"Usłyszałam ostatnio: Mów mi do prawego ucha, bo po tym, jak mnie były mąż strzelił w lewe, nic na nie nie słyszę"

Mama wpajała mi, że bez mężczyzny kobieta nie istnieje. Kiedy opowiadałam jej, że jestem rzucana o ściany, że muszę odejść od partnera, słyszałam: Nie możesz od niego odejść, nie poradzisz sobie - opowiada kompozytorka Luiza Staniec.

Ola Długołęcka, Kobieta.gazeta.pl: Nagrałaś płytę pt. "Sounds Like Women" , która porusza tematykę przemocy wobec kobiet, nierówności. Czerpałaś z własnych doświadczeń?

Luiza Staniec, piosenkarka, kompozytorka, producentka muzyczna: Od 25. roku życia przez pięć lat tkwiłam w relacji, w której doświadczyłam przemocy. Było ze mną tak źle, że w pewnym momencie w Lublinie chciałam wjechać windą na ostatnie piętro wieżowca i rzucić się z okna.

Czy twój były partner od początku był agresywny?

Po dwóch tygodniach znajomości w dość niewyszukany sposób wyraził opinię na temat tego, że źle wychowuję córkę. To było jak zimny prysznic, ale stłumiłam w sobie instynkt i brnęłam w tę relację. Wydawało mi się, że jak ktoś mnie wszędzie wozi i przyjeżdża po mnie, to jest to forma troski, uczucia. Byłam też przekonana, że na inną, lepszą relację nie zasługuję.

Godziłam się na eskalację przemocy, nie myśląc o tym, że to jest coś złego. Sądziłam, że tak ma być. Miałam wtedy fazę na Stinga i ciągle słuchałam jego płyt. Mój partner potrafił wyjąć płytę z podajnika i rzucić ją na ziemię. Popychał mnie, szturchał, poniżał, zdarzało mu się podejść i uderzyć mnie.

Kiedy postanowiłaś zakończyć tę relację?

Impulsem do wyjścia z toksycznego układu często jest jedno zdanie, które sprawia, że się nagle zatrzymujemy i odmieniamy swój los. W moim przypadku były to słowa koleżanki, która zapytała mnie, jak mogę się na takie zachowanie godzić. Uzmysłowiła mi, że to nie jest normalne.

Wtedy rozpoczęłam walkę o siebie, która nie była ani łatwa, ani przyjemna. Wcześniej w tajemnicy przed ówczesnym partnerem zaczęłam pisać piosenki, komponować, grać. Pokazałam moje utwory Romualdowi Lipko [kompozytor, multinstrumentalista - przyp. red.], który uznał, że są dobre, pomógł mi pokazać je światu. Zaczęłam budować pewność siebie, być odważniejszą. Ale nie było to łatwe, bo moja mama wpajała mi, że bez mężczyzny kobieta nie istnieje. Kiedy opowiadałam jej, co się dzieje u mnie w domu, że jestem dosłownie rzucana o ściany, że muszę odejść od partnera, słyszałam: Nie możesz od niego odejść, nie poradzisz sobie.

Kiedy chciałam popełnić samobójstwo, to wizja, że moja córka mogłaby trafić pod opiekę mojej mamy lub partnera, powstrzymała mnie przed zabiciem się.

Odważnie opowiadasz o swoich doświadczeniach.

Tak. I przyciągam kobiety, które przeżyły podobne historie i chcą się nimi dzielić. Ostatnio dowiedziałam się, że podobną historię ma na koncie moja manikiurzystka. Rozmawiałyśmy i ona nagle rzuciła do mnie: Musisz mówić do mojego prawego ucha, bo po tym, jak mnie były mąż strzelił w lewe, nic na nie nie słyszę.

Czy twój były partner spotkał się z ostracyzmem otoczenia - waszych znajomych, rodziny? Czy to ty jako ofiara byłaś piętnowana za to, że postanowiłaś od niego odejść?

Nie jestem ofiarą, byłam nią w czasie związku i chwilę po wyjściu z niego. Teraz jestem, jak to się określa po angielsku "survivor", czyli kimś, kto przetrwał, ale jest silny i wzmocniony. Mój były partner spotkał się z ostracyzmem wśród naszych znajomych, ale wiem, że miał kolejne kobiety, kolejne dzieci, że jego zachowanie w stosunku do partnerek nie zmieniło się.

Kiedy mój aktualny mąż, postawny Szkot i absolutnie cudowny człowiek, podniesie czasem głos, od razu reaguję i stanowczo mówię, że nie musi krzyczeć, bo mam dobry słuch. U osoby, która jest wewnętrznie pewna siebie, wierzy w siebie, jest dla siebie samej ważna, takie słowa są naturalną reakcją. Osoba, która jest niepewna, nie wypowie ich, tylko położy uszy po sobie. Mnie dojście do miejsca, w którym jestem teraz, zajęło dwadzieścia lat.

Sama pokonałaś tę drogę?

Tak, chociaż wspomagały mnie przyjaciółki. Pomogła mi też muzyka. To, że grałam, komponowałam, płakałam. Mam zapis nagrań z tamtych czasów, taki pamiętnik mojej rozpaczy na taśmie, nie wracam do nich, ale przechowuję je.

Jeśli pytasz, czy miałam wsparcie psychologa, odpowiedź brzmi - nie. W tamtych czasach, i pewnie teraz także, nie wiedziałabym nawet, do kogo zgłosić się po pomoc, nie mówiąc o tym, że nie byłoby mnie - samotnej matki - stać na psychoterapię.

 

Co było dla ciebie najważniejsze, żeby stanąć na nogi?

Niezależność finansowa, realizowanie się w muzyce i pokochanie siebie samej. Ale nie chodzi mi o narcyzm, tylko o samoakceptację. Myśl, że jestem wystarczająco dobra, że zasługuję na więcej, że jestem ważna i mam prawo do szczęścia.

Jak poznałaś obecnego męża? Czy łatwo było ci wejść w nowy związek?

Mojego aktualnego męża poznałam w Norwegii, koło Bergen. Jako artystka rezydentka grałam tam i śpiewałam w hotelowym klubie. On przyjechał tam na jedną noc. Sprzedałam mu swoją płytę "Jatoja", którą wtedy promowałam. Dwa dni później, już po powrocie do Szkocji, napisał do mnie maila z pytaniem: "Jeśli jesteś taka jak twoja muzyka, to co mogę zrobić, żeby cię lepiej poznać?". Odpowiedziałam mu, żeby wrócił do Norwegii i był ze mną. Nie sądziłam, że przyjedzie, a on dwa dni później już był!

Wejść w związek nie było trudno, ale zamieszkać z nim, przenieść się do Szkocji i być zdaną znowu na mężczyznę przywołało wspomnienia i koszmar sprzed lat. Bardzo się bałam, żeby nie okazało się, że przeżywam powtórkę z przeszłości. Porównywałam go do byłego partnera - zupełnie bez sensu, bo oprócz tego samego wieku mój Szkot w niczym nie przypomina mężczyzny sprzed lat.

Jestem ryzykantką, odważnie daję sobie kolejne szanse - taka się już urodziłam. Zanim wyjechałam z Polski, nie sprzedałam swojego mieszkania. Poczekałam do momentu, kiedy wzięliśmy ślub w Wielkiej Brytanii.

O moim związku sprzed lat powiedziałam mężowi od razu, kiedy zaproponował mi zamieszkanie z nim w Wielkiej Brytanii. Podzieliłam się swoimi obawami, wahałam się, myślałam przez osiem miesięcy związku na odległość i kiedy lataliśmy do siebie. Dałam sobie i mojemu Szkotowi szansę, z czego bardzo się dzisiaj cieszę. Natomiast jestem wciąż bardzo wyczulona na wszelkie przejawy męskiej kontroli. Twardo stoję przy swoim, decyduję o sobie i własnych posunięciach.

Po tym, co przeżyłaś, co było dla ciebie najważniejsze w wychowaniu córki?

Wszystko to, czego w moim wychowaniu zabrakło. Chciałam, żeby moja córka była niezależna, pewna siebie, żeby miała poczucie, że wszystko zależy od niej. Dawałam jej wsparcie, akceptację i miłość. Kiedy słyszałam, że w siebie wątpi, powtarzałam: Dasz radę, kto, jak nie ty? Jest silną, niezależną kobietą, ma doskonałą pracę, spełnia się.

Mówisz, że przyciągasz do siebie kobiety, które doświadczyły przemocy, nierówności. Co je łączy?

To, o czym mówiłam w swoim kontekście: brak pewności i wiary w siebie. Kiedy pracowałam w Japonii jako pianistka w 2004 roku, zarabiałam połowę tego, co Amerykanin na tym samym stanowisku. Bo byłam kobietą i Polką, i było mi to wyraźnie powiedziane.

Jeśli kobieta się szanuje, nie pozwoli się krzywdzić, nie uwikła się w złą relację, nie będzie podporządkowywać się sytuacjom, które działają na jej niekorzyść. W sytuacjach przemocowych, ale także wobec nierówności w pracy będzie walczyć i głośno się na nie nie zgadzać.

Jak teraz wygląda twoje życie?

Mieszkam 100 km na zachód od Londynu, w przepięknej angielskiej wiosce z widokiem na wiecznie zieloną dolinę z geoglifem [rysunek, figura lub wzór na ziemi sporych rozmiarów - przyp. red.] Białego Konia z Uffington. Mam swoje studio produkcji muzycznej, piszę piosenki, komponuję, produkuję i aranżuję muzykę, prowadzę warsztaty muzyczne dla nastoletnich dziewczyn, nagrywam i produkuję płyty innych artystów.

Teraz w ramach projektu "Sounds Like Women" buduję kontakty z brytyjskimi organizacjami pomagającymi kobietom i ich rodzinom: Poles in Need, Women's Aid. Mam nadzieję, że "Sounds Like Women" przekształci się wkrótce w organizację non profit, której zadaniem będzie tworzenie muzyczno-społecznych projektów wspomagających kobiety na świecie. I że muzyka będzie skutecznie je wzmacniała.

Mój wyjazd do Wielkiej Brytanii był porywem serca - wyjechałam w końcu z miłości do mężczyzny, ale w 2007 roku miałam także dość Polski - byłam zmęczona zawiłymi układami w polskim show- biznesie, dominacją tych samych nazwisk, patriarchatem oraz mentalnością polską, która wbija do głowy, że świat jest za duży dla Polaka, że poza krajem jesteśmy mało ważni, a moja muzyka i ja sama nic nie znaczę poza krajem. Tymczasem BBC zaprosiło mnie do kolejnego wywiadu z "Sound Like Women", zagrało moją piosenkę - bez układów, znajomości, pieniędzy. Tylko dlatego, że zauważono wielką wartość mojego projektu i muzyki. Czyli jednak można!

Twoja historia ma szczęśliwe zakończenie.

W swoich przeżyciach dostrzegam plusy. Bez nich nie byłabym w miejscu, w którym jestem. A jestem szczęśliwa, spełniona. Złe przeżycia sprawiły, że komponuję, przez moją muzykę poznałam aktualnego męża. Można powiedzieć, że wyszłam od nieszczęśliwych przeżyć, a doszłam do pełni szczęścia.

*

"Sounds Like Women" to międzynarodowy projekt muzyczno-społeczny, stworzony przez Luizę Staniec, kompozytorkę i producentkę muzyczną. Poprzez 12 piosenek, napisanych i wyprodukowanych przez Staniec, a zainspirowanych historiami kobiet i wykonanych przez wokalistki z różnych krajów "dajemy głos" tym, którzy tego głosu nie mają.

Projekt będzie realizowany w trzech minialbumach przez dwa lata. W "Sounds Like Women" zaangażowały się artystki z Gruzji, Hiszpanii, Węgier, Francji, Rosji, Turcji, Iranu, Wielkiej Brytanii, Polski (Ewelina Flinta). Piosenką promującą pierwszą płytę "Without Violence & of All Colours" jest "Tell Me Why" zaśpiewana przez Ewelinę Flintę.

Wszystkie zyski ze sprzedaży płyt  (pierwszy minialbum można ściągać także przez iTunes) przeznaczone zostaną na bezpłatne warsztaty i zajęcia muzyczno-terapeutyczne.

Więcej o: