Anna Gornostaj: Z młódki stałam się kobietą ciepłą, papuśną

Z aktorką Anną Gornostaj, szefową warszawskiego Teatru Capitol, rozmawiamy przy okazji jej jubileuszu 35-lecia pracy artystycznej. O tym, jak wraz z wiekiem zmienia się sytuacja aktorek i o rozbieranych scenach.

Angelika Swoboda, Kobieta.gazeta.pl: Pierwsza pani rola to?

- Zaczynałam od Amorków, jako 12-latka w Teatrze Wybrzeże. W Akademii Teatralnej nadal miałam fizjonomię dziewczynki, byłam chudziutka, malutka, nosiłam dwa warkoczyki. Dzisiaj, patrząc na mnie, można nie uwierzyć, ale to prawda. Jeszcze na studiach Adam Hanuszkiewicz zatrudnił mnie w Teatrze Narodowym jako Zosię w "Panu Tadeuszu”, i tak do 35. roku życia grałam te młodziutkie, naiwne. Do urodzenia drugiego dziecka. Potem, do 40. grałam subretki, czyli służące. A potem nastała cisza. Dopiero po pięćdziesiątce aktorka wchodzi w wiek, w którym zaczyna grać babcie. Mężczyznom jest o wiele łatwiej, dla nich problem zaczyna się po siedemdziesiątce. Nie ma bowiem ról dla tak dojrzałych aktorów.

A dla kobiet?

- Dla kobiet najwięcej jest ról do 35. roku życia. I potem dopiero po 50. Pierwsze zauważyły ten problem Amerykanki. Zaczęły się buntować. Meryl Streep i Glenn Close apelowały, by pisano scenariusze dla kobiet między 35. a 50. rokiem życia. I powoli zaczyna się to zmieniać, ale naprawdę bardzo powoli.

 

I dlatego po czterdziestce założyła pani własny teatr?

- Ten, który zaczął się tworzyć w Polsce w latach 90., po transformacji społecznej, przestał być moim teatrem. Ja bardzo lubię komedie - po prostu lubię się śmiać, i takich przedstawień mi brakowało. 

Poza tym zdarzył się prawdziwy cud. Mój mąż dostał spadek po dziadku, przedwojennym producencie śmigieł lotniczych. To pozwoliło nam wejść w spółkę z biznesmenami, którzy chcieli w niszczejącym kinie Capitol otworzyć klub muzyczny. A my teatr. Jak to w spółkach bywa, ostatecznie się nie dogadaliśmy, ale udało nam się wykupić ich udziały. Stworzyliśmy z mężem coś w rodzaju przedsiębiorstwa rozrywkowego. Wystawiamy dobre komedie - teraz jubileuszowo "Wykrywacz kłamstw" z Olafem Lubaszenką, Kacprem Kuszewskim i mną, - a po spektaklach urządzamy dansingi.

Anna GornostajAnna Gornostaj Fot. Albert Zawada

Zaraz po Narodowym, w 1983 roku, dostała pani angaż w Teatrze Ateneum. Dlaczego tam pani podziękowano? Uznano, że jest pani za stara?

- Z Ateneum byłam związana prawie 25 lat. Musiałam odejść ze względów, nazwijmy to, oszczędnościowych. W czasach, gdy dyrektorem był wspaniały Janusz Warmiński, czuliśmy się jak jedna wielka rodzina. Stanowiliśmy świetny, bardzo zgrany zespół. Po Warmińskim nastał Gustaw Holoubek, który realizował tzw. testament Warmińskiego. Po śmierci Holoubka Teatr Ateneum się załamał. Przyszedł dyrektor, który popatrzył w tabelki i zaczął się zastanawiać, kogo zwolnić. Padło na tych, którzy grali najmniej. Tyle tylko, że ja chciałam grać. Niestety, nie było dla mnie ról. Ja i kilka moich koleżanek byłyśmy właśnie w takiej niszy.

Anna Gornostaj na scenie z Marianem OpaniąAnna Gornostaj na scenie z Marianem Opanią fot. arch. prywatne

Jak to pani przyjęła?

- Byłam w dużym szoku. Dziś mam do siebie żal, że przeżywałam to aż trzy lata - o trzy za długo. Zastanawiałam się, czy w ogóle nie zrezygnować z aktorstwa. Wtedy z pomocą przyszli mi przyjaciele aktorzy. Zaczęli szukać dla mnie pracy. I znaleźli drobne role w Teatrze Telewizji, w spektaklach Krysi Jandy. To mi pozwoliło otrząsnąć się z pierwszego szoku, pomyśleć, co dalej.

No właśnie - co było dalej?

- Z upływem czasu zmienił się mój sposób myślenia, bo zmienił się też mój wygląd - z młódki stałam się kobietą ciepłą, papuśną. I nagle zaczęłam dostawać role takich postaci. Okazało się, że weszłam w niszę, bo aktorki uciekały od tej swojej naturalnej fizyczności. Moją specjalnością stały się kobiety śmieszne, charakterystyczne.

Zaczęłam jak oszalała grać w serialach. Miałam pusty kalendarz, a producenci szukali kobiet w moim wieku.

Kiedy została pani bez pracy, dostała pani jakiekolwiek wsparcie?

- Poszłam na spotkanie do ówczesnego prezesa Związku Aktorów Scen Polskich, profesora Ignacego Gogolewskiego. Wysłał mnie na szkolenia dla menadżerów kultury. Poszłam na nie, były świetne. Zdobytą wiedzę, m.in. jak pozyskiwać środki na produkcje teatralne, wykorzystuję w Capitolu. Okazało się, że doskonale się sprawdzam jako menadżer.

Anna Gornostaj po premierze sztuki ''Wykrywacz kłamstw'' w Teatrze Capitol. Po prawej Olaf Lubaszenko, po lewej Kacper KuszewskiAnna Gornostaj po premierze sztuki ''Wykrywacz kłamstw'' w Teatrze Capitol. Po prawej Olaf Lubaszenko, po lewej Kacper Kuszewski fot. mat. prasowe

Czy Krystyna Janda, która sama prowadzi w Warszawie dwa teatry, nie postrzega pani teraz jako konkurencji?

- Bardzo Krysię szanuję, podobnie jak jej teatr. Trudno mówić o rywalizacji, bo robimy inne spektakle. Krysia ma swój sposób myślenia, swoją publiczność. Tak samo jak chociażby Emilian Kamiński w Teatrze Kamienica. I dzięki tej naszej inności istniejemy, i funkcjonujemy. Widz ma wybór.

Jako dyrektor teatru też wybieram, kogo obsadzić. Czytając setki scenariuszy miesięcznie, staram się pamiętać o aktorkach właśnie w tym trudnym wieku, między czterdziestką a pięćdziesiątką. I szlag mnie trafia, bo naprawdę jest tego niewiele. Cóż, powielamy amerykańskie schematy.

Czy obserwuje pani, że kobiety dzisiaj chętniej się wspierają?

- Odpowiedź na pytanie, czy kobiety powinny się wspierać, jest oczywista. Oczywiście, że tak! Musimy liczyć na własne kobiece lobby w tym świecie bardzo jednak nadal męskim.

A co by pani poradziła kobietom około pięćdziesiątki, nie tylko aktorkom, gdy znajdą się w podobnej, trudnej, sytuacji jak pani?

- Dobrze, by się zastanowiły, czy mają ogromny imperatyw, aby pozostać w zawodzie, bo przed nimi trudny czas wykluczenia. Trzeba mieć siłę słonia i pomysł na dalsze działania. Wszystko w ich rękach.

Anna Gornostaj przed laty z Wojciechem PokorąAnna Gornostaj przed laty z Wojciechem Pokorą fot. arch. prywatne

Wystąpiła pani w wielu rozbieranych scenach. Jak się pani z tym czuła?

- Reżyserzy lubili mnie rozbierać zarówno na scenie, jak i na ekranie. Nie miałam z tym problemu. Nie oszukujmy się, młoda, piękna kobieta, do tego obnażona, przyciąga widza niczym magnes.

W szkole teatralnej przygotowywano nas do tego. Uczono nas, że narzędziem aktora jest nie tylko talent czy głos, ale i jego ciało. I tak je trzeba traktować, ćwiczyć, dbać o nie.

Grała pani takie role w "C.K. Dezerterach" Janusza Majewskiego czy u Marka Koterskiego w "Porno"...

- I jeszcze u Jacka Bromskiego w "To ja, złodziej", gdzie byliśmy kochankami z Januszem Gajosem. Miałam wtedy 40 lat. Po czterdziestce, dzięki Bogu, rozbierane role się skończyły.

Dlaczego dzięki Bogu?

- Bo już wystarczy. Po czterdziestce już nie miałam potrzeby chwalenia się ciałem. Nie musiałam już niczego udowadniać. A teraz znam swój PESEL, mam 59 lat. Są młodsze, ładniejsze, atrakcyjniejsze. Niech one grają. Wie pani, reżyser nie zmusza aktorki, żeby się rozebrała. Przecież każdy zna wcześniej scenariusz, świadomie decyduje, czy chce to robić.  

Ja na przykład na planie filmu "Dwie wigilie" w 1986 roku odmówiłam zjeżdżania w kostiumie kąpielowym na nartach. Nie było takiej możliwości. Nie chciałam się rozchorować. Innym razem chciano mnie gołą topić w jeziorze, a był to już koniec października. Powiedziałam "nie".

Anna Gornostaj  w początkach swojej karieryAnna Gornostaj w początkach swojej kariery fot. arch. prywatne

Za to zgodziła się pani zagrać w pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie".

- Ona nie miała nic wspólnego z tym, jak się dziś kręci telenowele. Teraz robi się 14-15 scen jednego dnia. Wtedy jedną kręciliśmy trzy dni, a mimo to wszyscy byliśmy w szoku, że można tak szybko.

Kiedy pracowałam w Ateneum, każdą serialową czy filmową propozycję musiałam konsultować z dyrektorem teatru. I on musiał wyrazić zgodę. Kiedy poszłam z propozycją roli "W labiryncie" do dyrektora Warmińskiego, ten się nie zgodził. Uważał, że jako aktorce teatralnej po prostu mi nie wypada. Następnego dnia Aleksandra Śląska, jego żona, obiecała mi: "Przekonam męża, musisz w tym zagrać". I dyrektor się zgodził.

Dzisiaj dyrektorzy teatrów błagają producentów, by angażowali ich aktorów w serialach. Bo wiedzą już, że tak się buduje popularność teatrów.

Anna Gornostaj z mężem i dziećmi po prawej: z Markiem Kondratem w 'C.K. Dezerterzy''Anna Gornostaj z mężem i dziećmi po prawej: z Markiem Kondratem w 'C.K. Dezerterzy'' fot. arch. prywatne

Anna Gornostaj. Absolwentka PWST w Warszawie. Najpierw związana z Teatrem Narodowym, potem z Ateneum, a obecnie z mężem Stanisławem Mączyńskim prowadzi własny Teatr Capitol. Zagrała w kilkudziesięciu filmach i serialach. Ma dwoje dzieci.

Jeżeli zainteresował Cię nasz tekst, prosimy o wypełnienie ankiety. Twoje odpowiedzi będą dla nas wskazówką, jakie tematy poruszać w cyklu "Psychologia". Ankieta znajduje się TUTAJ.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER.

Więcej o: