"Nie każdy ma siłę udźwignąć dwie twarze: publiczną i prywatną". Qczaj poszedł za ciosem, Mama na siłowni zostaje w Koniecpolu

Ola Długołęcka
Nasze teksty miewają moc sprawczą, którą najlepiej odczuwają ich bohaterowie. Nie ma co fałszywie udawać, że nie dajemy możliwości pokazania się, że nie przyspieszamy wydarzeń, nie popychamy do przodu ludzi, którzy robią coś ciekawego. Mechanizm jest prosty: tekst na Gazeta.pl, zaproszenie do telewizji i... ocean możliwości, z których można skorzystać lub świadomie za nie podziękować. Jak Ania - Mama na siłowni.

10 stycznia 2018 roku na Kobieta.gazeta.pl ukazał się materiał o trenerze Danielu "Qczaju" Kuczaju. Nie minął rok i pokój, w którym nagrywał telefonem treningi, zamienił na własne pasmo w programie śniadaniowym, piruety w "Tańcu z gwiazdami", reklamę Power Ride i Daffi. A to pewnie dopiero początek, bo jego temperament i osobowość spodobały się producentom i widzom. Maria Margielewicz, która zrobiła mi masaż kostny twarzy (a bolał jak dwa porody), także trafiła do śniadaniówki, ale wcześniej zapełniła grafik wizyt na pół roku naprzód, odezwały się do niej luksusowe kobiece magazyny z prośbą o wywiady. Panowie z "Chłopaki w podróży" zostali nominowani do nagrody Bloger Roku National Geographic.

Zobacz wideo

Nasza kolejna bohaterka dostała podobną szansę. Mama na siłowni, czyli Ania Krzysztofik z Koniecpola, sama w kilka lat przebudowała skład swojego ciała, zmieniając się w umięśnioną sportsmenkę. Zrobiła to bez pomocy trenerów, dietetyków, własnym sumptem, dzięki konsekwencji i uporowi. Uczyła się na własnych błędach, na żywym organizmie coraz odważniej budując swój instagramowy profil.

"Gdzie ja tam do telewizji"

Zanim ukazał się materiał o Mamie na siłowni, uprzedziłam bohaterkę, że po publikacji tekstu na pewno rzucą się na nią producenci z telewizji śniadaniowych. Ania mi nie uwierzyła. Zapytana dzisiaj o sytuację sprzed publikacji wspomina:

Szczerze? Pomyślałam sobie, że nikt się mną nie zainteresuje. Po artykule w necie? Zastanawiałam się, co ty, kobieto,  opowiadasz.
 

Tak jak przewidywałam, głodni prawdziwych bohaterów producenci z TVN i TVP zarzucili sieci na Anię. Jak wspomina, zdziwił ją natychmiastowy odzew ze strony portali, gazet, stacji telewizyjnych. - Z większości zaproszeń nie skorzystałam - mówi. - To nie o to chodzi, żeby nagle się pokazać i być wszędzie. Na kanapie TVN-u nie mogłam usiąść, bo termin mi nie pasował. Padła propozycja: reportaż plus nagranie śniadania u mnie w Koniecpolu. To było bardzo fajne, naturalne, pasujące do mnie. Zgodziłam się - tłumaczy swój wybór.

Ania Krzysztofik dziwiła się, że kolejni dziennikarze interesowali się jej zwyczajnym życiem. - Podobało im się to, że jestem taka normalna. Widać jest teraz powrót do naturalności, odchodzi się od sztuczności i przerysowania.

Sława w zasięgu ręki

Zdaniem jednej z redaktorek pracujących w portalu plotkarskim, zdobycie sławy w sieci to dzisiaj nic trudnego. - Najłatwiej przebić się poprzez szokowanie - tłumaczy. Profesor Uniwersytetu SWPS, medioznawca Wiesław Godzic, zgadza się z taką tezą, dodaje jednak, że raz zdobytą sławę trudniej jest utrzymać, ona musi się czymś karmić. Dodatkowo, jeśli ktoś nie jest na nią gotowy, sława może - zdaniem wykładowcy - narobić szkód w psychice świeżo upieczonej celebrytki lub celebryty.

Ania od początku zapewniała i to zdanie podtrzymuje, że "typowego parcia na szkło nie ma”. Nie jest także zainteresowana zmienianiem się w kogoś, kim nie jest. - Nabrałam apetytu na wspieranie, motywowanie, inspirowanie, pokazywanie, że można coś zrobić ze swoim ciałem i zdrowiem. Jestem pewniejsza siebie, chodzę wyprostowana, nie wstydzę się. Ale na show-biznes nie mam ochoty. To nie dla mnie. Najważniejsze jest zdrowie, brak problemów, to, że nie mam na co narzekać.

Ania jest chętna do wspierania, rozmów, motywowania kobiet, działań, które w naturalny sposób są przedłużeniem tego, co teraz robi. Nie ma jednak pomysłu, jak mogłaby to przenieść do realu. Ale udział w narzuconym formacie, podporządkowanie się gotowemu scenariuszowi? - To nie dla mnie. Albo po mojemu, albo wcale - zapewnia stanowczo.

 

Taka postawa Mamy na siłowni wcale nie dziwi dziennikarki z mediów plotkarskich: - Nie każdy ma siłę i energię, żeby utrzymywać przy życiu dwie twarze i dwie osobowości - prywatne i publiczne. Jak już mamy porównywać Anię do innego bohatera z podobnej branży, to weźmy trenera o góralskim zaśpiewie - Qczaja. On kreuje na potrzeby swoich występów osobę, którą w życiu nie jest. Ten drugi Qczaj jest przerysowany, przyciągający uwagę, medialny - mówi.

Profesor Godzic dodaje, że być może Krzysztofik boi się celebryckości, obawia się spalenia, bo trochę sławy już posmakowała. - Ma swoją szansę, ale te drzwi długo nie będą stały otworem. Tu się nie da nic na siłę, trzeba mieć chęć zaryzykowania - mówi.

 

Może to zaprocentuje

Osoba zajmująca się kampaniami reklamowymi z udziałem influencerów zapewnia, że na takie osoby jak Mama na siłowni jest wciąż duże zapotrzebowanie. - Krzysztofik jest niszowa, autentyczna, ma dobrą pod względem reklamowym grupę odbiorczyń, które mają siłę nabywczą i bardzo określone prosportowe i prozdrowotne zainteresowania. A 100 tysięcy obserwujących to już niemały profil. Gdyby chciała rzucić się na głęboką wodę i pójść za ciosem, w krótkim czasie mogłaby zarobić okrągłą sumę - mówi spec od influencerów.

Zapytałam Anię o propozycje reklamowe. - Dziennie dostaję ogrom zapytań marketingowych. Wybieram te, które naprawdę mogą moje dziewczyny zainteresować. Ale otwarcie mówię na profilu o partnerstwach. Dla mnie najważniejsza jest motywacja, a nie sprzedawanie innym produktów - tłumaczy.

To może dobrze, że Ania jest taka niedostępna, niechętna na zostanie słupem reklamowym?

- Odrzucanie sławy i niewchodzenie we wszystkie współprace opłaca się - uważa redaktorka z portalu plotkarskiego.

Jest się wiernym sobie, można tworzyć spójny i konsekwentny wizerunek. Dla największych influencerów jedynym kryterium wejścia w układ jest wysokość honorarium. Nie szkodzi, że jednego dnia promują ekologię i namawiają do nieużywania plastikowych słomek, a następnego dnia pozują z drinkiem ze słomką. Może dzięki temu za jakiś czas nastąpi powrót do osób, które oferty współpracy wybierają bardzo świadomie i są cenione za wierność przekonaniom - sugeruje dziennikarka.

Po "Dzień dobry TVN" Krzysztofik zainteresował się Polsat Cafe. - Było jak przed wywiadem z tobą, z mojej strony opór materii, ale ostatecznie pani z produkcji mnie uprosiła, nagrałam z córką filmik i przesłałam - śmieje się Anna. - Po kilku dniach zostałyśmy zaproszone do nagrania programu "Matka i córka". To była przygoda, zobaczyłyśmy z córką, jak to wszystko wygląda od kulis, spędziłyśmy trochę czasu we dwie, byłyśmy na planie show "Dancing with the Stars" - mówi Mama na siłowni.

Czy wtedy zaczęła się zastanawiać nad wypłynięciem na szerokie wody? W końcu na swoim Instastory tłumaczyła, że z perspektywy stolicy zdała sobie sprawę, że mieszka na dalekiej prowincji. - Warszawa jest pięknym miastem - te wieżowce, stal i szkło. Ale są też korki, spaliny. Do życia na co dzień Warszawa jest nie dla mnie, współczuję warszawiakom. Jakbyśmy się mieli wyprowadzić, to całą rodziną do Łodzi albo Katowic, ale nie do Warszawy, i nie po to, żeby gwiazdorzyć.

 

Localebrity, czyli celebrytka lokalna

Ania znana była na Instagramie, ale w rodzinnej miejscowości pozostawała anonimowa. - Mieszkam w małym mieście, u nas sport, pokazywanie się w sieci nie są oswojone. Niespecjalnie się więc chwaliłam profilem na Instagramie. W tekście pojawił się Koniecpol, wszystko wyszło więc na jaw - co robię, czym się zajmuję, jak jestem aktywna - wspomina. - Jak przyjechała telewizja z dwoma samochodami oklejonymi logo stacji i rozstawiła się u mnie w domu, była niemała sensacja i szok - śmieje się.

 

Zdaniem profesora Wiesława Godzica kiedyś było trudniej zdobyć sławę oddolnie, tak jak zrobiła to Ania Krzysztofik. - Przykładem może być Michał Wiśniewski, który zaczynał od Polski powiatowej i która wyniosła go na salony. Zaprzeczył temu, że karierę zaczyna się w telewizyjnym show, a kreują go kolejne widowiska w telewizji - mówi medioznawca. Zdaniem naukowca Mama na siłowni ma szansę zostać localebrity, czyli osobą sławną w swoim miejscu zamieszkania. - Mogłaby zostać radną, przekuć sławę na lokalne działania - sugeruje. - Pani Ania jest autentyczna, nie będzie się czuła dobrze po radykalnej zmianie i metamorfozie, którą narzucają telewizyjne show. Mama na siłowni była dla telewizji newsem. Póki producent nie zobaczy, jakie ma możliwości, nie będzie w stanie stwierdzić, czy ma szansę na dalszą karierę w mediach. Sugerowałbym, żeby ryzykowała i brała, co los daje. Próbować zawsze warto, szkoda później żałować, że nie skorzystaliśmy z życiowej szansy.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER

Więcej o: