Greckie popiersie z daszkiem przeciwsłonecznym i pingwiny przechodzące przez czerwone drzwi - kto wymyślił te witryny?

Może przypadkiem wpadliście na wystawę sklepową zaprojektowaną przez Malwinę Rytych. Może was rozbawiła, zatrzymała na chwilę, zachęciła, by sprawdzić, co znajduje się za nią, we wnętrzu sklepu. Jeśli tak, to jest nadzieja, że firmy docenią siłę subtelnego i oryginalnego komunikatu w witrynie sklepowej.

Zanim połączyłam wszystkie kropki i trafiłam - zupełnie przypadkiem - na ciebie, widziałam twoje wystawy. Te w cukierniach Lukkulus przy Chmielnej i Mokotowskiej w Warszawie zwróciły moją uwagę do tego stopnia, że specjalnie przechodziłam na drugą stronę ulicy, by się im przyjrzeć. Ilu masz stałych klientów?

W tym momencie pracuję między innymi dla cukierni Lukullus, projektantki torebek Sabriny Pilewicz, firmy kosmetycznej Annabelle Minerals, ale nowi klienci ciągle się pojawiają. I mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej, a świat sklepów i lokali usługowych doceni siłę oddziaływania witryn wystawowych.

Współpracę ze stałymi klientami mam ułożoną, tzn. cyklicznie wymieniam witryny we wspomnianych już cukierniach Lukullus, starając się, żeby za każdym razem były one zachwycające.

Witryna cukierni LukullusWitryna cukierni Lukullus Fot. Maria Miklaszewska Fot. Maria Miklaszewska

Pozwól, że trochę się teraz pozachwycam, bo zachwycająca jest nie tylko koncepcja, ale także pietyzm, z jakim wykonano wszystkie elementy wystawy. Przecież te czerwone minidrzwi, przez które przechodziły pingwiny, były jak prawdziwe - pięknie polakierowane, z oddanym każdym detalem. Jak powstaje taki efekt?

Pomysł ma zawsze początek w jakimś rzuconym haśle, np. "strzała", "pingwiny". Większość klientów daje mi wolną rękę, ale na każdym etapie - jako zleceniodawcy - konsultują pomysł i projekt. Perfekcyjna realizacja to zasługa moich wykonawców. Bo bez tej grupy chłopaków nie udałoby się zamienić projektów w gotowe instalacje. Co więcej, studzą także mój zapał, radząc, tłumacząc, proponując inne rozwiązania. Dzięki mojej ekipie w ogóle jestem w stanie działać.

To są niewielkie wystawy. Jaki jest średni budżet na taką witrynę?

Pingwiny były rozbudowaną koncepcją, ale robiłam też wystawy z delikatniejszej, lecz czasochłonnej materii, jaką jest papier. Budżet zależy więc od metody wykonania lub liczby elementów. Zależnie od tych zmiennych może to być od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, albo więcej.

 

Masz wykształcenie plastyczne?

Mam licencjat z architektury wnętrz w Akademii Sztuk Pięknych. Ale - nie boję się tego powiedzieć - ta szkoła na jakiś czas zabiła we mnie chęć projektowania. Panuje tam święta zasada, że to studenci są dla profesorów, a nie odwrotnie. Te studia to nie jest neurochirurgia, tylko projektowanie - przydałby się dystans i luz.

Po licencjacie uciekłam z ASP, i nawet gdyby to była ostatnia szkoła na świecie, nie chciałam tam robić magisterki.

Tak się złożyło, że później przez dwa i pół roku pracowałam w dziale produkcji w agencji reklamowej. To był fajny rozdział zawodowy, nauczyłam się tam organizacji pracy. Później wyjechałam na studia magisterskie do Barcelony, do szkoły ELISAVA [Elisava Escola Universit?ria de Disseny i Enginyeria de Barcelona - przyp. red.]. Tam studiowałam na kierunku Retail Design [wzornictwo detaliczne - przyp. red.]. Miałam tam różne zajęcia: od marketingu, po projektowanie wnętrz i sklepów bezcłowych. Wykonałam tam dwa projekty związane z witrynami sklepowymi.

Ten rok był świetny! Na ASP w Polsce miałam do zrobienia dwa projekty na semestr z każdego przedmiotu, w Barcelonie musiałam robić projekt za projektem. Na wykonanie każdego miałam maksymalnie dwa tygodnie. Mieliśmy zajęcia z praktykami - dyrektorami firm, to była ogromna wartość tych studiów.

 

Pamiętam, jak kilka lat temu w obydwu oknach wystawowych jednej z najbardziej znanych pasmanterii w Warszawie nagle pojawiły się nowe, przemyślane ekspozycje. To było coś świeżego, innego. Okazało się, że witryny stworzyli studenci projektowania w ramach konkursu. Z czasem jednak ich projekty zarosły kolejnymi motkami wełny, naszywkami, cekinami - potrzeba ekspedientek do wyeksponowania jak największej liczby towarów wzięła górę nad wizją artystyczną. Jaką mamy tradycję witryn? Bo kiedyś - w latach sześćdziesiątych - chyba bardziej skłaniano się ku oszczędnej formie?

Tak! Też trochę nie było wyjścia. Ale im mniej było dostępnych towarów, tym paradoksalnie wystawy bywały ciekawsze. Obsługa sklepu tworzyła coś z niczego. Obecnie w dużych miastach mamy mniej ulic handlowych, a więcej wielkich sklepów, w których ekspozycja jest częścią wizji korporacyjnej. Takie wystawy mają inny charakter niż te w butikach autorskich. Muszą spełniać więcej wymogów.

Podejrzewam, ale może się mylę, że klientowi zawsze będzie bardziej zależało na ekspozycji towaru - pokazaniu tych motków, tamborków i nici. Jakie masz argumenty, żeby odwieść właścicieli sklepów od przekazu "kawa na ławę"?

Witryna, którą ostatnio zrobiłam dla marki Annabelle Minerals, jest pierwszą, na której pokazany jest produkt. W przypadku cukierni ciastka pokazaliśmy dwa razy - na walentynki i na Wielkanoc. Wcześniej dla perfumerii GaliLu robiłam wystawy, na których na początku miał być pokazany produkt, ale finalnie był on zbędny - wystawy same przyciągały uwagę. Wszystkie witryny, przy których pracowałam, miały otwarty charakter, było zza nich widać, co znajduje się w środku.

 

Czy ta mała przestrzeń wystawy sklepowej cię nie ogranicza?

Wręcz przeciwnie. Całe życie myślałam, że będę projektowała wnętrza, ale okazało się, że skala i czas realizacji projektu mnie męczą. Musiałam zamknąć się w mniejszej przestrzeni. Rzeczy pozornie proste czasami okazują się dużym wyzwaniem - zwłaszcza, gdy dochodzi elektryka.

Poza twoimi projektami - które witryny cię zachwycają?

W Warszawie lubię okna zakładów rzemieślniczych. Przy ulicy Poznańskiej jest antykwariat,w jego witrynie są książki oświecone ciepłym światłem. Lubię sklep ze szczotkami przy tej samej ulicy. Podoba mi się warszawska ekspozycja sklepu Pan tu nie stał przy Koszykowej: wielkie nogi w klapkach i skarpetkach, neon w kształcie słoika z ogórkami - tam zawsze jest zabawnie. Za granicą zachwycam się witrynami sklepów Hermes.

 

Byłam w zeszłym roku przed świętami w Paryżu... (śmiech)

Też byłam (śmiech). Oni tam z dekoracjami świątecznymi lecą ostro po bandzie!

Zwłaszcza w domu handlowym Galeries Lafayette, w którym od tych wszystkich światełek, kolorów, choinek można było dostać oczopląsu! Niektóre wystawy mnie znokautowały - zwłaszcza te mechaniczne, w których strasznie dużo się działo. Przed niektórymi były podesty dla dzieci, żeby lepiej widziały.

 

Bo jak dziecku się podoba, to znaczy, że wystawa jest dobra! Małe dziecko jest wymagającym odbiorcą - operuje tylko obrazami.

Kupiłam sobie spontanicznie bilet do Paryża na jedną noc, żeby się przyjrzeć paryskim ulicom. Zrobiłam 20 km pieszo. Dokładnie przyjrzałam się tym mechanizmom.                      

Po powrocie do grudniowej Warszawy odniosłam wrażenie, że w naszych witrynach nie dzieje się wiele. Że nie ma takiego świątecznego nastroju jak w Paryżu.

Wiadomo, że nie dorównujemy skali i przepychowi Paryża, ale dla mnie świąteczną atmosferę zabija brak śniegu, nie brak dekoracji w oknach.

 

Wracając do tematu, bo trochę odpłynęłyśmy. Kiedy uczyłaś się w Barcelonie, ktoś ci powiedział, czemu ma służyć witryna?

Witryna ma przyciągnąć i zatrzymać wzrok przechodnia, zachęcić go, żeby wszedł do środka. To jest także reklama dla sklepu i miejsca - jak strona internetowa, wizytówki. W zalewie bylejakości i nijakości witryna zdecydowanie może wyróżnić.

Masz konkurencję? A może całkiem wypełniasz niszę, jaką jest projektowanie witryn?

Są firmy, które się zajmują projektowaniem witryn, ale wystawy w nich to cały czas niszowy temat. Mój sposób projektowania jest dość nietypowy, autorski. Jest Mirella von Chrupek, która czasami robi witryny, ale my się różnimy stylem i sposobem ich wykonania.

 

Masz poczucie, że autorskie witryny będą trendem, który się upowszechni?

Tak, i konkurencja na pewno pojawi się pewnego dnia. Ale to będzie zdrowa sytuacja, inspirująca, nakręcająca. Przy takiej pracy Instagram ma wielką moc. Dzięki postom na Instagramie, na których pokazuję moje prace, trafiają do mnie nowi klienci.

Co się dzieje z rekwizytami po tym, jak wymieniasz witrynę?

Formalnie należą do klienta, ale nie chcę, żeby wylądowały na śmietniku, dlatego mam miejsce, w którym je składuję. Marzy mi się magazyn, w którym stałyby wszystkie elementy, a ja mogłabym im dawać drugie życie w kolejnych projektach.

 

W nowojorskim domu handlowym Bergdorf Goodman tak jest. Kto zna ich wystawy i dobrze się im przygląda, ten zauważa, że wykorzystują wcześniej użyte rekwizyty.

Zajmujesz się jeszcze czymś innym?

Nie! Moja praca to wymyślanie historii dla witryn.

Malwina Rytych, właścicielka Window Stories by Malwa, projektantka witryn sklepowych.

Ola Długołęcka. Redaktorka, która inspirację do tematu potrafi znaleźć w podbitym niechcący oku. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Chodzący spokój i zorganizowanie. Wieloletnia wielbicielka Roberta Redforda.

*

Zobacz wideo

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER