niepełnosprawne, były skazywane na wygnanie, a czasem nawet na śmierć. Defekty czy brzydotę odbierano jako boską karę za grzechy lub znak zbliżającej się katastrofy. Od tego czasu na szczęście wiele się zmieniło, jednak wciąż atrakcyjność fizyczna pozostaje ważnym elementem relacji społecznych. Na przykład badania pokazują, że niemowlęta uśmiechają się częściej do osób, które spełniają pewne kanony atrakcyjności - mają symetryczne twarze, regularne rysy - niż do tych, które tych kanonów nie spełniają, czyli obiektywnie są mniej atrakcyjne. Wiadomo, że wzorzec atrakcyjności w zależności od kultury czy czasów się zmienia, ale pewne elementy pozostają niezmienne.
Więc to, co się nam wmawia, że wygląd nie ma znaczenia, to bzdura?
Czym innym jest promowanie wyglądu jako wyznacznika atrakcyjności, a czym innym zaakceptowanie tego, że ma on znaczenie. Osobom pięknym zawsze przypisywano boskie właściwości, ale co ciekawe, i o czym mniej osób wie, to to, że działa to także w drugą stronę. Jako ładniejsze postrzegamy osoby, które lubimy, które zachowują się w preferowany przez nas sposób. Często jest tak, że dopiero po latach zaczynamy dostrzegać, że nasz partner ma nie taki nos albo uszy. Kiedyś tego nie widzieliśmy, bo byliśmy zakochani. Jest jeszcze inna zależność - osoby, które bardziej szanujemy, które postrzegamy jako pozytywne, oceniamy jako wyższe, niż są w rzeczywistości.
Psycholog: Współcześnie funkcjonuje też taka narracja, żeby działać szybko i korzystać z zabiegów, które dają natychmiastowe, widoczne efekty (fot: Shutterstock.com)
Niestety, to zazwyczaj kobiety są tymi, które upływ czasu przeżywają najdotkliwiej. Często boją się, że ich mężowie w wieku 40-50, a nawet 60 lat zaczną się oglądać za młodszymi, atrakcyjnymi kobietami.
Jeśli rzeczywiście mężczyzna po wielu latach bycia z kobietą uznaje, że wygląd jest jedynym powodem, dla którego kończy związek, to na miejscu tej opuszczonej kobiety zadałabym sobie pytanie, po co mi taki facet. Jeżeli jednak jesteśmy wychowywani w modelu rodziny, że to kobieta jest przy mężczyźnie, co zakłada brak symetrii w związku, to prawdopodobne, że taki mężczyzna w końcu kobietę opuści. Warto tu zadać pytanie, co ona robiła ze swoim życiem do momentu, aż skończyła 60 lat, jak traktowała swoją relację, czy miała jakieś pasje, czy rozwijała się poza mężem czy partnerem. Bo jeśli nie, to możliwe jest, że nie stała się dla niego wyłącznie nieatrakcyjna fizycznie, ale przestała go interesować również z innych powodów. Jeżeli przez tyle lat nie byliśmy w stanie zbudować relacji, która wykracza ponad wygląd, to nie wiem, czy warto w ogóle w niej tkwić. Po co? Dla utrzymania pozorów, że jesteśmy rodziną?
Ostatnio słyszałam, jak jedna kobieta opowiadała drugiej, że urodziła trójkę dzieci i teraz musi siedzieć z nimi w domu, a jej męża ciągle nie ma, bo pracuje. Kobiety same się wtłaczają w taką sytuację. Dlatego zanim podejmiemy decyzję o powiększeniu rodziny, warto się zastanowić, czy w takim życiu odnajdziemy szczęście, a jeżeli dojdziemy do wniosku, że nie, lepiej po prostu tego nie robić. Dla mnie związek jest partnerstwem, nie ma innej drogi. Jeśli będziemy dla siebie partnerami, to oboje będziemy dbać zarówno o swój wygląd, ale też o to, żeby pozostać dla siebie interesującymi. Jeśli zakładamy model matria- albo patriarchalny, to skazujemy się na emocjonalną i ekonomiczną zależność od naszego partnera czy partnerki. Jeśli mamy związek oparty na bliskiej więzi, przestaje mieć takie znaczenie to, jak się starzejemy, a ryzyko, że mąż nas opuści dla atrakcyjniejszej kobiety, jest bardzo niskie. Wygląd jest ważny i powinniśmy o siebie dbać, ale róbmy to z głową, raczej stawiajmy na zdrowy tryb życia niż zabiegi kosmetyczne. Wkładajmy też wysiłek w to, żebyśmy się sobie podobali nie tylko fizycznie. Edukujmy się, rozwijajmy.
Fot. Shutterstock
Mimo to, kobiety po 30-stce nie mają łatwo. Jeśli są same, to stają się automatycznie starymi pannami, coś jest z nimi najwyraźniej nie tak. Kobieta po czterdziestce, która ubiera się wyzywająco i chodzi do klubów, budzi pogardę.
Nie mam gotowych danych statystycznych na temat tego, w jaki sposób są postrzegane kobiety po 30. roku życia, ale jestem przekonana, że nie jest tak źle, jak pani to przedstawia. W większości przypadków same na siebie nakładamy jakieś ograniczenia. Nie chciałabym podkręcać tego typu podejścia, bo jeżeli uwierzymy, że kobieta 40-letnia jest gorszego sortu, to rzeczywiście zaczniemy się tak czuć. A jak zaczniemy się tak czuć, to tak będziemy postrzegane. Zacznijmy od edukacji, zmieniajmy ludziom w głowach, walczmy z tymi krzywdzącymi stereotypami, bo jeśli będziemy je powielać, to one się utrwalą. Słyszałam też inne bzdury, na przykład że jak kobieta będzie bardzo wykształcona, to przestanie podobać się mężczyznom. Szczerze mówiąc, nie chciałabym się podobać facetom, dla których moje wykształcenie, kompetencje czy kwalifikacje są problemem.
Dzisiaj ścierają się ze sobą dwie tendencje - z jednej strony niektóre kobiety już po trzydziestce czują się stare, z drugiej jest wiele kobiet w tym wieku i starszych, które dopiero teraz zaczynają się sobie podobać. Nie podobały się sobie w wieku 20 lat, kiedy obiektywnie wyglądały świetnie, ale według nich miały za małe piersi albo za dużą pupę, za to zaczynają się sobie podobać pod czterdziestkę i później, mimo że pojawiają się zmarszczki, a ich ciało przestaje być takie jędrne. Coraz więcej kobiet, mimo widocznych oznak starzenia się, rezygnuje też z ukrywania ich - nie farbują włosów, nie nakładają grubej warstwy makijażu, żeby zatuszować zmarszczki. Bo te zmiany im się podobają. Wiele kobiet dopiero w wieku 40 lat zaczyna odkrywać też swoją seksualność i swoje możliwości w tej sferze życia. Mam mnóstwo koleżanek, które są rozchwytywane na rynku pracy. Moja mama skończyła studia w wieku 56 lat i od dziesięciu lat pracuje w zawodzie. Dojrzałe kobiety wygrywają z młodszymi doświadczeniem. Jest wiele kobiet 50 plus, które zmieniają pracę, są bardzo pożądane na rynku pracy. Nie wpadałabym w paranoję.
Zajęcia z kosmetologii (fot: Przemysław Jendroska/ Agencja Gazeta)
Czyli te kobiety po trzydziestce, które czują się stare, popadają w paranoję?
Może jeszcze nie osiągnęły pełnej dojrzałości, więc niech trochę zaczekają. Osobowość dojrzewa około 40. roku życia.
A to, że mężczyźni nie dojrzeli jeszcze do bycia z niezależną, wykształconą kobietą, to też bzdura?
Przyczyną tego, że wykształcone kobiety po trzydziestce i starsze są singielkami, na pewno nie jest ani to, że są wykształcone, ani w jakim są wieku. Mają na to wpływ ich styl funkcjonowania, cechy osobowości, wybory życiowe. Obserwuję ludzi po 60. roku życia, po siedemdziesiątce, którzy się zakochują, wchodzą w relacje, biorą śluby, uprawiają seks.
Jeśli kobieta cały czas się zastanawia, czy jest wystarczająco atrakcyjna, czy nie jest za stara, jak postrzegają ją inni, to znaczy, że nie wykształciła jeszcze dojrzałej osobowości lub na danym etapie swojego życia nie przeszła prawidłowo któregoś z kryzysów tożsamości. Bo dojrzałość polega na tym, że kieruję się nie tym, jak inni mnie postrzegają, ale jak sama siebie widzę. Wiem, że może nie osiągnęłam tyle, co moja koleżanka, nie zarabiam tak dużo jak ona, ale jednocześnie lubię swoje życie, lubię siebie, mam jeszcze wiele planów, które chcę zrealizować.
Dlatego tak ważne jest, aby uczyć ludzi, że z jednej strony wygląd jest ważny, ale to, czy jesteśmy atrakcyjni, zależy od bardzo wielu czynników - co robimy ze swoim życiem, zdrowiem, jak siebie postrzegamy. Osoba z nadwagą, która ma pozytywny stosunek do siebie, będzie postrzegana jako o wiele bardziej atrakcyjna niż chudzielec, który siebie nie lubi. Istnieje piękno obiektywne, ale duży wpływ na to, jak się czujemy i wyglądamy, mamy my sami. Jeśli nauczymy się zaufania do siebie, zadbamy o swoje emocje, rozwój, proces starzenia się zaczniemy traktować jako dar od losu, szansę stania się mądrzejszym, dojrzalszym, a nie powód do zmartwień i użalania się nad sobą.
Ewa Jarczewska-Gerc. Ddoktor nauk humanistycznych, psycholog, adiunkt na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. Posiada 15 lat doświadczenia zawodowego jako wykładowca, trener i badacz. Specjalizuje się w psychologii motywacji. Jest wykładowcą na studiach podyplomowych: Praktyczna psychologia motywacji. Akademia "Biegun" SWPS i Marka Kamińskiego (Trening symulacji mentalnych, Warsztaty wytrwałości i radzenia sobie ze stresem), Psychodietetyka (Trening mentalny w procesie zmiany nawyków żywieniowych) i Job-coaching (Podstawy psychologii rozwojowej i motywacji). W latach 2002-2003 stypendystka w Indiana University of Pennsylvania w Stanach Zjednoczonych.
Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.
***
Jeżeli zainteresował Cię nasz tekst, prosimy o wypełnienie ankiety. Twoje odpowiedzi będą dla nas wskazówką, jakie tematy poruszać w cyklu "Psychologia". Ankieta znajduje się TUTAJ .
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.
KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER
Polub Weekend Gazeta.pl na Facebooku