Marina Abramović: Kończysz tworzyć dopiero, gdy umierasz

Ewa Jankowska
- Jest we mnie coś takiego, co nie pozwala mi nigdy przerwać performance'u - mówi Marina Abramović, ikona sztuki performatywnej, której przekrojową wystawę pt. "Do czysta" można oglądać od 8 marca w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu.

W jednym z najsłynniejszych performance'ów - "Rhythm 0" - pozwoliła pani, żeby ludzie przez sześć godzin robili z pani ciałem, co tylko chcieli. Mogli używać różnych przedmiotów, m.in. noży, żyletek, a nawet pistoletu. W pewnym momencie ktoś przystawił pani broń do głowy. O czym pani wtedy myślała?

To było ponad 40 lat temu. Pamiętam przede wszystkim strach. Ten performance był szalony. Byłam wtedy gotowa umrzeć za sztukę. Miałam 23 lata, a jak człowiek ma tyle lat, to stać go na wiele.

Marina Abramović - performance 'Art Must be Beautiful, Artist Must be Beautiful', Charlottenburg Art Festival, Kopenhaga, Dania, 1975 ( Marina Abramović - dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

Czy w trakcie performance'u był taki moment, że chciała pani go przerwać? Co sprawiło, że przez cały ten czas nawet pani nie drgnęła?

Siła woli. Jest we mnie coś takiego, co nie pozwala mi nigdy przerwać performance'u. To coś, z czym się urodziłam, co mam w genach. Nieważne, co by się działo, czy coś by mnie bolało, czy byłabym chora. Jak już podejmuję decyzję, że to zrobię, zawsze wytrzymuję do końca. Wystarczy, że się odpowiednio przygotuję, skupię myśli.

Pani matka zawsze powtarzała, że musi pani być silna. I nigdy nie przytulała, bo jak mówiła, nie chciała pani "popsuć".

Nie czułam się dzieckiem kochanym. Miłość zawsze kojarzyła mi się z cierpieniem, poczuciem, że na nią nie zasługuję. Mam taką teorię: im masz gorsze dzieciństwo, tym jesteś lepszym artystą. Wszystko, co spotyka mnie w życiu, wykorzystuję w swojej pracy.

Przepracowuje pani swoją przeszłość w ten sposób?

Tak, oczywiście. Nie bez przyczyny wcieliłam się we własną matkę w spektaklu, który zrobiłam z Robertem Wilsonem, "Life and Death of Marina Abramović". Praca pozwala mi uwolnić się od lęków, traum. W tej chwili mam prawie 73 lata i jestem naprawdę szczęśliwa. Nigdy nie chciałabym się cofnąć do czasów młodości. W moim życiu było bardzo dużo cierpienia.

Marina Abramović, Stromboli III Volcano, 2002 (fot: Paolo Canevari - dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

Marina Abramović, performance 'The House with The Ocean View', Sean Kelly Gallery, Nowy Jork, 2002 (fot: Attilio Maranzano - dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

W wywiadach wielokrotnie powtarzała pani, że nie chce założyć rodziny. Dlaczego?

Bo rodzina, i tutaj mam na myśli przede wszystkim dzieci, odciągnęłaby mnie od sztuki. Musiałabym jakoś dzielić czas i energię między dom i pracę, a to byłoby trudne. Moim zdaniem człowiek, artysta, jest w stanie w pełni oddać się jednemu. Na świecie jest wiele wspaniałych matek, a ja nie mam potrzeby być jedną z nich.

Ciało zawsze było pani głównym narzędziem artystycznym, podczas performance'ów wystawiała je pani na ciężkie próby. Jaki jest pani stosunek do niego?

Kiedy byłam młoda, bardzo go nie lubiłam. Nie różniłam się jednak w tym od innych osób w moim wieku - raziły mnie po prostu wszystkie niedoskonałości. W tej chwili mogę bez wahania powiedzieć, że bardzo kocham moje ciało. Przeszło ze mną tak wiele, co zresztą widać, bo jest pokryte bliznami. Zawsze było jednak dla mnie wyjątkowo łaskawe, nigdy mnie nie zawiodło.  

Nie boi się pani, że w pewnym momencie odmówi ono pani posłuszeństwa? Boi się pani śmierci?

Każdy boi się śmierci. Gdybym powiedziała, że się jej nie boję, skłamałabym. Zawsze, jak lecę samolotem i są turbulencje, zaczynam pisać w głowie swój testament. (śmiech) Więc tak na co dzień, w normalnym życiu, strach przed śmiercią mi towarzyszy. Zupełnie inaczej jest w trakcie performance'u - wtedy nie boję się niczego, jestem w zupełnie innym stanie umysłu.

Marina Abramović, performance 'The Artist is Present', Museum of Modern Art, Nowy Jork, 2010 (fot: Marco Anelli - dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

Tęskni pani za tym stanem umysłu, kiedy pani nie występuje?

Trudno powiedzieć, czy tęsknię, proces powstawania mojej sztuki jest dość złożony. Przygotowanie jednego performance'u zajmuje mi czasem trzy, cztery lata, czyli bardzo długo. W pewnym momencie zaczynam czuć, że nadchodzi moment, żeby pokazać to, nad czym pracowałam. To trochę tak, jakby zbliżała się pełnia Księżyca.

Z Ulayem, Frankiem Uwe Laysiepenem, stworzyła pani jeden z najważniejszych duetów artystycznych XX wieku. Wasze głośne rozstanie - pożegnaliście się na środku Wielkiego Muru Chińskiego - wstrząsnęło światem sztuki, a spotkanie podczas performance'u "Artist is Present" w nowojorskim muzeum sztuki współczesnej MOMA przeszło do historii. Była to burzliwa relacja - Ulay zdradził panią z chińską tłumaczką, która była z nim w ciąży. Lata po rozstaniu wytoczył pani proces o pieniądze i prawa do niektórych wspólnych prac. Mimo to po 20 latach zdecydowaliście się spotkać i spisać swoje wspomnienia.

Tak, chcemy je wydać w nasze urodziny w tym roku. Obchodzimy je tego samego dnia.

 

Jak się wam razem pracowało po tym wszystkim, co przeszliście?

Bywało trudno, ale i przezabawnie. Towarzyszył nam cały wachlarz emocji. 

To była pani największa miłość w życiu?

Największa.

Żałowała pani kiedykolwiek, że się rozstaliście?

Broń Boże! Gdy coś się kończy, nie ma powrotu. A o tym, że ma się skończyć, najlepiej wie nasze ciało. To ono informuje nas, że dana relacja już nie działa - przestaje nam się na przykład podobać czyjś zapach. Myślę, że na co dzień nie doceniamy tego, co nasze ciało wie, co próbuje nam przekazać.

Chciałaby pani jeszcze kiedyś przeżyć w swoim życiu taką miłość?

Nie, to było zbyt bolesne. Dzisiaj jestem zakochana w mężczyźnie, który jest dla mnie po prostu dobry. Wciąż się dziwię, że coś takiego mnie spotkało, że zasłużyłam na kogoś, kto jest dobrym, miłym, prostolinijnym człowiekiem. Zawsze zakochiwałam się w mężczyznach trudnych, skomplikowanych. Więc w tej chwili jestem bardzo szczęśliwa. Przeżywam prostą miłość, nic mnie specjalnie nie boli, jestem zadowolona ze swojej pracy. Więc chyba nadszedł czas, żeby włożyć w nią trochę więcej humoru. (śmiech)

Jaka jest pani największa słabość?

Czekolada! Nie mogę przestać jej jeść. A naprawdę mi nie służy. (śmiech) I oczywiście moja praca, bo pracuję praktycznie non stop. Czasem myślę, żeby zrobić sobie rok przerwy, ale za chwilę zaczynam skracać ten czas do trzech miesięcy, do dwóch.

Myśli pani, że kiedykolwiek przejdzie na emeryturę?

Nie, w życiu artysty nie ma czegoś takiego jak emerytura. To nie jest zawód jak inne, w którym dostaje się regularnie pensję, a kiedy osiąga się określony wiek, to przestaje się pracować. Jeśli jesteś artystą, tworzysz przez cały czas, pomysły nieustannie przychodzą ci do głowy, to proces, którego nie można zatrzymać. Kończysz tworzyć dopiero, gdy umierasz.

A sen? Wtedy chyba nawet mózg artysty pracuje w innym trybie?

Bardzo dużo śnię. Ostatnio śniło mi się, że buduję dom. Gdy się obudziłam, byłam strasznie zmęczona, tak jak bym naprawdę budowała ten dom. (śmiech) Myślę, że sen mógł się wiązać z tym, że jestem w trakcie przygotowywania kolejnego performance'u.

Powie pani coś o nim?

Nie, nie mogę nic zdradzić. Będzie można go zobaczyć w przyszłym roku.

Marina Abramović, performance dokamerowy - 'Sleeping Under the Banyan Tree', 2010 ( Marina Abramović - dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

Marina Abramovic, wydruk chromogeniczny - 'Waiting for An Idea', 1991 ( Marina Abramović - dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

Jaki był najważniejszy moment w pani życiu?

Nie ma takiego. Nie patrzę w przeszłość. Dla mnie nie jest ważne to, co się zrobiło, ale to, co się robi w danej chwili i co ma się dopiero zamiar zrobić. Ja wiem, że wy, Polacy, jesteście bardzo nostalgiczni, doskonale znam tę słowiańską naturę. (śmiech)

Wraca pani czasem do swojego domu, do Serbii?

Nie. Nie mam do niego sentymentu. Urodziłam się tam, wychowałam, wystarczy. Dopiero teraz, pierwszy raz od 44 lat, odbędzie się w Belgradzie moja indywidualna wystawa. Więc pierwszy raz od lat tam pojadę. Zobaczę, jak będę się czuć.

Marzyła pani o byciu taką artystką, jaką jest dziś?

Nie, jedyne, co mnie zajmowało, to moja sztuka. Droga, którą przeszłam, była bardzo długa, wiele lat zajęło mi, żeby w jakiś sposób przyczynić się do rozwoju sztuki performatywnej i stać się artystką mainstreamową. Bo nigdy nią nie byłam. Ale w końcu udało mi się przebić do głównego nurtu, i to było dla mnie bardzo ważne.

Cieszy się pani, że odwiedzi Polskę?

Ziemię Stanisławskiego? Ależ oczywiście! Macie wielu wspaniałych artystów, którzy działają w sztuce konceptualnej. Niektórzy wywarli ogromny wpływ na moją twórczość, jak Tadeusz Kantor, którego poznałam w Edynburgu w 1973 roku, czy Józef Robakowski. Zresztą uwielbiam Polaków. Jesteśmy do siebie podobni pod wieloma względami. I ja na pewno bywam czasem sentymentalna. Po prostu staram się do tego nie przyznawać. (śmiech)

Marina Abramović, 'The Hero' - wydruk chromogeniczny, Hiszpania, 2001 (fot: TheMahler.com - dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

Co dziś, jako prawie 73-letnia kobieta powiedziałaby pani 30-letniej Marinie Abramović?

Żeby nigdy się niczego ani nikogo nie bała. Żeby, jak już podejmie jakąś decyzję, była w tym konsekwentna. Żeby starała się być wolnym duchem, a nie kłębkiem nerwów. I żeby dobrze się bawiła. Bo to bardzo ważne, żeby w życiu dobrze się bawić. W tej chwili moje życie bywa przezabawne, teraz mam naprawdę dobry czas.  

Wernisaż wystawy retrospektywnej Mariny Abramović "Do czytsta/ The cleaner" odbędzie się 8 marca 2019 r. o godzi. 18 w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu. Wystawa potrwa do 11 sierpnia 2019 r. 

Marina Abramović, 'The Cleaner', 2017 (fot: Marco Anelli - Marina Abramović, dzięki uprzejmości Archiwum Mariny Abramović)

Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER

Polub Weekend Gazeta.pl na Facebooku

Więcej o: